Zagłębie było kandydatem do spadku, ale na lodzie już nie raz udowodniło, że zapewni sobie spokojne utrzymanie. Piątek 13-go stycznia okazał się pechowy dla tyskich hokeistów, którzy mogą zacząć mówić o małej klątwie Zagłębia. 25 listopada ubiegłego roku sosnowiczanie wygrali w Tychach 6:3, a niecały miesiąc wcześniej w Sosnowcu 3:1. Co prawda GKS zdołał zwyciężyć w spotkaniu charytatywnym, ale poległ w walce o punkty.
- Uważam, że ostatnie cztery mecze (z GKS-em Tychy, Unią Oświęcim, JKH GKS-em Jastrzębie i Podhalem - przyp. red.) były dobre w naszym wykonaniu, a gramy z czołówką ligi. W każdym spotkaniu decydują detale i ułożenie meczu. Z tyszanami od początku dobrze nam się układało, chcieliśmy prowadzić grę i ją prowadziliśmy - zdradził tajemnicę sukcesu Mariusz Kieca, szkoleniowiec sosnowiczan.
Między słupkami bramki Zagłębia pojawił się Zbigniew Szydłowski, który jest jednym z głównych autorów piątkowego zwycięstwa. Zawodnik bardzo dobrze bronił nawet w sytuacjach, gdy GKS miał 100 proc. szans na zdobycie gola. - Dobre wejście Zbyszka do bramki, po długiej przerwie to był jego pierwszy cały mecz w tym sezonie. Wszyscy zasłużyli na pochwały, gdyż zostawili na lodzie serce. Kibice takie Zagłębie chcą widzieć. Waleczne, grające do końca i... zwycięskie - powiedział Kieca.
Trener sosnowiczan nie chciał wypowiadać się na temat postawy rywali. - Nie oceniam GKS-u, od tego jest trener tyszan i problem z szybkością, jest jego sprawą, my z Krzyśkiem (Krzysztofem Podsiadło - przyp. red.) koncentrujemy się na naszej drużynie. Cieszę się, że to, co sobie założyliśmy, sprawdza się w meczach - podkreślił.
Sukces Zagłębia jest bardzo duży, biorąc pod uwagę przedsezonowe problemy, które trwają do dziś. - Cieszy mnie dodatkowo to, że wszystkie te drużyny ściągały zawodników, miały komfort budowy zespołu. A u nas w maju nie było mowy o ściąganiu hokeistów. My prosiliśmy tych, którzy mogli przyjść i zaufali nam. Pokazaliśmy, że zrobiliśmy drużynę, która walczy z zespołami z góry tabeli - zaznaczył Kieca.
W sosnowieckiej drużynie jest problem bogactwa w bramce. Na pozycji bramkarza występują Tomasz Dzwonek, Bartłomiej Nowak i Zbigniew Szydłowski. - Radzą sobie z rotacją, wychodzą i muszą to ogarnąć psychicznie. Każdy jest w reżimie treningowym i dają sobie z tym radę. Będę musiał postawić na jednego, coś mi kołacze w głowie, ale spokojnie, takich rzeczy nie mówi się prasie - zakończył z uśmiechem.