Podopieczni Jacka Płachty ruszyli do ataku już od pierwszych minut i zasłużenie prowadzili 2:0 po golach Arona Chmielewskiego. Biało-Czerwoni starali się dłużej grać krążkiem i w tercji otwarcia nie oddali inicjatywy rywalom. Trzecią bramkę zdobył Tomasz Malasiński, a na 4:0 podwyższył Maciej Kruczek, który wykorzystał przewagę jednego zawodnika.
Pierwsza tercja ustawiła mecz. Na początku drugiej części spotkania podrażnieni Słowacy zaatakowali, ale zdołali strzelić tylko jednego gola. Później gra się wyrównała, a reprezentanci Polski byli w stanie utrzymywać krążek poza własną tercją obronną. W 59. minucie wynik na 5:1 ustalił Malasiński.
W sobotę Polacy wyciągnęli wnioski z piątkowej klęski i odnieśli zasłużone zwycięstwo. Należy jednak pamiętać, że była to druga (tzw. olimpijska) drużyna Słowacji, w której wystąpili hokeiści z zaplecza kadry. Główny zespół słowacki, ten który przygotowuje się do mistrzostw świata elity, poleciał do Danii, gdzie odniósł dwa zwycięstwa w meczach kontrolnych.
14 i 15 kwietnia Polacy zmierzą się odpowiednio w Nottingham i Coventry z drużyną Wielkiej Brytanii. Mistrzostwa świata Dywizji 1A zostaną rozegrane w dniach 22-28 kwietnia w Kijowie. Awans do elity uzyskają dwa najlepsze zespoły, a ostatnia ekipa spadnie do Dywizji 1B.
Polska - Słowacja 5:1 (4:0, 0:1, 1:0)
Bramki:
1:0 - Chmielewski (Jeziorski) 5'
2:0 - Chmielewski (Bryniczka) 7'
3:0 - Malasiński (Wronka, Pasiut) 11'
4:0 - Kruczek (Rompkowski) 14' (5 na 4)
4:1 - Roman (Strauch) 26'
5:1 - Malasiński (Pasiut, Wronka) 59'
Kary: 4-14.
Składy:
Polska: Kosowski (Zabolotny) - Rompkowski, Kruczek; Urbanowicz, Dziubiński, Kapica - Pociecha, Bryk; Malasiński, Pasiut, Wronka - Wajda, Ciura; Jeziorski, Bryniczka, Chmielewski - Jaśkiewicz, Wanacki; Komorski, Galant, Guzik - Tomasik; Łyszczarczyk.
Słowacja: Pavlas (Melichercik) - Hrasko, Dinda; Strauch, Boltun, Takac - Roman, Habsuda; Zuzin, Mily, Hornasky - Bodak, Maier; Soltes, Lichanec, Paulovic - Matejka, Koch; Sisovsky, Fetkovic, Hricina.
ZOBACZ WIDEO Polscy skoczkowie spełnili marzenie Wojciecha Fortuny. Drugie spełni się w Pjongczang?