Z Paryża Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
"Tego nie da się oglądać!" - pisał jeden z rumuńskich dziennikarzy, gdy w 2021 roku Iga Świątek rozbiła Irinę-Camelię Begu w III rundzie Wimbledonu. Wówczas Polka oddała rywalce zaledwie jednego gema, nie dając jej najmniejszych szans na zwycięstwo.
Co dzisiaj napiszą rodacy 136. rakiety świata? Reakcje powinny być odmienne - Begu miała naprawdę bardzo dobre momenty, a kilka jej wygranych akcji wywołało zachwyt kibiców zgromadzonych na korcie Philippe-Chatier.
Wytrzymywała długie akcje, choć szybko straciła przewagę serwisu, zaskakująco szybko ją odrobiła. Zwłaszcza jej akcje kończone backhandem po linii musiały się podobać. W piątym gemie pierwszej partii Polka chyba zrozumiała, że musi włączyć wyższy bieg. I włączyła.
ZOBACZ WIDEO: "Pod siatką". Zawodnicy i zawodniczki już po ślubowaniu. Humory dopisywały
Rumunka nie dała rady. Bo nie mogła dać - nie tutaj, nie liderce rankingu WTA w jej królestwie. Samo wyjście na kort Igi Świątek wywołało burzę braw i nie było wątpliwości, kto jest dla Francuzów gwiazdą numer jeden. Szybkość i siła też były po jej stronie. Wynik pierwszej partii? 6:2.
Uśmiechy kibiców brały się jednak przede wszystkim z zabawy części fanów, którzy swoimi okrzykami pomiędzy serwisami nawoływali pozostałą część trybun do odpowiedzi.
Widok trybuny dziennikarskiej też był wymowny - choć to dopiero I runda turnieju, zapełniła się niemal w całości. Choć może to też efekt pogody. Niebo nadal płacze nad Paryżem, a kort Philippe-Chatier jest jednym z zaledwie dwóch z zamykanym dachem. Dlatego wiele spotkań I rundy musiało zostać przełożonych.
Dlatego też wraz z trwaniem spotkania trybuny stopniowo się zapełniały i po kilkudziesięciu minutach były już niemal pełne.
Czy drugi set był inny? Nie. Rumunka nadal sprawiała swoje problemy naszej tenisistce. Przed piątym gemem jeden z widzów zaintonował "Let's go Iga, let's go!". Po chwili obie zaprezentowały taką akcję, że ludzie niemal wstali z miejsc. Wygrała ją Świątek i wydawało się, że będzie to przełom. Nic takiego nie nastąpiło. Gdy przy stanie 3:3 to Begu miała dwie piłki na przełamanie, paryscy kibice jakby stanęli po jej stronie. I po chwili zawiwatowali.
Rumunka niespodziewanie wyszła na prowadzenie 5:3, a gesty irytacji naszej gwiazdy mocno niepokoiły. Na szczęście Polka wytrzymała próbę nerwów i odrobiła stratę. Wygrała też kolejne dwa gemy i zakończyła mecz.
Świątek wygrała 6:2, 7:5 i awansowała do II rundy. Ale w bólach. Na pewno nie można ogłosić, że był to jej dzień. Polka popełniała dużo błędów własnych, więcej od rywalki. Tylko w pierwszym secie miała ich aż 17, Begu 12. Mecz zakończyła z dorobkiem 30 własnych pomyłek. Niestety, rezultat niepokojący.
Nie dało się oprzeć wrażeniu, że liderka rankingu po prostu odrobiła pracę domową z nielubianego przedmiotu. A wygrać, nie mając swojego dnia, trzeba umieć. I jest to cecha tych największych.
Zrobiła swoje, wygrała. Na wielkie występy jeszcze przyjdzie w Paryżu czas.