Natalia Maliszewska otrzymała zgodę na wyjście z izolacji i może wystartować w rywalizacji w short tracku podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie. Start eliminacji na 500 m. zaplanowany jest na sobotę 5 lutego o godz. 12 czasu polskiego. Polka musi jeszcze zaliczyć test przed wejściem na halę.
Kuba Cimoszko, dziennikarz WP SportoweFakty: Domyślam się, że ostatnie wiadomości z Pekinu przyniosły dużą ulgę wśród osób związanych z polskim short trackiem.
Bartosz Konopko, były reprezentant Polski w short tracku i uczestnik IO 2018: Rzeczywiście, przeżywaliśmy to mocno. Tak jak zresztą wszyscy w Polsce, bo to nasza nadzieja na medal olimpijski. To koronny dystans Natalii, a mogła wyjść taka przykra niespodzianka. Obecnie jesteśmy na obozie i cała grupa ma sporo radości. Każdy z nas na swój sposób to odczuwał, czuliśmy zawód na sytuację, ale też nie gasła w nas nadzieja. Były spore nerwy w naszej ekipie, gdy kolejny test dał wynik pozytywny. Koniec końców finał jest jednak pozytywny i spory kamień spadł z naszego serca.
Jak należy oceniać szansę Natalii po kilku dniach bez treningu?
Musimy wziąć pod uwagę przede wszystkim to, że nie jest to długi tor. Nie potrzebujemy tu na szczęście tylko swojej dyspozycji fizycznej. Napięcie mięśniowe, czucie lodu czy taka zwykła pewność siebie na lodzie na pewno jej spadła, ale na szczęście to dopiero pierwszy dzień i biegi eliminacyjne. Tyle, co widzieliśmy po jej biegach, wydaje mi się, że nie będzie dla niej kłopotu tego przejechać i przejść dalej. Później jest dzień wolny, by trochę dopracować szczegółów.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus wpływa na igrzyska. Tracimy przez to szanse na sukces
Taka sytuacja może wyzwolić w sportowcu dodatkową siłę?
Moim zdaniem Natalia będzie na tyle zdeterminowana po tym całym zamieszaniu, że pokaże pazur i pojedzie na jeszcze większej motywacji niż normalnie. Coś w stylu: "skoro mnie zamknęliście, to teraz wam pokażę". Dlatego też nie mam wątpliwości, że ona dziś wygra swój bieg eliminacyjny.
Natalia to jedna z aż szóstki naszych "short-trackowców" w Pekinie. Czego możemy się po nich spodziewać?
Mamy start Natalii, ale mamy też historyczną sztafetę żeńską i przede wszystkim sztafetę mieszaną. Ten ostatni zresztą będzie już dziś i to od razu z walką o medale. Tu właśnie przypadek Natalii może mieć znaczenie. O ile bowiem nie obawiam się o jej indywidualną jazdę, o tyle w sztafecie trudno przewidywać jak będzie po takiej przerwie. Będziemy mocno trzymać kciuki. Nie chcę mówić o jakichś konkretnych oczekiwaniach, ale... sami zawodnicy mieli pewne nadzieje. Sam awans do półfinału gwarantuje najlepszą ósemkę, a to wiele mówi.
Jak pan ocenia swój start sprzed czterech lat?
Trochę trudne pytanie. Z obecnej perspektywy wiem, że byłem wtedy bardzo dobrze przygotowany. Zawiodła taktyka. Powiedzmy, że trochę złą decyzją podjąłem. Na pewno dziś inaczej rozegrałbym te eliminacje.
Nie było możliwości, aby poszukał pan rewanżu w Pekinie?
Na pewno chciało by się jeszcze dalej startować i spróbować jeszcze raz. Fizycznie byłbym w stanie to robić. Pewne okoliczności i zbiegi różnych zdarzeń sprawiły, że nie mogłem już dalej trenować. Pozostaje mi mocno kibicować kolegom.
Short track mocno zyskał na popularności w ostatnich latach.
Nie ma wątpliwości, że ta dyscyplina naprawdę mocno się rozwija. Jak my zaczynaliśmy swoje kariery, to na igrzyska jeździło po jednej osobie. W Salt Lake City był tylko Krystian Zdrojkowski, a w Turynie Darek Kulesza. Później w Vancouver pojawiła się trójka naszych przedstawicieli, w Soczi znowu jedna osoba, a w Pjonczangu ponownie trzech reprezentantów. Widać, że wyniki robią swoje i sam sport stał się znacznie popularniejszy niż miało to miejsce jeszcze kilka lat temu. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Ponadto pomaga to, że nie jest to długi tor i nie potrzebujemy szczególnej infrastruktury. Możemy trenować tak naprawdę na każdym lodowisku w Polsce i ta dostępność przynosi efekty. Jak tak dalej pójdzie to nie mam wątpliwości, że na kolejne igrzyska wyślemy pełne składy sztafet żeńskiej, męskiej i mieszanej.