Poniedziałkowe deja vu to cykl portalu WP SportoweFakty. Co poniedziałek znajdziecie w tym miejscu artykuły wspominające najważniejsze wydarzenia z historii sportu. Wydarzenia, które do dzisiaj - mimo upływu lat - nadal owiane są pewną tajemnicą. Dlatego niezmiennie wywołują emocje.
Artykuły są wzbogacone scenkami (wyraźnie oddzielonymi od reszty tekstu, napisanymi tłustym drukiem), które stanowią autorską wizję na tematu tego, co działo się wokół tych wydarzeń.
***
- Czy prawdą jest, że widział pan pięciu Palestyńczyków, którzy 5 września, przed godziną piątą rano przeskakiwali ogrodzenie wioski olimpijskiej w Monachium? - prokurator mocno cedził słowa i jednocześnie bardzo uważnie obserwował 50-letniego mężczyznę, łysiejącego, ze sporą nadwagą. Urzędnika pocztowego.
[b]
- Tak.[/b]
- To dlaczego nie poinformował pan policji? Dlaczego nie wszczął pan alarmu?
- Pamiętam, jak jeszcze przed igrzyskami widziałem podobną sytuację. Zadzwoniłem na policję, funkcjonariusze przyjechali, wylegitymowali grupę forsującą ogrodzenie, a potem podeszli do mnie i powiedzieli, że to sportowcy. Dodali wyraźnie, abym nie zawracał im tyłka, bo mają ważniejsze sprawy na głowie, niż zajmowanie się pijaną hordą uczestników igrzysk. Rzeczywiście, potem każdego dnia widziałem, że sportowcy właśnie przez ogrodzenie wracają do wioski po całonocnych imprezach. Zgodnie z sugestią policji, nie interweniowałem.
Błysk w oczach prokuratora gasł z każdą sekundą. - Proszę wyjść - pokazał przesłuchiwanemu drzwi.
- Jestem wolny? Nie będę miał problemów - przestraszony pracownik poczty nie wiedział, jak odczytać gest prokuratora.
- Proszę wyjść!
***
Przygotowywał im jedzenie, potem zabił z zimną krwią
5 września 1972 roku - ten dzień zapisał się na stałe w historii sportu. Niestety, zapisał się jako plama na honorze igrzysk olimpijskich. Plama, której do dzisiaj nie udało się zmyć.
Kilkanaście minut przed piątą rano pięciu Palestyńczyków sforsowało ogrodzenie wioski olimpijskiej w Monachium. Byli przebrani w sportowe dresy, mieli torby, wyglądali na uczestników igrzysk, które rozpoczęły się kilkanaście dni wcześniej (26 sierpnia). Jak twierdzi doktor Adam Krawczyk z Uniwersytetu Śląskiego (w swoim artykule "Kulisy zamachu terrorystycznego w czasie Igrzysk Olimpijskich w Monachium w 1972 roku" opublikowanym w portalu internetowym histmag.org), Palestyńczykom pomagali Amerykanie. Tak, tak - to nie jest pomyłka. Grupa zawodników z USA wracała z całonocnej, zakrapianej imprezy w centrum miasta. Sportowcy pomyśleli, że pięciu nieznanych im bliżej ludzi jest w takiej samej sytuacji. Trzeba im więc pomóc.
Palestyńczycy nie wywołali alarmu także u urzędnika pocztowego, który akurat szedł do pracy w pobliżu. - Takie sceny widziałem codziennie od rozpoczęcia igrzysk - zeznawał potem przed prokuratorem. - Olimpijczycy imprezowali na całego. A potem przeskakiwali płot.
Jak to możliwe, że 15 tysięcy niemieckich policjantów i 12 tysięcy żołnierzy Bundeswehry, którzy zostali oddelegowani do ochrony igrzysk nie reagowali na takie incydenty? Przecież służby bezpieczeństwa informowały o terrorystach z "Czarnego Września", którzy chcieli zemścić się za krwawą masakrę z 1970 roku, w której w Jordanii zginęły tysiące Palestyńczyków. Odpowiedzi na to pytanie nie poznaliśmy do dzisiaj.
Pięciu Palestyńczyków po sforsowaniu ogrodzenia skierowało się natychmiast na Conollystrasse 31, gdzie mieszkała 21-osobowa reprezentacja Izraela. Po drodze dołączyło do nich trzech kolejnych terrorystów, wśród nich przywódcy akcji: Luttif Afif (Issa) oraz Jasuf Nazzal (Tony). Oni legalnie zdobyli przepustki do wioski olimpijskiej ponieważ kilka tygodni wcześniej po prostu się w niej zatrudnili. Pracowali w obsłudze. Issa był kucharzem. Przez wiele dni przygotowywał jedzenie m.in. Izraelczykom. Czekając na dzień, w którym zamorduje ich z zimną krwią.
