Michał Kowalski: Wasze dwa ostatnie mecze to mało przekonujące zwycięstwa nad słabymi drużynami - Akuną Naprzód Janów oraz KTH Krynica. Szczególnie niedzielny występ zdawał się być dla Was trudny i chyba nie wszystko potoczyło się według planu?
Konrad Guzik: Zgadza się, ale zespół z Krynicy jak każdy beniaminek nie jest łatwym przeciwnikiem. Gdyby w niedzielnym spotkaniu mieli więcej szczęścia to naprawdę mogło to potoczyć się bardzo różnie. Mecz meczowi nie jest jednak równy. Dobrą robotę wykonał nasz bramkarz - Rafał Radziszewski, który zanotował świetny występ. Tak jak powiedziałem, nie było łatwo, ale przecież nikt nie powiedział, że tak będzie. To, iż jesteśmy wielokrotnym mistrzem Polski nie znaczy, że przeciwnicy będą się przed nami kłaść i pozwalać strzelać bramki.
Rzadko się zdarza, że Cracovia strzela tylko 3 bramki w meczu przeciwko mimo wszystko słabemu rywalowi. Co według ciebie było powodem tak słabej skuteczności?
- W mojej opinii brakowało nam skuteczności dlatego, że prowadziliśmy już od pierwszej tercji. Nie było już później pełnej koncentracji i może dlatego wynik był taki, a nie inny. Najważniejsze jest jednak to, że udało się wygrać, przywieźć trzy punkty do Krakowa i pozostać na fotelu lidera PLH.
Za nami rok 2010. Jaki był on dla ciebie?
- Początek sezonu był dla mnie naprawdę trudny, ponieważ wróciłem po ciężkiej kontuzji. Musiałem poddać się rekonstrukcji więzadeł w kolanie i niestety trzeba było nadrabiać okres przygotowawczy do zmagań ligowych. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej, a przede wszystkim, że ominą mnie urazy, bo to naprawdę bardzo trudne po raz kolejny "podnosić" się po takiej przerwie spowodowanej kontuzją.
Kilka lat temu występowałeś w MMKS Podhale Nowy Targ. Co możesz powiedzieć o grze dla tego klubu?
- Tak naprawdę to w MMKS się wychowałem i okres ten będę zawsze wspominał bardzo dobrze. To tam nauczyłem się wszystkiego, nawet jazdy na łyżwach i wiele temu ośrodkowi zawdzięczam. Będę ten klub pamiętał do końca życia, bo to jest miejsce, gdzie w zasadzie stałem się hokeistą.
Czyli z perspektywy czasu możesz powiedzieć, iż gra w Nowym Targu wiele cię nauczyła i ukształtowała?
- Jeszcze w juniorskim MMKS nauczyłem się wszystkiego od podstaw i zdobyłem bardzo dużą ilość różnych tytułów. W Podhalu miałem możliwość nabierania szlifów pod okiem świetnych szkoleniowców z doświadczeniem. Grałem również przeciwko mocnym przeciwnikom zza południowej granicy. Jak wszyscy wiemy, hokej na Słowacji jest dużo lepszy od polskiego, więc naprawdę dużo mi to dało.
W latach 2004-2006 grałeś w USA, w barwach Orchard Lake St. Mary’s. Jak to się stało, że trafiłeś do tamtej ekipy?
- Wszystko zaczęło się od tego, że moja drużyna została zaproszona do Stanów przez dwóch ludzi związanych z hokejem. Andrzej Ujwary oraz Robert Rovda zaproponowali nam udział w meczach pomiędzy drużynami ze stanu Michigan (m. in. Orchard Lake St. Mary’s). Po wszystkich meczach trener tej właśnie drużyny chciał, aby na następny sezon- 2004/2005 do zespołu dołączyli dwaj gracze MMKS. Mi udało się być w tej dwójce, a w Podhalu było wtedy wielu naprawdę utalentowanych i obiecujących hokeistów.
Jak wspominasz grę w USA? Czy były problemy z aklimatyzacją?
