- Oni obaj są dla mnie jak synowie, nie zamierzam oglądać, jak się biją – powiedział Ziggy Rozalski. Tylko, czy wytrzyma z daleka od ringu? Wątpię.
Ziggy nie sadzi się jak inni Polonusi, jak to mu się powiodło za Wielką Wodą. On po prostu te swoje miliony dolarów ma i już. Chałupę wystawił taką, że prezydent USA by się nie powstydził.
- Plazmę to "Zigguś" zawiesił w każdej ubikacji – opowiadają bokserzy, którzy byli zaproszeni do imponującej posiadłości państwa Rozalskich. Do tego w garażu stoją ulubione, zabytkowe rollse. Ziggy, w przeciwieństwie do wielu innych przedstawicieli amerykańskiej Polonii, nie mówi po polsku z jankeskim akcentem. On po prostu mówi po polsku.
Gdy wyjeżdżał z naszego kraju , miał 14 lat. I spełnił swój "American Dream". Na Manhattanie od lat ma samochodowy warsztat dla ekskluzywnej klienteli. Kupił popadający w ruinę "Marciano Gym". Nie pamiętam już za ile, ale chyba za dwa miliony dolarów (choć ta suma to nie jest pewne info). Bokserskim trenerem w jego sali był Al Certo (w cywilu krawiec m.in. Franka Sinatry), którego jednym z podopiecznych był słynny bombardier i champion Buddy McGirt. W "Marciano Gym" ćwiczył też wojownik Arturo Gatti. No i czasem Andrzej Gołota. Teraz, zdaje się, jest tam fitness club. Ma powodzenie, bo ma obszerny parking.
Ziggy to nie tylko menago Andrzeja Gołoty. To także jego partner w interesach. Panowie – jak mi kiedyś opowiadał sam Rozalski - kupowali całe kwadraty w Nowym Jorku. Burzyli stare budowle i stawiali nowe kamienice. I sprzedawali z zyskiem. Słowem, poszli w budownictwo.
Rozalski twierdzi, że w boks to on się tylko bawi. Pomaga Gołocie, a teraz Adamkowi. Bawi się jednak skutecznie. Negocjują z nim poważne amerykańskie stacje telewizyjne, jest jednym z niewielu, który może poklepać Dona Kinga po plecach. Bo Ziggy ma taki bezpośredni styl: to rubaszny brat, a raczej wujek łata. Przyjazny w obejściu dla każdego. Znam go od lat: tego faceta nie da się nie lubić. To też jego sposób na sukces. Najskuteczniejszy polski promotor i menedżer bokserski. Pomógł już kilku polskim bokserom, zaś Gołotę, a teraz Adamka uważa za swoje sportowe dzieci, choć to już stare chłopy przecież. Obaj ci zawodnicy są zaprzyjaźnieni z rodziną Rozalskich, która teraz jest ponoć zła na Ziggiego za to, że dopuścił do tej bratobójczej walki. Dlatego Ziggy nie chce na ten pojedynek nawet patrzeć. Serce ma w rozterce.
Ja na szczęście nie przeżywam takich rozterek. Lubię Adamka, znamy się, zwalczałem książkę-paszkwil, jaki na niego wysmażyli jego dawny współpracownik i pewien dziennikarz(?), zawsze mu kibicuję... ale nie tym razem. Wybacz Tomek. Staremu, pięćdziesięcioletniemu dziennikarzowi i sportowcowi (tj. mnie) jednak bliższa koszula ciału, czyli... weteran Gołota. Czuję się jakbym był członkiem jego ekipy, nawet mam bluzę z napisem "Gołota Team" z czasów, gdy wraz z Polsatem, Ziggy Promotions i przesympatycznymi braćmi Kowalczykowskimi (współ)organizowałem znakomitemu "Endrju" dwie walki w moim Wrocławiu.
Powiem tak, Andrzej, jeśli się już do kogoś przekona i jeżeli nie peszą go zbyt wścibskie kamery, to jest przyjaznym i błyskotliwym kompanem. Potrafi do łez rozbawić swoimi celnymi, sytuacyjnymi puentami. Przy tym, to szczery facet. Zero pozy.
Dlaczego wygra Gołota?
1. Bo wychodził w ringu do takich kozaków i do takich bokserskich legend, przy których dotychczasowi rywale Adamka, to słowaccy kelnerzy.
