Po nieudanych dla reprezentacji Polski igrzyskach olimpijskich w Paryżu relacje na linii PKOl (Polski Komitet Olimpijski) - ministerstwo sportu są bardzo napięte. Wynikają one nie tylko z małej liczby medali (łącznie Polacy przywieźli tylko 10 krążków, w tym jeden złoty), ale przede wszystkim kontrowersji, o których jawnie mówili zarówno zawodnicy, jak i dziennikarze.
Po igrzyskach minister Sławomir Nitras skierował do Najwyższej Izby Kontroli (NIK) prośbę o przeprowadzenie kontroli. Co więcej, na wniosek ministra postępowanie wyjaśniające wobec dowodzonego przez Radosława Piesiewicza PKOl-u wszczął prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski (więcej TUTAJ).
- Chciałbym, żeby pan Piesiewicz bardzo dokładnie rozliczył się z tego, kto pojechał, a kto nie jechał na igrzyska. Pan Piesiewicz będzie się tłumaczył przed NIK, Krajową Administracją Skarbową i opinią publiczną. Oczekuję tylko jednej rzeczy: żeby funkcjonował tak, jak inne osoby publiczne. Żeby każda złotówka, którą wydaje, była jawna - podkreślił Nitras w programie Bez Uników Polskiego Radia 24.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: pudło roku już znamy. Niewyobrażalne!
Minister podkreślił, że nie ma kompetencji, by zmienić prezesa PKOl-u, ale będzie chciał wyjaśnień dotyczących wszystkich osób, które pojechały do Paryża podczas igrzysk oraz finansowania przedsięwzięcia.
- Zasadą PKOl-u było to, że na igrzyska jadą przedstawiciele związków, które mają tam zawodników. Pan prezes, rozumiem dbając o swój elektorat, złamał tę zasadę. W sposób hurtowy nabrał różnych działaczy, gości i odbyło to się kosztem zawodników, bo pieniądze powinny być zaangażowane w obsługę i komfort dla nich. Drugim problemem prezesa Piesiewicza jest nietransparentność, jeśli chodzi o wydatkowanie pieniędzy publicznych - przyznał Nitras.
Czytaj też: Francuzi zainspirowali Nitrasa. "Moglibyśmy mieć za kilka tygodni areny w Warszawie"
Slava kokainu!