- Nie, nie miałem akurat z aklimatyzacją żadnych problemów. Wielu Polaków mi bardzo pomagało, byli dla mnie naprawdę życzliwi. Z pewnością było mi trudno samemu, bez rodziców i rodzeństwa, miałem przecież w tamtym czasie kilkanaście lat. Ale tak jak powiedziałem, mimo to dobrze wspominam czas spędzony poza domem. Zycie dużo mnie nauczyło i już nikt mi tego doświadczenia, tej wiedzy nie może zabrać. Tam bowiem gra się zupełnie inny hokej niż w Polsce. Jest nieporównywalnie twardszy i o wiele agresywniejszy. Tam nie ma takiego czegoś jak gra kombinacyjna, obowiązuje zasada "wbij i jedź". Chodzi o to, aby bardziej napierać, atakować przeciwnika w jego tercji.
Czy mógłbyś w jakiś sposób porównać hokej w Stanach do ligi polskiej?
- To są dwa różne, odmienne rodzaje hokeja. Tutaj w Polsce gra się bardziej technicznie, jak to w Europie. Tam zaś prezentuje się typowy kanadyjski sposób gry. Co więcej, w Ameryce na pewno ciężej dostać się do podstawowego składu drużyny, gdyż na każde miejsce jest dwóch, a czasem więcej zawodników, a co za tym idzie także rywalizacja o to miejsce jest większa. W naszym kraju przede wszystkim samych hokeistów jest za mało. Młodzież jakoś nie jest chętna do uprawiania tego sportu i nie rozumiem tej sytuacji. Tam, w USA, hokej jest lepiej promowany i więcej ludzi jest nim zainteresowanych.
Czy uważasz, że młodzi polscy hokeiści powinni jak najszybciej próbować swoich sił w ligach zagranicznych?
- Tak, wiem to z własnego doświadczenia. Im szybciej znajdziesz się w świecie prawdziwego hokeja, tym lepiej dla twojej dalszej kariery. Ludzie muszą wcześniej o tobie usłyszeć, żeby cię wypromować, a w Polsce jest to praktycznie niemożliwe do zrealizowania. Trudno się wybić. Trzeba najpierw "wyrobić" sobie nazwisko i pokazać się z dobrej strony na kilku listach, na przykład punktacja kanadyjska, czy pre-draft. Jedyną możliwością zaistnienia poprzez grę w polskim klubie są występy na turniejach międzynarodowych- Mistrzostwa Świata, czy inne zawody tak wysokiej rangi. Wtedy istnieje szansa, że ktoś cię wypatrzy i dostrzeże dobrego hokeistę.
Czy w razie otrzymania oferty, rozważasz ponowny wyjazd poza Polskę?
- Jestem już w wieku, w którym trzeba podejmować dorosłe i dojrzałe decyzje. Jeśli nadarzyłaby taka okazja, to z pewnością bym z niej skorzystał. Jak wszyscy wiedzą, z Polski wyjeżdża bardzo niewielu hokeistów i gracz musi być naprawdę dobry, żeby dostać propozycję spoza kraju. Na razie gram w Cracovii i nie jest źle. "Posmakowałem" także hokeja w wydaniu zagranicznym i wiem już coś o tym. Pewne jest, że każdy, kto decyduje się na wyjazd musi nastawić się na ciężką pracę na treningach, poświęcenie, ale przede wszystkim potrzebuje dużo szczęścia.
Nie da się ukryć, że Cracovia to główny kandydat do mistrzostwa w PLH. Jakie drużyny mogą według ciebie stanowić dla was największe zagrożenie w walce o tytuł?
- W tym sezonie drużyn, które są w stanie walczyć o zdobycie mistrzostwa jest naprawdę bardzo dużo. Z pewnością nikt nie podda się bez walki i wszyscy nie odpuszczą do samego końca. Tychy, Unia Oświęcim, czy Ciarko Sanok są niezwykle mocne. Również JKH Jastrzębie, a nawet odmłodzony MMKS, który będzie próbował obronić tytuł. Play off jak wiemy rządzi się swoimi prawami i może być tam bardzo różnie. Każda ekipa ma szansę znaleźć się w finale i dlatego jest to pewnego rodzaju loteria. Ten, kto popełni mniej błędów z pewnością znajdzie się wyżej w końcowym rozrachunku.