2. Bo jak na wagę ciężką nie ma gorszej techniki niż Adamek z półciężkiej i cruiser.
3. Bo ma silniejszy cios.
4. Bo jest o 19 kg cięższy i będzie w zwarciu zamęczał Tomka, kładąc się na niego i spychając go na liny.
5. Bo się nie boi Adamka, nie wierzy, że ciosy górala z Gilowic są w stanie zrobić mu krzywdę. Czyli będzie walczył na luzie, bez stresu, a z jego psyche będzie wszystko ok.
6. Bo Adamek opuszcza lewą rękę i zostawia lukę na mocny prawy.
7. Bo publika będzie raczej za "Endrju" i nie wiadomo czy Adamka nie skonfunduje fakt, że pierwszy raz polska widownia chyba nie będzie za nim.
8. Bo z tego co mówi Gołota, wynika, że nie lubi Tomka, a to też jest argument i motor napędowy.
9. Bo Andrzejowi jeszcze tli się nadzieja na walkę z Kliczką i piąte podejście do mistrzostwa świata. Znając Dona Kinga i Ziggiego, ta nadzieja nie jest wcale taka płonna. Tylko ten Adamek na drodze...
10. Bo generalnie jest lepszym bokserem. Jest ikoną. Dwa razy obrabowaną przez sędziów z mistrzowskiego pasa.
Dlaczego wygra Adamek?
1. Bo jest młodszy i szybszy od Gołoty.
2. Bo w swoim narożniku będzie miał Andrzeja Gmitruka, który nie tylko zna Gołotę od podszewki, ale dodatkowo jest jednym z najlepszych pięściarskich trenerów świecie.
3. Bo Gołota nie ma w pełni sprawnej lewej ręki. A ta lewa zaczyna prawie każdą akcję, ustawia walkę i wracając na czas do brody, broni przed prawym sierpem.
4. Bo jest twardzielem i niezłomnym wojownikiem, i nigdy się nie poddaje.
5. Bo wie, że przed nim wciąż rysuje się wielka kariera. Przed Gołotą jakby już mniej.
6. Aż się boję coś takiego napisać za sensatami: "bo bukmacherzy są po jego stronie". Ale u nas chyba nie Las Vegas?
Jak już pisałem, zwykle jestem za Adamkiem, a zwłaszcza za maksymą: "niech zwycięży lepszy", lecz tym razem kciuki będę trzymał za Andrzeja Gołotę. Bo mi się marzy kurna chata, czyli pojdynek Gołota-Kliczko i unifikacyjny bój w cruiser Adamek - Włodarczyk (jak tylko "Diablo" połknie Fragomeniego). "Diablo" to nokauciarz, a taki zawsze ma szansę, poza tym to medialny gość ("Taniec z gwiazdami" i inne tam takie) i najsympatyczniejszy polski bokser. Byłby kolejny superhit!
Młodzi na starych
Myślę, że najlepszą obsadę miała pierwsza gala Ziggiego we wrocławskiej ówczesnej Hali Ludowej (dziś Hali Stulecia) z udziałem Gołoty, dwukrotnego championa wszechwag Tima Whiterspoona, Jesusa Chaveza, króla nokautu Jeremy Williamsa czy Bułgara Tonczo Tonczewa. Ale na drugim miejscu pod tym względem widzę właśnie łódzką imprezę, o ile wszystkie zapowiadane walki dojdą do skutku. Nie będzie już tak, jak to bywało w Polsce w ostatnich latach, że pieniędzy starczało na walkę wieczoru, zaś w pozostałych nasi bokserzy śrubowali sobie statystykę wybijając co do nogi słowackich kelnerów z rekordem zero wygranych, sto porażek, w tym sto pięć przegranych przez nokaut. Tym razem skonfrontowano ze sobą polskich pięściarzy, najczęściej na zasadzie: dawna sława kontra wschodząca gwiazdka. Z bodaj trzema wyjątkami. W akcji zobaczymy aż pięciu zawodników z Dolnego Śląska, co dobrze świadczy o tamtejszych trenerach. Wszyscy dłużej lub krócej boksowali w Gwardii Wrocław. Miałem zaszczyt trenować razem z nimi, wylewać kubły potu na zajęciach przy ul. Krupniczej, a potem byłem menedżerem drużyny Gwardii, która w lidze sięgnęła po brąz. Moimi zawodnikami wtedy byli m.innymi Mateusz Masternak i Łukasz Janik. Teraz rywale na łódzkiej gali! Stąd ta impreza, to poniekąd taka moja sentymentalna podróż przez przeszłość.
