Z Paryża Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
A wydawało się, że po igrzyskach olimpijskich w Tokio żadna temperatura nie będzie już ci straszna. Że jeśli trzy lata temu wyjechałeś żyw i zdrów ze stolicy Japonii, nic cię nie przerazi. A jednak. Paryż postanowił nie zostawać w tyle.
Jeśli wierzyć nieoficjalnym danym, we wtorek temperatura w Paryżu sięgnęła 37 stopni Celsjusza. Odczuwalna krążyła już w okolicach 40. I wszystko po tym, gdy jeszcze w piątek i sobotę człowiek przez cały dzień chodził mokry od deszczu. Szok dla organizmu gwarantowany.
Widok francuskich ulic sugeruje, że najlepiej sprzedającym się artykułem nie są już tutaj bagietki, ale podręczne wachlarze. Te są obowiązkowym atrybutem miejscowych.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Przemysław Babiarz zawieszony. "Obie strony powinny sobie podać ręce"
A ostrzegali. Już kilka miesięcy temu naukowcy ostrzegali, że latem w Paryżu temperatura może osiągnąć poziom groźny dla ludzkiego życia - grożący choćby słonecznymi udarami. Z kolei maju ubiegłego roku czasopismo "Lancet Planet Health" przekonywało, że stolica Francji ma najwyższy wskaźnik zgonów z powodu upałów spośród 854 europejskich miast.
Pecha miały choćby Donna Vekić i Coco Gauff, które musiały rozgrywać swój mecz w turnieju singlistek przy palącym słońcu, w samo południe.
Choć gorąco było już dzień wcześniej. Podczas wizyty w kompleksie Vaires sur Marne, gdzie o medale walczą kajakarze i wioślarze, człowiek czuł się jak rozbitek na środku oceanu. Spragniony, jednak z zakazem picia wszechobecnej wody. Ta kusiła skokiem niemiłosiernie, z każdej strony akwenów.
Na wysoką temperaturę i związaną z nią nieprzyjemności narzekają też sportowy. Narodowe komitety olimpijskie same musiały zabrać o klimatyzatory do pokojów w wiosce olimpijskiej. Nasz pływak Ksawery Masiuk narzekał z kolei, że chłodzenie nie działa w wożących sportowców autobusach.
Szczęście mieli nasi plażowi siatkarze Michał Bryl i Bartosz Łosiak, którzy swój pierwszy mecz na igrzyskach rozpoczęli już o godz. 9 rano, gdy słońce jeszcze nie było w zenicie i jego spotkaniu ze skórą nie towarzyszyło pieczenie.
Oraz ci, którzy we wtorek nie musieli spędzać zbyt wiele czasu na otwartej przestrzeni. Tak jak ci pracujący w arenie Grand Palais, którą opanowali szermierze. Rozkręcone tam nawiewy, które przez pierwsze dwa dni igrzysk były zmorą dziennikarzy i konieczne były kurtki, teraz okazały się zbawienne.
Ale że na zewnątrz grzało niemiłosiernie, największe zainteresowanie wzbudzały stoiska z chłodzącymi lodami. W takim upale odechciewa się jeść.
Na szczęście prognozy na kolejne dni sugerują, że pogoda ma się uspokoić. Dla dobra wszystkich.