Radosław Kozłowski: - Transferowy serial "Gdzie zagra Paweł Dronia" dobiegł końca. Jesteś zadowolony z takiego rozstrzygnięcia?
Paweł Dronia: - To się jeszcze okaże, ale jestem dobrej myśli (śmiech). Wszystko zależeć będzie od mojej dyspozycji.
- Zainteresowanych Twoją osobą było kilka polskich klubów. Mówiło się o Cracovii, Unii, Sanoku i Jastrzębiu…
- Zgadza się. Jednak byłem związany kontraktem z Zagłębiem i chciałem go wypełnić, ale ostatnie wydarzenia zmusiły mnie do przeprowadzki.
- Wybór padł na Unię, dlaczego?
- Warunki finansowe wszędzie były podobne. Unia to bardzo ciekawa drużyna, w której panuje świetna atmosfera. Naszą siłą będzie kolektyw, wzmocniony kilkoma znanymi nazwiskami. Poza tym jest tutaj prężnie działający tytularny sponsor, który gwarantuje stabilizację finansową.
- Po zakończeniu sezonu wiele wskazywało na to, że zagrasz w 2. Bundeslidze, w barwach Lausitzer Fusche. Co poszło nie tak?
- Pojechaliśmy do Weisswasser w czerwcu, czyli w trakcie naszego okresu przygotowań „na sucho”. Zawodnicy niemieckiego zespołu trenowali już na lodzie i to od dwóch tygodni. Podczas gdy my przyzwyczajaliśmy się do nowego sprzętu, oni ćwiczyli na pełnych obrotach. Cóż, jakieś doświadczenie z tego okresu na pewno pozostanie.
- Na początku lipca podjąłeś decyzję o pozostaniu w Zagłębiu. Nie spodziewałeś się tego, że przygoda z sosnowieckim klubem zakończy się w taki sposób?
- Podpisałem kontrakt i myślałem, że wszystko będzie dobrze. Od lipca byłem święcie przekonany, iż prezes Bernat zapłaci za moje wypożyczenie i będę mógł grać w Sosnowcu od pierwszej do ostatniej kolejki. Tymczasem stało się zupełnie inaczej…
- Ostatnie wiadomości płynące z mediów też nie napawały optymizmem…
- Niepokoiły mnie doniesienia mediów, zwłaszcza te dotyczące długów Zagłębia. Zdałem sobie sprawę z tego, iż w pierwszej kolejności prezes Bernat będzie musiał zapłacić zawodnikom, którzy odeszli z klubu. Porozumienie w sprawie mojego wypożyczenia zeszłoby na dalszy plan. Przez ten czas musiałbym występować w pierwszej lidze, a ja się chcę dalej rozwijać.
- No tak, żeby grać w reprezentacji trzeba występować w ekstralidze…
- Racja. Poziom ekstraligi jest zdecydowanie wyższy niż pół-amatorskiego zaplecza.
- Czym był spowodowany krach Zagłębia? Prezes źle opracował budżet? Przeliczył się?
- Nie chciałbym zabierać głosu w tej sprawie… Dodam tylko, że z prezesem Bernatem żyłem w zgodzie. Oczywiście zdarzały się miesięczne lub dwumiesięczne poślizgi w wypłatach, ale w moim przypadku wszystko zostało uregulowane.
- W polskim hokeju nie będzie dobrze, jeśli dalej będą się przydarzać takie sytuacje...
- Ciężko jest uprawiać hokej w Polsce. Krótko mówiąc nie wygląda to najlepiej: brakuje sponsorów, jest niewielu zawodników i mało lodowisk. Na dzień dzisiejszy w PLH są tylko cztery w pełni wypłacalne kluby: Jastrzębie, Unia, Sanok i Cracovia. A to mówi samo za siebie.
- Nie sądzisz, że media poświęcają hokejowi za mało miejsca? Brakuje przede wszystkim transmisji telewizyjnych, a informacje dotyczące tej dyscypliny pojawiają się tylko w dziennikach regionalnych lub specjalistycznych portalach…
- To wszystko prawda, a to źle wróży tej pięknej dyscyplinie.
- Na koniec, czego można ci życzyć w nowym zespole?
- Na pewno sukcesu z drużyną. To jest najważniejsze.
- Stać was na półfinał?
- Na pewno są szanse, ale w każdym spotkaniu musimy grać na sto procent. Szczerze powiedziawszy, to nie zdobyłem jeszcze żadnego medalu. Z Zagłębiem w poprzednim sezonie zajęliśmy czwarte miejsce. Może w Oświęcimiu ta sztuka się uda.