Podopieczni trenera Spisiaka od samego początku mieli ogromne problemy z finalizacją akcji. Z łatwością dochodzili do sytuacji strzeleckich, ale zawsze czegoś im brakowało. - Trochę skuteczności, trochę timingu. Muszę przyznać, że nie wyglądało to dobrze - ocenił Robert Krajci. - Tylko w pierwszej tercji oddaliśmy ponad dwadzieścia strzałów, po prostu krążek nie chciał wpaść do bramki rywali - wyjaśnił Ladislav Spisiak.
Opiekun "biało-niebieskich" załamał ręce w siódmej minucie, gdyż pierwsza kontra sosnowiczan od razu przyniosła im prowadzenie. Prawym skrzydłem pomknął Łukasz Kulik, następnie zagrał wzdłuż bramki do Rafała Twardego, a były zawodnik oświęcimskiej Unii precyzyjnie uderzył. - Miałem niewiele miejsca na oddanie strzału, na szczęście udało mi się zmieścić krążek pomiędzy słupkiem a parkanem Krzyśka Zborowskiego - nie krył radości 32-letni skrzydłowy.
Jego koledzy nieoczekiwanie podwyższyli prowadzenie w 23. minucie, wykorzystując grę w podwójnej przewadze. Cychowski z Voznikiem wymienili kilka szybkich podań, a Dołęga musiał tylko dopełnić formalności. - To była chyba największa niespodzianka tego meczu - uśmiechnął się Krzysztof Podsiadło. - Gdy przegrywaliśmy dwoma bramkami, powiedzieliśmy sobie, że musimy wygrać ten mecz. Zaczęliśmy coraz śmielej atakować - dodał Robert Krajci.
Słowacki skrzydłowy mógł jednak mówić o sporym pechu. W 31. minucie pojechał na samotne spotkanie z Tomaszem Dzwonkiem. Po profesorsku wymanewrował go, ale w najważniejszym akordzie akcji, nie zdołał podnieść krążka. - Widziałem już krążek w bramce. Przyznaję, że nie zachowałem zimnej krwi do samego końca - bił się w piersi słowacki skrzydłowy.
Cztery minuty później Krajci był już skuteczniejszy. Doskonale przechwycił krążek i w sytuacji sam na sam z Dzwonkiem nie dał mu żadnych szans. - Pozwoliliśmy sobie na stratę bramki podczas gry w przewadze, potem mecz wymknął nam się spod kontroli - przyznał Krzysztof Podsiadło, trener Zagłębia.
Oświęcimianie poszli za ciosem i w 37. minucie za sprawą Łukasza Sękowskiego doprowadzili do wyrównania, a sześć minut później wyszli na prowadzenie. Po dobrym dograniu Petra Valusiaka na listę strzelców wpisał się Wojciech Stachura. - Bramka wisiała w powietrzu. Nieważne było to, kto ją strzeli. Akurat padło na mnie. Mogę tylko dodać, że zapracowała na nią cała drużyna - podkreślał Stachura.
- Bardzo chcieliśmy wygrać i to nam się udało. Liczą się trzy punkty, a styl jest w tym momencie nieważny - stwierdził Ladislav Spisiak, który w swoim zespole nie potrafił wskazać najlepszego zawodnika: - Może... Stachura. Dzielnie nam kapitanował i zdobył oczywiście zwycięskiego gola - przyznał szkoleniowiec
Opiekun gospodarzy nie miał za to żadnych problemów ze wskazaniem najmocniejszego ogniwa rywali. - Dzwonek! Obronił dzisiaj 59 strzałów. To wręcz nieprawdopodobne - zakończył trener Aksam Unii.
Aksam Unia Oświęcim - Zagłębie Sosnowiec 3:2 (0:1, 2:1, 1:0)
0:1 - Rafał Twardy (Łukasz Kulik, Rafał Cychowski) 7'
0:2 - Jarosław Dołęga (Martin Voznik, Rafał Cychowski) 23', 5/3
1:2 - Robert Krajci 35', 4/5
2:2 - Łukasz Sękowski (Marek Modrzejewski) 37'
3:2 - Wojciech Stachura (Petr Valusiak, Lukas Riha) 43'
Składy:
Aksam Unia: Zborowski - Gabryś, Flasar; Wojtarowicz, Tabacek, Krajci - Dronia, Piekarski (2); Modrzejewski (4), Jakubik, Sękowski - A. Kowalówka (2), Zatko; Riha, Stachura, Valusiak.
Trener: Ladislav Spisiak
Zagłębie: Dzwonek - Cychowski (2), Kulik (2); Twardy, Voznik, Dołęga (2) - Duszak, Kuc; M. Kozłowski, T. Kozłowski, Podsiadło - Jaskólski, Banaszczak; Białek, Zachariasz (2), Stokłosa.
Trener: Krzysztof Podsiadło
Sędziowali: Pachucki - Kubiszewski, Bernacki.
Kary: Aksam Unia 8 min, Zagłębie - 8 min.
Widzów: 600.