"Izrael nigdy nie negocjuje z terrorystami"
Po godzinie piątej terroryści byli już po pierwszym etapie planu. Zamordowali Moszę Weinberga (trener zapaśników, a jednocześnie oficer służb bezpieczeństwa, który chronił izraelską reprezentację), ciężko ranili Josefa Romano (zmarł kilka godzin później), dziewięciu zakładników związali i umieścili w największym pokoju tego budynku. - Dziesięciu członków reprezentacji zdołało uciec - światowe media szybko podały tę informację.
"Czarny Wrzesień" skontaktował się - poprzez policję - ze sztabem kryzysowym. Żądania? Uwolnienie 234 osób oskarżonych o terroryzm. Ludzi, którzy przebywali w więzieniach na całym świecie. - Do godziny dziewiątej rano mają wyjść na wolność, w przeciwnym wypadku zaczniemy mordować - napisał w oficjalnym liście Issa.
Manfred Schreiber (szef monachijskiej policji), Hans-Dietriech Genscher (minister spraw wewnętrznych), Bruno Merk (minister spraw wewnętrznych landu Bawarii), Avery Brundage (przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego), Willy Daume (przewodniczący komitetu organizacyjnego igrzysk) oraz prokurator Dieter Hummel - jako przedstawiciele sztabu kryzysowego - byli w stałym kontakcie z najważniejszymi politykami Niemiec i Izraela.
NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN.: O TYM DLACZEGO DO DZISIAJ NIE POZNALIŚMY WYNIKÓW SEKCJI ZWŁOK ZMARŁYCH SPORTOWCÓW, O "DEZERCJI" GRUPY NIEMIECKICH POLICJANTÓW, O PEWNYM BANERZE, KTÓRY ZOSTAŁ NATYCHMIAST USUNIĘTY Z TRYBUN STADIONU W MONACHIUM.
ZOBACZ WIDEO Ostatnie szlify przed Rajdem Dakar (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}
[nextpage]
Premier Izraela - Golda Meir - błyskawicznie przecięła wszelkie spekulacje. - Róbcie co chcecie, obiecujcie, co wam przyjdzie do głowy, ale Izrael nikogo nie wypuści z więzienia. My z terrorystami nie negocjujemy. Nigdy!
Po wielu godzinach negocjacji terroryści zmienili front. Poprosili o samolot do Kairu.
***
- Co robimy? - Issa wypowiedział te słowa z takim spokojem, jakby pytał o sposób spędzenia wolnego wieczoru.
- Izrael nie wypuści naszych przyjaciół - Tony nie był już taki wyluzowany. Cały się trząsł. - Poprośmy o samolot, może do Egiptu.
[b]
Issa był jakby nieobecny. Widać, że jego mózg pracuje na najwyższych obrotach. Coś analizował.[/b]
- A może tak zastrzelmy zakładników? Tu i teraz! Po co czekać?
Do tej pory jego partner był tylko roztrzęsiony. Teraz wpadł w panikę. - Jak to zastrzelić? Niemcy nie będą mieli już nic do stracenia i w odwecie nas zabiją - mówił ze łzami w oczach.
- Tony - Issa nadal mówił cicho i spokojnie. - Przecież i tak wszyscy zginiemy. Wcześniej czy później. Co za różnica?
***
Informacje sportowe możecie śledzić również w aplikacji WP SportoweFakty na Androida (do pobrania w Google Play) oraz iOS (do pobrania w iTunes). Komfort i oszczędność czasu!
Akcja potoczyła się błyskawicznie. Niemcy zgodzili się na warunki zamachowców, a sami przygotowali na lotnisku Fuerstenfeldbruck obławę. Terrorystów mieli zlikwidować snajperzy rozlokowani na dachach okolicznych budynków. Nic z tego, lotnisko było źle doświetlone, a chaos tak duży, że snajperzy zostali przygotowani na pięciu, a nie ośmiu, terrorystów. Na dodatek grupa niemieckich policjantów, która miała na pokładzie Boeinga 727 udawać obsługę i obezwładnić terrorystów, po prostu uciekła. Bez jakiekolwiek konsultacji ze swoimi przełożonymi.
