Niestety Pekin2022 nie będzie kojarzył się miło Natalii Maliszewskiej. Najpierw zamieszanie z testami na COVID-19 wyeliminowało ją z walki o medale na jej koronnym dystansie 500 metrów.
Teraz - na ostatnim okrążeniu ćwierćfinału na 1000 metrów - upadała. Polka została zablokowana przez Rosjankę, ale sędziowie nie dopatrzyli się niczego złego.
- Od oceny tego biegu jest sędzia, który nie dopatrzył się błędu - przyznała w rozmowie z TVP Sport Urszula Kamińska, trenerka Maliszewskiej.
ZOBACZ WIDEO: To może zadecydować o medalach w skokach. "Jedyny minus"
Wspólnie przygotowały określony plan na ten wyścig, ale udało się go zrealizować tylko po części. Swoje w biegu namieszały reprezentantki Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego Jekaterina Jefremenkowa i Anna Wostrikowa, które finalnie... również nie awansowały.
- Na pewno jechały zespołowo i pomogły sobie. Natalia dostała bombę od zawodniczki z Rosji po czym musiała zamykać gaz, co dużo ją kosztowało. Potem "armblock" moim zdaniem, który uniemożliwił kontynuację jazdy i spowodował upadek. Tak wyglądało to z mojego punktu widzenia - skomentowała sytuację z upadkiem Maliszewskiej.
Przyznała też, że występ na 1000 metrów nie był głównym zadaniem jej podopiecznej na igrzyska w Pekinie. Przyznała, że miał być "dodatkiem", w którym można było powalczyć o wynik na euforii po sukcesie na 500 metrów.
Niestety, w Pekinie wszystko potoczyło się nie po myśli Maliszewskiej. - To wszystko dużo nas nauczyło - przyznała na koniec Kamińska.
Zobacz także:
Co za dramat! Maliszewska upadła w ćwierćfinale
Łamał jej się głos. Natalia Maliszewska zrozpaczona po upadku