"Papierowa deklaracja". Nie ma wątpliwości, jak Rosjanie i Białorusini obejdą zasady

Materiały prasowe / Na zdjęciu: Mieszko Rajkiewicz
Materiały prasowe / Na zdjęciu: Mieszko Rajkiewicz

MKOl oficjalnie dopuścił Rosjan i Białorusinów do startu na IO 2024 w Paryżu. W rozmowie z WP SportoweFakty Mieszko Rajkiewicz z Instytutu Nowej Europy nie był tym zaskoczony. Mocno odniósł się do zasad, które dla nich przygotowano.

O tym, że na igrzyskach olimpijskich 2024 w Paryżu zobaczymy rosyjskich i białoruskich sportowców, mówiło się od dłuższego czasu. Wciąż była jednak nadzieja, że ostatecznie MKOl nie zdecyduje się ich dopuścić.

Skandal, który nie zaskoczył

Zgasła ona w piątek, gdy komitet oficjalnie poinformował, że Rosjanie i Białorusini pojawią się we Francji jako neutralni sportowcy. Tym samym ziścił się scenariusz przepowiadany od dłuższego czasu.

- Z perspektywy zachodnich mediów i opinii publicznej możemy mówić o decyzji skandalicznej. Natomiast niestety nie możemy mówić o zaskoczeniu - powiedział w rozmowie z WP SportoweFakty Mieszko Rajkiewicz z Instytutu Nowej Europy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Zrobił to na siedząco. Po prostu magia

Nasz rozmówca już w marcu przekonywał, że "najprawdopodobniej zobaczymy olimpijczyków z Rosji i Białorusi na igrzyskach w Paryżu". A wszystko z uwagi na wypowiedzi szefa MKOl-u Thomasa Bacha.

- MKOl był pod mocnym naciskiem dwóch stron i właśnie zachodnich komitetów olimpijskich oraz mediów, by jednak nie dopuszczać Rosjan i Białorusinów pod żadnym wymogiem rygorystycznym, jakkolwiek nie zostałby on nazwany - tłumaczył Rajkiewicz.

- Z drugiej strony był pod silnym naporem krajów Południa, które są w innej orbicie wpływów i kontaktów z Rosją. Tu mamy wpływy chińskie, komitetów olimpijskich dalekiej Azji, Bliskiego Wschodu. Oczywiście, poza Chińczykami, to nie są najmocniejsze reprezentacje olimpijskie, natomiast mają swoje znaczenie i dużą reprezentację w międzynarodowym komitecie olimpijskim - dodał.

Ważne w tym kontekście była dyskusja państw i Unii Europejskiej nad polityką finansową. Tam właśnie padły konkretne słowa dotyczące największej imprezy w 2024 roku. - Myślę, że taka symptomatyczna była deklaracja państw na szczycie G-20, gdzie ogłoszono oczekiwanie na igrzyska olimpijskie i paraolimpijskie w Paryżu, które mają się odbyć w dialogu, warunkach pokoju i pełnym poszanowaniu praw człowieka. A te wcześniej zostały jasno określone przez Specjalnego Sprawozdawcę ONZ panią Alexandrą Xanthaki, że wykluczenie ze względu na paszport nie może być w mocy przy okazji igrzysk. Dlatego na tej bazie Rosjanie i Białorusini są dopuszczeni do igrzysk - stwierdził nasz rozmówca.

MKOl przygotował zasady. Jest jedno "ale"

Komitet olimpijski bardzo mocno przygotował się do ogłoszenia tej wiadomości. Wyodrębnił przy tym sześć zasad, wobec których sportowcy z wykluczonych krajów otrzymają zielone światło na występ w Paryżu.

- Na papierze są one rygorystyczne. Sam fakt niepowiązania z Ministerstwem Obrony Narodowej czy z innymi służbami sportowców i członków sztabu, niewspieranie wojny, to generalnie jest klarowne i oczywiste. Można uznać, że stanowi pewną zaporę nie do przejścia, bo bardzo duży procent sportowców, olimpijczyków, atletów w Rosji, bodaj ponad 50 proc., jest powiązana z tymi podmiotami. W każdym razie one są dosyć łatwe do obejścia - podkreślił Rajkiewicz.