Problem z minutą ciszy
Ostatecznie snajperzy - na znak flary - rozpoczęli akcję. Było już po godzinie 23. Na płycie lotniska panowało takie zamieszanie, że przez prawie dwie godziny nie wiadomo, co się działo. W końcu zamachowcy zamordowali zakładników. Pięciu z terrorystów zginęło od kul snajperów, a trzech zostało aresztowanych. W jaki sposób doszło do takich błędów niemieckich służb bezpieczeństwa? Do dzisiaj nie wiadomo. Wyniki wewnętrznego śledztwa, jak również i sekcji zwłok ofiar, zostały utajnione. Wielu fachowców twierdzi, że bardzo prawdopodobnym jest, iż kilku zakładników zginęło nie od kul terrorystów, a... snajperów. W masakrze życie straciło w sumie 17 osób: 11 reprezentantów Izraela, pięciu zamachowców i jeden policjant. Trzech zamachowców aresztowano, ale szybko mogli się cieszyć powrotem na wolność. 30 października 1972 roku został uprowadzony samolot niemieckiej Lufthansy. Porywacze zażądali zwolnienia z aresztu członków grupy, która była odpowiedzialna za zamach w Monachium. Po kilku godzinach trzech aresztowanych terrorystów bezpiecznie wylądowało w Trypolisie.
Zobacz materiał stacji CNN o zamachu w Monachium.
Czy zamach i kilkunastogodzinna tragedia, która rozgrywała się na oczach całego świata, spowodowała przerwanie igrzysk? Nie! Brak takiej decyzji do dzisiaj kładzie się cieniem na Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim. Działacze postanowili jedynie opuścić do połowy wszystkie flagi. A i to do końca się nie udało. Kraje arabskie wniosły ostry sprzeciw i flagi tych krajów szybko wróciły na normalne miejsce. Kiedy na olimpijskich trybunach pojawił się baner "17 zabitych już zostało zapomnianych?", niemiecka policja szybko usunęła ten napis i ludzi, którzy go wnieśli. Z igrzysk wycofała się kadra Izraela oraz kilku sportowców żydowskiego pochodzenia, którzy startowali w innych reprezentacjach. - Kiedy robisz przyjęcie i ktoś zostaje zabity na przyjęciu, to nie kontynuujesz przyjęcia. Jadę do domu - słowa holenderskiego biegacza Josa Hermensa przeszły do historii.
Podobnie jak wypowiedź przewodniczącego MKOl. - Igrzyska muszą trwać, i musimy... i musimy kontynuować nasze wysiłki, by były czyste i uczciwe - powiedział Brundage.
Do dzisiaj nikt oficjalnie nie skomentował plotek, że nie zdecydowano się na przerwanie igrzysk, bo niemiecka stacja telewizyjna nie miałaby czego pokazywać w ramówce przygotowanej specjalnie pod zawody w Monachium.
Ankie Spitzer - wdowa po zamordowanym w zamachu trenerze szermierki Andre Spitzerze - od wielu lat walczyła, aby podczas ceremonii otwarcia igrzysk w Londynie (40 lat po zamachu) uczczono pamięć o tej tragedii. - Na początku razem z innymi przedstawicielami rodzin wnioskowałam o minutę ciszy - mówiła dziennikarzom. - Usłyszałam, że to niemożliwe. Minuta to za dużo.
Potem prosiła, aby dosłownie jedno zdanie o zamachu powiedział podczas swojego wystąpienia ówczesny przewodniczący MKOl, Jacques Rogge. Bez efektu. - Wystarczyło powiedzieć: "Nie zapomnimy o tym, co się stało w 1972 r.". Nic więcej nie chcę. Czemu to takie trudne? - apelowała.
Zamach w Monachium to nadal jedna z najbardziej wstydliwych tajemnic w historii sportu.
***
- Cewi...
Głos Goldy Meir był ledwie słyszalny. Premier Izraela w niczym nie przypominała "Żelaznej Damy". A przecież taki przydomek nosiła pewna siebie kobieta, która mimo 74 lat doskonale sobie radziła na tak wymagającym stanowisku. Przekrwione oczy, nieuczesane włosy, brak makijażu. Kiedy ostatnio wzięła prysznic? Teraz to nie miało znaczenia.
- Cewi...
Dyrektor Mosadu, Cewi Zamir, automatycznie zbliżył się do swojej szefowej.
- Cewi, znajdźcie skurw****** odpowiedzialnych za masakrę w Monachium. Znajdźcie i zamordujcie. Choćby mieli się ukrywać na końcu świata. Każdego z osobna.
Zamir zastygł. Słyszał, że Meir potrafi być bezwzględna wobec wrogów, ale nie spodziewał się takich słów.
- Pani premier. Będziemy potrzebowali pomocy, środków finansowych... - nie dokończył.
- Cewi, to jest rozkaz!
- Dobrze, operacja będzie nosiła kryptonim "Gniew Boży". Zaczynamy natychmiast, jak tylko opuszczę pani gabinet. Namierzymy każdego z terrorystów, którzy wzięli udział w zamachu w Monachium. Każdego, przysięgam.
- Doskonale, idź już. Nie trać czasu - na twarzy Goldy Meir pojawił się uśmiech. Po raz pierwszy od kilku dni.
***
Marek Bobakowski
Chcesz przeczytać wcześniejsze odcinki Poniedziałkowego deja vu - kliknij TUTAJ >>