W parze Zagłębia i Cracovii cud był mało prawdopodobny, ale szanse na niego zwiększała wiara sosnowieckich kibiców. Jednak po piątkowym meczu już jest wszystko jasne - cudu nad Brynicą nie będzie. Sosnowiczanie zostali bowiem zdemolowani przez krakowian, którzy zwyciężyli 10:1. O ile w pierwszej tercji gra gospodarzy się układała (przegrali ją 0:1), o tyle od drugiej odsłony meczu na tafli dominowała tylko jedna drużyna, a była nią Cracovia. Po końcowym gwizdku Zagłębiacy schodzili z lodu załamani.
- Czy ja wiem czy tego wszyscy się spodziewali? Na pewno nie spodziewali się, że będzie aż 1:10. Nie wiem co mam na gorąco powiedzieć o tym meczu, przepraszam. Cracovia wykorzystała wszystkie nasze słabe punkty, ale wynik mógłby być trochę niższy - ze smutkiem przyznał Marcin Kozłowski, zdobywca jedynego gola dla Zagłębia.
Pierwsze spotkanie pomiędzy tymi zespołami było rozgrywane w środę w Krakowie. Gospodarze co prawda zwyciężyli 5:0, ale sosnowiczanie zaprezentowali się z o wiele lepszej strony niż na własnym terenie, który paradoksalnie powinien być ich atutem i powinien dodać im sił oraz pewności w grze. Co się stało w przeciągu niespełna dwóch dni, że postawa Zagłębia zmieniła się aż tak diametralnie?
- Właśnie nie wiem. W takim momencie trudno jest mi porównywać te dwa spotkania. Jeszcze w tym sezonie nie dostaliśmy żadnej dwucyfrówki, nie myśleliśmy, że dostaniemy w play-offach, ale tak się stało. Jedyne co można zrobić po takim meczu to przeprosić kibiców - podkreślił kapitan Zagłębia.
Ostatnią szansę na przeniesienie rywalizacji ponownie do Krakowa sosnowiczanie będą mieć w sobotę 12 lutego. Początek meczu został zaplanowany na godzinę 17. Jednak wydaje się, że po takim pogromie w piątek podopieczni Krzysztofa Podsiadły i Mariusza Kiecy już się nie podniosą.