- Na pewno Rosjanie i Białorusini będą komunikować, że są oburzeni takimi wymogami, które im postawiono. Będą zastanawiać się, czy warto w ogóle brać udział w igrzyskach, skoro muszą się dostosowywać do tych wymagań. Natomiast jest to duży ukłon w ich stronę, ponieważ mamy do czynienia z dosyć specyficznym krajem, który w razie potrzeby w trakcie nocy może zmienić bardzo dużo. Nie ulega wątpliwości, że wielu sportowców będzie po prostu z dnia na dzień wykluczonych z tego teoretycznego wpływu MON-u czy MSW rosyjskiego. To będzie czysto papierowa deklaracja, że sportowcy nie mają z nimi nic wspólnego - dodał, konkretnie wyjaśniając, jak dojdzie do obejścia wymagań.

Rajkiewicz również przypomniał, co miało miejsce na ostatnich igrzyskach. Już wtedy Rosja została ograniczona, ale i tak sobie z tym poradziła. Jego zdaniem tym razem zakazy znów nie będą problematyczne.

- Pamiętamy też o ostatnich igrzyskach. Rosjanie mieli zakaz jakiejkolwiek ekspozycji flagi czy hymnu przy okazji zdobycia medalu, ale obeszli to bardzo sprawnie. Wszystko przez wygląd stroju narodowego atletów, był jawną rosyjską flagą, więc doskonale było wiadomo, z jakiego kraju sportowiec pochodzi. Tym razem również powinni łatwo sobie z nimi poradzić - ocenił.

Świat zareaguje bojkotem?

Informacja o dopuszczeniu Rosjan i Białorusinów obiegła już świat. A należy pamiętać, że wobec takiej decyzji jest sporo przeciwników. Zatem do jakiej reakcji dojdzie ze strony innych komitetów? - Na pewno będzie bardzo duża, głośna forma protestu ukraińskiego komitetu olimpijskiego. Zapowiadali, że jeżeli Rosjanie i Białorusini będą dopuszczeni, to oni nie pojawią się na tych igrzyskach. Chociaż zdaje się, że z tej deklaracji się wycofują - wyznał Rajkiewicz, a z jego ostatnim zdaniem w rozmowie z WP SportoweFakty zgodził się już Mychajło Melnyk, prezes Ukraińskiego Związku Siatkarskiego (więcej TUTAJ).

- Na pewno na poziomie politycznym będzie bardzo głośny przekaz, by to oprotestować. Pojawią się głosy o dyplomatycznym bojkocie igrzysk ze strony polityków - dodał.

Ale inaczej może wyglądać to w przypadku samych uczestników igrzysk. Wątpliwe wydaje się to, by komitet namawiał sportowców do tego, by odpuścili udział w takiej imprezie ze względu na decyzję MKOl-u.

- Myślę, że wielu sportowców oficjalnie nie dostanie z góry przykazu, by nie uczestniczyć w igrzyskach, bo od tego w XXI wieku odchodzimy. Nie będzie bojkotu sportowego, ale sami uczestnicy mogą zdecydować się na formę protestu podczas samej imprezy. Ukraińscy, polscy, francuscy, amerykańscy atleci, a także inni na arenach sportowych, podium, mediach społecznościowych będą wyrażali oburzenie. Może to się nawet wiązać z brakiem rywalizacji z rosyjskimi sportowcami, ale to skrajny przypadek i myślę, że nie będzie wdrażany - stwierdził nasz rozmówca.

- Na pewno ruszy duża kampania dyskredytująca nie tyle co udział Rosji, co decyzji MKOl-u. Myślę, że komitet może spodziewać się dużego ataku w swoim kierunku, a nie tylko sami Rosjanie czy Białorusini - dodał na zakończenie.

Jakub Fordon, dziennikarz WP SportoweFakty