Igrzyska to kłopot, nikt nie chce się w to pakować. "Idea wielkiej imprezy umiera"

Organizacja igrzysk nie przynosi w dłuższej perspektywie korzyści. Daje za to pewność, że gospodarze będą musieli dopłacić do imprezy miliardy euro.

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk

Wiemy już, że letnie igrzyska w 2024 roku odbędą się w Paryżu, a kolejne w Los Angeles. Werdykt ogłoszono w Limie podczas zebrania Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, który przedstawiał tę decyzję jako sukces. Nie będzie pakowania się w inwestycje w biednym Rio, ogromnych kosztów niejasnego pochodzenia jak w Soczi czy politycznych wygibasów jak w Pekinie.

Nie wszyscy jednak zgodzili się z taką interpretacją. Jak napisano w "Los Angeles Times", o igrzyska w pierwszym terminie rywalizowały jedynie dwa miasta - te dwa, które podzieliły między siebie terminy w 2024 i 2028 roku. Z wyścigu wycofały się m.in. Hamburg, Budapeszt, Toronto i Rzym.

2 mld dolarów

Zostały miasta we Francji i USA, oba z dobrą infrastrukturą. MKOl uznał, że lepiej namówić je do ugody. Amerykanie się zgodzili na późniejszy termin, w zamian za finansowe ustępstwa komitetu olimpijskiego. Ryzykują i tak sporo, bo MKOl kontroluje przychody z praw telewizyjnych i umów sponsorskich, jednak nie interesuje go sytuacja, gdy gospodarze igrzysk zanotują deficyt budżetowy.

Przekroczenie kosztów organizacji IO zdarza się nagminne. W ostatnich latach wzrastają koszty ochrony. Można sobie wyobrazić, że w Paryżu będą horrendalne. Dwaj ekonomiści, Robert Baade i Victor Matheson, w 2016 roku sprawdzali koszty związane z organizacją światowej imprezy. W swojej pracy uwzględnili koszty remontów i budowy obiektów, a także koszty przygotowania samych wydarzeń sportowych. W rubryce "korzyści" umieścili pieniądze zostawione przez turystów, a także "wymuszenie" przez organizację IO nowej infrastruktury, która może być trampoliną rozwoju dla miast-gospodarzy.

Wyszło im - jak informuje ESPN - że zarobić na olimpiadzie można jedynie w wyjątkowych i specyficznych warunkach. Nie zauważyli zwiększonych wpływów dzięki wzmożonemu handlowi. Niemal taki sam bilans osiągały miasta, które tylko startowały w walce o igrzyska, ale ich nie dostały. Sydney, które w 2000 roku gościły sportowców z całego świata, straciły netto ponad 2 mld dolarów. - Miały być wyjątkowe korzyści dla zwycięzców, ale sam fakt przystąpienia do rywalizacji oznaczał wysłanie informacji dla inwestorów: jesteśmy otwarci na nowe wyzwania. Gospodarze igrzysk niczym się nie wyróżniali - napisano w raporcie ekonomistów.

Miasto, które dostanie IO, korzysta przede wszystkim na promocji wizerunku. Finansowo wygrywają firmy remontowe czy świadczące usługi hotelarskie (związane z odpowiednimi urzędami, dzięki którym dostają zlecenia), jednak już sami mieszkańcy bezpośrednie wiele nie zyskują. Nowe inwestycje stają się łupem jedynie wielkich firm budowlanych, co z kolei wymusza podwyższenie cen nieruchomości w mniej atrakcyjnych miejscach oraz zwiększa czynsze.

Przed igrzyskami w Sydney dodatkowo rozszerzono uprawnienia policji. Po imprezie sytuacja miała wrócić do poprzedniego stanu, ale nic takiego się nie stało. Do tego, co podkreślali ekonomiści, powstają budowle kosztowne, ale w dłuższej perspektywie niepotrzebne, jak np. dodatkowe hale sportowe jedynie na czas IO. To wszystko kosztem pieniędzy, które mogły być zainwestowane między innymi w programy socjalne.

Fikcyjne kwoty

Zdjęcia niszczejących obiektów w Rio po 2016 roku obiegły świat. To dodatkowo wzmogło niechęć krajów do organizacji olimpiady, nawet tak bogatych jak Niemcy. - Nowe drogi, ulepszenie portów lotniczych czy rozbudowa infrastruktury może nastąpić bez wielkich wydatków na igrzyska - napisano w "Boston Globe" po tym, jak Boston również wycofał się z walki o olimpiadę.

Paryż początkowo przeznaczał na IO w 2024 roku ok. 6,8 mld euro, ale już wiadomo, że ta kwota zostanie przekroczona. Nie wiadomo, o ile. W Rio było to (wszystkie kwoty w przeliczeniu) ok. 1,5 mld euro. Tokio (IO 2020) już po stronie wydatków zapisał ponad 16 mld euro, dwa razy więcej niż początkowo planowano, a tamtejszy komitet oficjalnie i tak szuka oszczędności. - Kwoty, jakie pojawiły się przy wniosku aplikacyjnym, są fikcją. Tak samo będzie przy wnioskach innych miast - ocenił profesor Shinichi Ueyama, z Keio University w Tokio, ekspert zajmujący się finansami publicznymi. Podał przykład Londynu sprzed 5 lat - zaczęło się od 6 mld euro, skończyło na 18 mld.

Organizatorzy z Los Angeles zapewniają, że zarobią na IO w 2028. Wpisali po stronie zysków 150 mln euro, co przy planowanych kosztach 4,5 mld euro wygląda na "kreatywną księgowość". Wykorzystanie obiektów wokół miasta w Kalifornii - w Santa Monica, wokół South Bay czy w Hollywood - ma obniżyć wydatki. Mało kto w to wierzy. - Koszty organizacji IO są nie do przewidzenia. Byliśmy przeciwni wydawaniu bez końca pieniędzy na tak korupcjogenną imprezę - powiedział dla CNN Miklos Hajnal, jeden z organizatorów komitetu przeciwko obecności olimpiady w Budapeszcie. Przypomniał, że Montreal (IO 1976) spłacał kredyt zaciągnięty na światową imprezę przez 30 lat, a koszty od tamtego czasu wzrosły ogromnie.

- Na początku jest euforia i rzucanie cenami z kosmosu. Nie można brać pod uwagę kosztów organizacji IO, bowiem te na pewno zostaną przekroczone i to o wiele miliardów. Bezużyteczne slajdy ze zdjęciami nowych stadionów niczego nie zmienią, ale MKOl woli tego nie widzieć i promować imprezę, której nikt nie chce. Jaką korzyść ze stadionu baseballowego i centrum kajakowego mają Ateny? - napisał John Short w angielskim "The Conversation".

- Idea igrzysk umiera. Ludzie, którzy za to się biorą, liczą na łatwe pieniądze, ale w dłuższej perspektywie nikt poza nimi na tym nie skorzysta - powiedział Jeff Ruffolo, amerykański lobbysta, który pomagał m.in. Pekinowi w organizacji olimpiady w 2008 roku.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×