Waga junior ciężka: Mateusz Masternak 89,4 kg - Łukasz Janik 90,1 kg. Masternak to kielecki scyzoryk. Wie czego chce. Jest pewny swych umiejętności. Mówi: "Teraz zaczyna się era Masternaka!". Oby! Silnie bije, więc ma szansę. Ale Janik z Jeleniej Góry to także nasza nadzieja. Nie wiem czemu, lecz zdaje się, że obaj nie przepadają za sobą (to nie są łatwe charaktery) i przekomarzają się, kto komu dołożył na sparingu, kto walczył wtedy w szesnastkach, a kto był niewyspany. Pewnie obaj zechcą sobie urwać głowę. Będzie gorąco.
Waga lekka: Maciej Zegan 60,9 kg - Krzysztof Cieślak 60,9 kg. Dobra, Zegan już nie ten, ale to wciąż bokser, który wiele umie, jest silny i to zawodnik, którego oszukano w walce o mistrzostwo świata z Grigorianem. Czyli niekoronowany champion. Cieślak może mu przeciwstawić jedynie młodzieńczą siłę i zapalczywość. Krzysiek odgraża się, że wygra przed ósmą rundą. Ale trener kolorowego Zegana, Zygmunt Gosiewski (taki spec rodzi się raz na sto lat!) postara się, by Maciek się nie bił, tylko zaboksował niczym... Leonard. Niech wygra legenda. Ale przyszłość przed Cieślakiem, choć i Zegan marzy jeszcze o podboju Europy Tak, niech Maciek wygra, bo są sponsorzy, którzy na wiosnę chcą wyłożyć parę groszy na czterorundową walkę (he,he-zbyt duże słowo)... Zegan-Czekański. Zawsze to lepiej mierzyć się ze zwycięzcą. A sławny "Boom Boom" już się zgodził na tę pięściarską hucpę, czyli sam na sam ze mną w klatce. Będą jaja.
Waga junior ciężka: Wojciech Bartnik 91,6 kg - Artur Szpilka 91,0 kg. Z jednej strony wielkie nazwisko i takie same umiejętności, z drugiej wielki talent i taka sama niewiadoma. Weteran Bartnik to naturalny cruiser, a młody Szpilka to raczej silniejsze chłopisko. I będzie się jeszcze rozrastał. Ale Wojtek, wspierany przez znakomitego trenera Ryszarda Furdynę, wie jak z takimi mocarzami walczyć. Jest jedynym Polakiem, który uległ Savonowi jedynie na punkty. Wygrał też w amatorach z Ibragimowem. Taaak, wszystko rozegra się w głowie Bartnika, a o wyniku zdecyduje jego nastawienie do walki. Starsi zawodnicy zwykle bardziej się spalają. Pojedynek nie będzie ładny, bo Wojtek to ringowy spryciarz, który nie daje sobie robić krzywdy. Oleśnica ściska kciuki. Ja też.
Waga junior średnia: Damian Jonak 70,4 kg - Mariusz Cendrowski 72,1 kg. Kolejna walka z cyklu uznany bokser (Cendrowski) kontra wschodząca gwiazdka (Jonak). Ten pierwszy to technik, taki nasz Winky Wright, chyba przez błędy promotorów i menedżerów, wciąż niespełniony. Mariusz osiągnął wiele, ale mógł jeszcze więcej. Na sparingach jak równy z równym bił się z Gattim, czy bije się z Abrahamem, Sylvestrem, Zbikiem itd. Pozwólcie mu to przełożyć na oficjalne walki na największych galach! Cztery tygodnie przygotowywał się do tego "sam na sam" z Jonakiem. Pod okiem trenerów Andrzeja Piotrowskiego i Marka Pawłuszka sparował 66 rund z Arturem Małkiem i Arturem Lazarianem. Współpracował z fizjologiem prof. Markiem Zatoniem i psychologiem Edwardem Wlazłą. Trener Piotrowski (to on wychował Zegana) uważa, że jeśli Mariusz będzie boksował w swoim technicznym stylu z lewym prostym, a nie bił się, to wygra. Tyle że Mariusz to taki "samotny wilk", silna osobowość, on ma swoje przemyślenia i zrobi po swojemu tak, jak będzie uważał za stosowne w danej chwili. Jest przecież bardzo doświadczonym zawodnikiem.
