Przemysław Lorenc: Czy David Kostuch to już gwiazda Comarch Cracovii?
David Kostuch: No nie wiem czy jestem gwiazdą (śmiech - przyp. red.). Staram się po prostu grać w każdym meczu na sto procent, tak żeby drużyna miała ze mnie pożytek. Największą gwiazdą drużyny jest Leszek Laszkiewicz i to on znaczy najwięcej dla Cracovii. Ja się po prostu staram. Fajnie jest być w czubie strzelców drużyny, ale nie przywiązuję do tego jakiejś specjalnej uwagi.
Jesteś ważnym ogniwem trzeciej piątki Pasów, którą możemy nazwać międzynarodową.
- Dobrze układa nam się współpraca. Nie bez znaczenia jest, że cała piątka jest w stanie komunikować się w języku angielskim. Petr Dvořak i Mariusz Dulęba może nie płynnie, ale dajemy radę. Z Rafałem Martynowskim od początku załapałem kontakt. Podobnie było z Petrem. Od pierwszego meczu widać było, że gra się nam układa i to przynosi efekty.
Szybko więc stałeś się czołową postacią Comarch Cracovii. Wiedziałeś w sierpniu, że tak łatwo się to wszystko potoczy?
- Nie pomyślałbym tak w sierpniu. Wtedy najważniejsze było grać jak najlepiej potrafię. Nigdy bym nie przypuszczał, że w styczniu będę w takim miejscu jak dziś. Bardzo pomogła mi w tym cała drużyna. Każdy stara się dobrze podać mi krążek, czy jest to Daniel Laszkiewicz, czy mój kuzyn Rafał. Całą drużyna odnosi sukces, a dzięki temu i indywidualnie dobrze się prezentujemy.
Coraz częściej znajdujesz się na lodzie z Leszkiem Laszkiewiczem. Łatwiej gra się z tak dobrym zawodnikiem?
- Gra się świetnie. Sprawia, że mam dużo więcej przestrzeni na lodzie. On praktycznie potrafi rozegrać całą akcję sam i na koniec wyłoży gumę tak, że trzeba już tylko wepchnąć ją do pustej bramki. Leszek zawsze wie co che zrobić z krążkiem i jak tylko znajdziesz się w dobrym miejscu to on cię znajdzie.
W niedzielę zagrasz w Meczu Gwiazd…
- To coś nowego. Nie sądziłem, że dostanę powołanie. To dla mnie duże wyróżnienie. Grałem już w kilku meczach tego typu, ale przyjechać do Polski i po kilku miesiącach znaleźć się na lodzie w takim spotkaniu, to świetna sprawa. Nie mogę się doczekać. Mam nadzieję, że będzie dużo zabawy i dużo ofensywnej gry.
Za wami ostatnia, krótka przerwa w rozgrywkach. Przed wami kilka spotkań i rozpoczniecie play-offy. Jak myślisz, kto może być najgroźniejszy?
- Nie ma co tutaj się wymądrzać. Groźne będą dwie drużyny, które w tabeli są z nami czyli Oświęcim i Tychy. Chociaż szczerze powiedziawszy reszta zespołów też jest w stanie sprawić sporo kłopotów. Sanok, Podhale. Musimy zagrać skutecznie, skupieni w każdym momencie, bo jeśli tylko odpuścimy na moment to może być różnie.
Od września udało ci się zadomowić w drużynie, rozegrać dwie dobre rundy Pucharu Kontynentalnego, zostać liderem PLH i zagrać w Meczu Gwiazd. Jak dorzucisz do tego tytuł mistrza to może to być dla ciebie rewelacyjny sezon.
- Tak, to może być dal mnie wielki rok. Najpierw chcieliśmy wygrać turniej w Holandii, co się udało, potem we Francji, gdzie niewiele nam zabrakło do awansu. Teraz chciałbym wygrać ligę, bo taki stawiałem sobie cel od początku sezonu. Będę grał w PLH tak długo, aż nie zdobędę mistrzostwa Polski (śmiech przyp. red.).
Czyli przyjście do Comarch Cracovii to był dobry pomysł?
- Zdecydowanie tak. Drużyna powitała mnie z otwartymi ramionami. Jestem tu szczęśliwy, bardzo podoba mi się Kraków i mamy niesamowitych kibiców.