Przemysław Lorenc: Nie tak sobie wyobrażaliście powrót pod Wawel?
Przemysław Bomastek: Zupełnie nie. Zaczęło się od pechowego przyjazdu. Dojechaliśmy na kilka minut przed rozpoczęciem spotkania. Nie mieliśmy czasu na rozgrzewkę, zagraliśmy z marszu. Cracovia skoczyła na ans mocno i praktycznie ustawiła ten mecz po pierwszej tercji. W drugiej zdobyła kolejne gole i dopiero my zaczęliśmy grać. Wynikło to też chyba z tego względu, że Cracovia odpuściła. Trzeba zapomnieć jak najszybciej o tym meczu, wyciągnąć wnioski i szykować się na niedzielę. Nie tak to sobie wyobrażaliśmy, ale trudno.
Po udanym meczu z Podhalem nie jechaliście chyba przez pół Polski żeby przegrać?
- Założyliśmy sobie, że gdyby udało się przywieźć z tego dwumeczu w Krakowie i na Śląsku jakiś punkt to byłoby super. Dzisiaj faworytem tego meczu byłą Cracovia. Oni to spotkanie musieli wygrać, grali u siebie. My mogliśmy sprawić jakąś niespodziankę. Zawalczymy w Jastrzębiu i jeśli nam się uda coś ugrać to będzie świetnie.
Ekstraliga chyba znacznie różni się od pierwszej ligi?
- Tak tak, to nie ma co porównywać. Tam hokej jest dużo wolniejszy. W Ekstralidze gra jest szybsza, bardziej kombinacyjna. Zawodnicy są lepiej wyszkoleni technicznie, więcej jest taktyki. Różnica jest ogromna.
Kolegów jest chyba łatwiej zmobilizować na takie spotkania jak choćby z Cracovią niż na teoretycznie słabszych przeciwników w pierwszej lidze?
- Oczywiście. Wcześniej trenowaliśmy i wygrywaliśmy mecze. Ciężko było o motywację. Teraz nie mamy praktycznie słabszych przeciwników. Wszystkie mecze są bardzo trudne i przed każdym musi być maksymalna mobilizacja. Dzisiaj czegoś brakło na początku meczu. Myślę, że gdyby pierwszą tercję udało się zagrać na 0:0 lub stracić zaledwie jedną bramkę to spotkanie mogło się całkiem inaczej ułożyć. W pierwszej tercji dostaliśmy jednak zdecydowanie za dużo bramek.
Pojawiły się takie opinie, że zwycięstwo nad Podhalem mieliście ułatwione. Szarotki były bowiem zmęczone po spotkaniu właśnie z Cracovią.
- Nie zgodzę się z tym. Uważam, że w meczu w Toruniu byliśmy drużyną lepszą i mogliśmy to spotkanie wygrać dwoma lub trzema bramkami wyżej. Podhale nie miałoby pretensji. Tłumaczenie, że Szarotki mogły być zmęczone nie jest żadnym tłumaczeniem. Teraz mecze w lidze będą co wtorek, piątek i niedzielę i nikogo nie będzie interesowało, że jest się zmęczonym w niedziele po piątkowym spotkaniu.
Wasz niedzielny rywal - JKG GKS to zespół, z którym chyba można powalczyć?
- Jastrzębie to bardzo ciężki teren. GKS gra bardzo dobrze u siebie, ciężej idzie im na wyjazdach. Mamy doświadczenia z poprzednich sezonów i wiemy, że o punkty będzie niezmiernie ciężko.
O co gracie w tym sezonie?
- Założenie jest zawsze takie, że beniaminek wchodząc do wyższej klasy rozgrywkowej musi się utrzymać. Co się uda nam ugrać wyżej będzie naszym sukcesem. Na pewno chcielibyśmy sprawić kilka niespodzianek, zwłaszcza na własnym lodowisku. Sprawić naszym kibicom odrobinę radości. O pierwszą czwórkę walczyć będzie bardzo trudno. Gdyby w lidze nadal był Stoczniowiec i Krynica i system rozgrywek byłby niezmieniony to z pewnością gralibyśmy o pierwszą ósemkę. Natomiast przy tym systemie, gdzie jest czwórka najlepszych, a reszta walczy o utrzymanie musimy się skupić na walce o pozostanie w lidze.