Jonak za to jest fighterem. Bije mocno i atakuje. Gubi się w obronie, lecz świat przed nim. On też nie będzie miał spokojnej głowy. Odszedł wszak od swego dotychczasowego promotora Andrzeja Wasilewskiego (to także wielka postać boksu) i zdaje się, że nadal o to się kłócą. W tej chwili niezwykle sympatyczny Damian jest pod opieką rzutkiego polskiego biznesmena z Niemiec Andrzeja Grajewskiego. "JAG-a", czy "Grajka" poznałem, gdy był właścicielem żużlowego klubu z Łodzi. Mamy podobne zainteresowania: boks i sporty motorowe. Czasem futbol. Pan Andrzej ma swoje układy w "Rajchu", więc Jonaka skrzywdzić tam nie da. Damian jest faworytem, ale ja przecież jestem z obozu Cendrowskiego...
A oto walki bez udziału Dolnoślązaków.
Waga junior półśrednia: Krzysztof Szot 63,6 kg - Łukasz Maciec 63,3 kg.
Waga półciężka: Grzegorz Soszyński 79,0 kg - Dawid Kostecki 79,6 kg.
Zwłaszcza ten ostatni pojedynek zapowiada się frapująco. Obaj to świetni kolesie, ale faworytem jest "Cygan" Kostecki. Ktoś komuś założy czasówkę.
Żeby stać się legendą, trzeba pokonać inną legendę. Czy Gołota będzie dla Adamka, jak Frazier i Foreman dla Alego, a Trinidad dla Hopkinsa?
Tak czy siak, wygra polski boks, bo zainteresowanie galą jest ogromne (będzie zorganizowana "na zicher" m.in. przez Martina Lewandowskiego i jego przyjaciół z KSW), wygra Polsat, bo ma telewizyjnego hiciora i wygra Ziggy Rozalski, gdyż znów nas zaskoczył i uraczył widowiskiem, którym żyje cała Polska. Choć jak mówi, ta bratobójcza walka jego "synków" Gołoty i Adamka wcale mu nie pasuje.
Ziggy, to tylko sport, a nie wojna!
Bartłomiej Czekański
Sensacyjne wieści - www.sportowefakty.pl za PAP: Prawdopodobnie nie dojdzie do walki Artura Szpilki z Wojciechem Bartnikiem podczas sobotniej gali bokserskiej w Łodzi. Kilkadziesiąt minut po piątkowym oficjalnym ważeniu Szpilka został aresztowany przez policję!
Jak poinformował PAP sierżant Michał Szewczyk z łódzkiej policji, bokser został zatrzymany na podstawie nakazu sądu w Myślenicach (Małopolskie).
W piątkowe popołudnie w łódzkiej Manufakturze 20-letni Szpilka zważył się przed pojedynkiem z 42-letnim Bartnikiem. Ich pojedynek został zakontraktowany na osiem rund w kategorii junior ciężkiej.
- Nie mogę w to uwierzyć, mam nadzieję, że to jakaś pomyłka. Artur gdzieś tam zbłądził, ale ciągle liczę, że do walki dojdzie. Przecież bardzo ciężko pracowałem przez ostatnie dwa miesiące i chcę boksować - powiedział PAP Bartnik, brązowy medalista igrzysk olimpijskich w Barcelonie (1992).
- Jeśli do tej walki nie dojdzie, to godzina rozpoczęcia gali się nie zmieni, będzie nią 18.00. Dodatkowo odbędzie się pojedynek Artura Sieradzkiego z Czechem Davidem Viceną - poinformował PAP Paweł Wójcik, rzecznik prasowy Polsat Boxing Night.
To nie koniec problemów organizatorów, bowiem pod znakiem zapytania stanęła też konfrontacja Dawida Kosteckiego z Grzegorzem Soszyńskim w wadze półciężkiej. Walka zakontraktowana została na 12 rund, ale Soszyński i jego promotor Andrzej Grajewski zgłosili, że pięściarz ostatnio chorował i zaproponowali osiem rund. Na takie rozwiązanie nie zgadza się obóz Kosteckiego. - Lekarz stwierdził, że Soszyński jest zdrowy. Liczymy, że dojdzie do porozumienia między stronami - dodał Wójcik.