Polski sport wcale nie popadł w kryzys. Jest w nim od dawna [OPINIA]

Materiały prasowe / Łukasz Szeląg / Na zdjęciu: Ewa Swoboda
Materiały prasowe / Łukasz Szeląg / Na zdjęciu: Ewa Swoboda

Wcale nie popadliśmy w zapaść. 10 medali zdobytych na igrzyskach olimpijskich to wynik mizerny, ale czy zaskakujący? Nie do końca - polski sport jest w kryzysie od ćwierć wieku.

Z Paryża Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Pod względem liczby medali to najgorsze letnie igrzyska olimpijskie dla Polski od 20 lat. Podobnie wypadliśmy w Atenach, choć tam zdobyliśmy jednak dwa złote medale, w Paryżu tylko jeden. Ostatni raz jedno złoto zdobyliśmy w... 1956 roku w Melbourne. I jest to sprawa przygnębiająca.

Zresztą, to słowo może być chyba symbolem zmagań polskich sportowców przez ostatnie 17 dni. Do tej pory co cztery lata wygrywał "repesaż", ale niestety w Paryżu musiał oddać palmę pierwszeństwa.

Bo przygnębiających widoków było zdecydowanie dużo. Zbyt dużo. Raz wynikały one z nieudanego występu reprezentanta Polski, raz - ze współczucia.

ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Minorowe nastroje w polskich obozach. "Lekcja pokory, nie jest dobrze"

Trudno oglądało się na żywo łzy judoczki Angeliki Szymańskiej, której płacz rozlegał się w namiocie dla mediów przy Grand Palais Ephemere. Podobnie jak rozpacz Pii Skrzyszowskiej bardzo mocno przeżywającej brak awansu do finału 100 m przez płotki. Do zrealizowania życiowego marzenia zabrakło jej zaledwie trzech setnych sekundy.

Płakała też Malwina Kopron, szczerze mówiąc o swoim przemęczeniu i chęci psychicznego odpoczynku. Podobnie jak w Tokio znów szkliły się oczy Igi Świątek, która przyjechała do Paryża po złoty medal, a musiała zadowolić się trzecim miejscem na podium.

Jednak znacznie więcej było sportowców, którzy w Paryżu po prostu zawiedli na całej linii.

Na pewno dramatem okazał się występ naszej reprezentacji w kajakarstwie szybkim - po raz pierwszy od 44 lat dyscyplina ta nie zdobyła dla nas ani jednego medalu! Finał? Tak, ale najczęściej B. To, że w nim wylądowała nasza dwójka Karolina Naja/Anna Puławska, było dla nas gigantycznym rozczarowaniem. Najbliżej podium było w konkurencji "czwórek", jednak skończyło się na czwartym miejscu, podobnie jak w Pekinie, Londynie i Tokio.

Na liście największych rozczarowań możemy z czystym sumieniem zawrzeć także eliminacyjne biegi naszych płotkarzy na 110 metrów, które wyglądały po prostu dramatycznie. A przecież nikt nie wymagał od Damiana Czykiera, Jakuba Szymańskiego i Krzysztofa Kiljana walki o podium. Liczyliśmy jednak na przygotowanie wysokiej dyspozycji.

Okazało się jednak, że pierwszy przyjechał do Paryża z kontuzją, drugi wyznał, że spina się w rywalizacji z zagranicznymi płotkarzami, trzeci był zadowolony z ostatniego miejsca w swojej serii. Wszyscy polegli w eliminacjach. A że Polacy przybiegali na metę w ogonie w ciągu kilkunastu minut, ten obrazek napisał się sam.

Duży zawód sprawili też jednak nasi pływacy, poza Krzysztofem Chmielewskim (4. miejsce) i Katarzyną Wasick (5. miejsce). Mimo odważnych zapowiedzi z reguły kończyli swoje występy na pierwszym starcie.

To wręcz niesamowite, ale w tylu dyscyplinach i konkurencjach medalu nie zdołał zdobyć żaden z reprezentantów Polski startujących indywidualnie. Jeśli chodzi o mężczyzn, na podium stanęli tylko nasi wioślarze i siatkarze. I to wszystko. Ostatni taki przypadek mieliśmy w 1928 roku, gdy świat był jeszcze czarno-biały.

Więcej statystyk? Z dziesięcioma krążkami w klasyfikacji medalowej igrzysk w Paryżu zajęliśmy miejsce 40., w punktowej - dopiero 19., czyli najgorsze od 1992 roku.

Ale najgorsze, że ten wynik wcale nie jest zaskakujący.

Trzy lata temu w Tokio było 14 medali. Zadziwiająco dużo, bo przecież stan naszego sportu od igrzysk w Rio czy Londynu wcale się nie zmienił. Nie wprowadziliśmy żadnego systemu, medale dały nam przede wszystkim indywidualności i sprzyjające okoliczności. Tak jak wielka forma lekkoatletów, którzy dali nam aż dziewięć krążków.

Gdyby nie jednorazowy wystrzał formy Patryka Dobka, DawidaTomali i naszych 400-metrowców, którzy w kolejnych latach nie potwierdzali już przynależności do światowej czołówki, już trzy lata temu czytalibyśmy te same komentarze ekspertów co dzisiaj. Że polski sport popadł w totalny kryzys.

A prawda jest inna - my nie popadliśmy w kryzys, my w tym kryzysie jesteśmy od co najmniej ćwierć wieku. I już dawno się w nim urządziliśmy.

Nikt chyba nie twierdzi, że w latach 90. polski sport znajdował się w rozkwicie, że mieliśmy ułożone procedury, systemy szkolenia czy warunki i infrastrukturę do trenowania mistrzów. A jednak na igrzyskach w Atlancie zdobyliśmy 17 medali, w tym aż 7 złotych. To był po prostu wyskok, tak jak pewną anomalią było Tokio.

Ale może rąbnięcie w dół i otrzeźwienie da impuls do działania. Minister sportu i turystyki oraz prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego mają co robić.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty