Byli pracownicy TVP Sport kontratakują. "To brednie"

- Szkolnikowski zwolnienie tłumaczył Kurskiemu moim rzekomym poparciem dla KOD-u. Mówił też, że nie pasuję do dobrej zmiany. Śmieję się, gdy czytam brednie o jego apolityczności - mówi była dziennikarka TVP Sport Justyna Szubert-Kotomska.

Mateusz Puka
Mateusz Puka
siedziba TVP i Marek Szkolnikowski (w kółku) PAP / Na zdjęciu: siedziba TVP i Marek Szkolnikowski (w kółku)
To niejedyna osoba związana z TVP, która stanowczo i pod nazwiskiem sprzeciwia się wersji przedstawionej przez samego Marka Szkolnikowskiego w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego Onet. Były dyrektor TVP Sport zaprzeczył w nim plotkom o swoich bliskich relacjach z prezesem TVP Jackiem Kurskim, przedstawił się jako niesterowalny ekspert, który ostatecznie padł ofiarą politycznej zemsty jeszcze za czasów rządów PiS.

"Wykorzystał znajomość z Kurskim”

- Marek Szkolnikowski po pierwszym nieudanym podejściu jako dziennikarz TVP Sport, drugi raz pojawił się już po nastaniu nowego kierownictwa TVP w osobie Jacka Kurskiego. Nie rozumieliśmy o co chodzi, a dodatkowo sam Włodzimierz Szaranowicz przyznawał, że to skandal, że mu narzucają taką osobę - mówi nam Jacek Jońca, komentator związany z TVP od 1993 roku. W ostatnim czasie dziennikarz został całkowicie odsunięty od pracy dla stacji.

Jego wersję potwierdza kolejny pracownik, który przez lata pozostawał jedną z twarzy TVP Sport, Maciej Jabłoński.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polscy policjanci najlepsi na świecie! Tylko spójrz, jak pięknie grali

- Włodzimierz Szaranowicz mówił mi w naszych rozmowach, że był wielokrotnie namawiany przez Szkolnikowskiego, by dał sobie spokój z pracą i oddał mu funkcję dyrektora. Ostatecznie Marek przy walce o pozycję szefa TVP Sport wykorzystał fakt znajomości z Jackiem Kurskim oraz to, że funkcji dyrektora nie chcieli przyjąć Przemysław Babiarz czy Piotr Sobczyński - przyznaje Jabłoński, były prezenter sportowy. On z TVP, w różnych rolach, związany jest od 2006 roku.

- Gdy został wicedyrektorem, jedną z pierwszych rzeczy jakie zrobił, miało być wręczenie ówczesnemu dyrektorowi Włodzimierzowi Szaranowiczowi kartki z nazwiskami około 20 osób, które jego zdaniem nadawały się do zwolnienia. Szaranowicz miał na jego oczach podrzeć tę kartkę - dodaje była dziennikarka TVP Sport, Justyna Szubert-Kotomska.

- Na pierwsze spotkanie z Włodzimierzem Szaranowiczem faktycznie poszedłem z propozycjami zmian i nową strukturą, która uwypukli wzrastającą rolę internetu oraz pozwoli na bardziej optymalne zarządzanie zespołem. Większość tego planu wcieliliśmy w życie. Nikt wtedy nie został zwolniony, a większość z tamtej ekipy nadal pracuje w TVP Sport - odpowiada były szef TVP Sport, Marek Szkolnikowski.

Szubert-Kotomska: Moje zwolnienie tłumaczył tym, że jestem... kodowcem

Byli pracownicy TVP Sport twierdzą, że ich dyrektor nie tylko nie był apolityczny, ale także dodają, że polityka miała ogromny wpływ na podejmowane przez niego decyzje, a on sam znakomicie potrafił lawirować w tym świecie.

- Gdy nie chciano mi przedłużyć kontraktu, ktoś próbował się za mną ująć i sprawa trafiła do prezesa TVP Jacka Kurskiego. Ten wykręcił numer do Szkolnikowskiego i w czasie rozmowy w trybie głośnomówiącym spytał go wprost, dlaczego nie chce ze mną przedłużyć kontraktu. Nie było mnie przy tej rozmowie, ale osoba, która była wtedy obecna w gabinecie prezesa przekazała mi, że dyrektor TVP Sport zwolnienie tłumaczył tym, że jestem... kodowcem. Chodziło oczywiście o to, że rzekomo miałam być zwolenniczką Komitetu Obrony Demokracji. W drugim zdaniu dodał, że nie pasuję do dobrej zmiany - relacjonuje Szubert-Kotomska.

- To mnie najbardziej zabolało, bo zrozumiałam, że mam do czynienia z bezwzględnym typem, który jest gotowy użyć wszystkich metod, by osiągnąć swój cel. To było kłamstwo, ale on doskonale wiedział, jakich argumentów użyć, by przekonać szefa telewizji do swoich racji. W TVP nigdy nie poruszałam tematów politycznych, w ogóle się nie angażowałam w politykę. Gdy jeszcze podczas igrzysk w Korei, niedługo przed informacją o nieprzedłużeniu mi umowy, napisałam mu, że z czymś się nie zgadzam, to zastraszył mnie i wprost napisał, żebym nie zaczynała tej wojny, bo będą ranni. Taki miał styl działania - wspomina.

- A najlepsze w tym wszystkim jest to, że Kurski mu… nie uwierzył i zaproponował kompromisowe rozwiązanie, czyli przedłużenie mi umowy o trzy miesiące. To nie podziałało i chwilę później dostałam informację o tym, że umowa nie zostanie przedłużona, a mi przez pół roku będzie wypłacana połowa pensji w ramach zakazu konkurencji. To był szok, bo chwilę wcześniej otrzymałam z Agencji Kreacji Publicystyki, Dokumentu i Audycji Społecznych TVP propozycję wyjazdu na piłkarski mundial do Rosji. Szkolnikowski przekreślił te plany - dodaje Szubert-Kotomska.

Pierwszym powodem decyzji o nieprzedłużeniu z nią kontraktu miała być sprzeczka z zastępcą dyrektora TVP Sport o nieprzygotowaną czołówkę do jednego z materiałów.

- Winę zrzucił na mnie, choć już dwa tygodnie wcześniej wysłałam wszystkie zdjęcia. Odpowiedziałam mu wtedy, że jeśli nie pamięta, o czym ze mną rozmawiał, to niech weźmie Bilobil. To wystarczyło, by nie przedłużyć mi kontraktu, co w efekcie skutkowało zwolnieniem - dodaje.

"Został usunięty jako człowiek Kurskiego"

- Od początku było jasne, że powołanie go na stanowisko dyrektora TVP Sport to ruch polityczny, a Szkolnikowski nawet specjalnie nie ukrywał, że jest człowiekiem Jacka Kurskiego. W węższym gronie lubił się chwalić wizytami w gabinecie prezesa TVP. Kurski jest kibicem sportu, więc na bieżąco interesował się wydarzeniami w naszej redakcji. Sam Szkolnikowski relacjonował, jak Kurski reagował na informacje o najnowszych jego pomysłach, nie tylko dotyczących treści, ale także decyzji personalnych. Oni byli w stałym kontakcie, a w TVP Sport praktycznie nic nie działo się bez wiedzy Kurskiego. Mówienie o apolityczności to bezsens - zdradza kulisy Jabłoński.

- Od początku był żołnierzem prezesa Kurskiego, a jeśli dostawał reprymendę, to schodził na dół do redakcji i wyżywał się na pracownikach - wspomina Szubert-Kotomska.

Szkolnikowski zaprzecza, by takie praktyki miały miejsca. - Proszę spytać innych pracowników redakcji. Nie będę adwokatem w swojej własnej sprawie, ale zapewniam że większość pracowników życzyłaby sobie takiej atmosfery w pracy. Jeżeli są jakieś zastrzeżenia, to niestety wynikają one z osobistej urazy. Wszystko co robiłem było z myślą o drużynie TVP Sport - dodaje.

- W czasach prezesury Kurskiego każdy wiedział, że dyrektor TVP Sport jest nie do ruszenia. Gdy do TVP przyszedł nowy prezes Mateusz Matyszkowicz, to w rewanżu zaczął usuwać ludzi poprzednika. Tak właśnie został zwolniony Szkolnikowski. Jeśli mówi, że po jego odejściu do grudnia w redakcji było źle, to ja śmiało mogę powiedzieć, że za jego czasów było fatalnie. On po prostu nie szanował ludzi, traktował ich po chamsku. Jedna z osób, której nie przedłużono kontraktu i dostawała honorarium, po roku zapytała go o możliwość wznowienia umowy. W odpowiedzi usłyszała tylko: "ciesz się, że cię wtedy nie wyjeb****my". W takich warunkach pracowaliśmy. Na zewnątrz zawsze chwalił się jednak świetną atmosferą - podsumowuje Szubert-Kotomska. Szkolnikowski w rozmowie z nami zaprzecza, by taka sytuacja miała miejsce.

To niejedyne zarzuty, jakie pracownicy TVP Sport mają do swojego byłego szefa. Wielu z nich zarzuca mu celowe odstawianie od obowiązków starszych pracowników, którzy pamiętali jego, jak słyszymy, niezbyt udaną pracę w roli dziennikarza. W ich miejsce mieli przychodzić zupełnie niedoświadczeni dziennikarze, którzy wszystko mieli zawdzięczać właśnie jemu.

TVP straciła tenis

Mówiąc o niepowodzeniach Szkolnikowskiego, Jacek Jońca zwraca także uwagę, że dyrektor TVP Sport nie przedłużył praw do pokazywanie cyklu WTA, choć Iga Świątek była już blisko światowej czołówki. - Nieprzedłużenie praw tenisowych u progu wielkiej kariery Igi Świątek było kompletnie nielogiczną i niekompetentną decyzją. W tym przypadku chodziło nie tylko o prestiż, ale także stratę możliwości zarobienia gigantycznych pieniędzy - uważa Jacek Jońca.

Szkolnikowski wyjaśnia kulisy walki o tenis i zapewnia, że zrobił wszystko, by te transmisje pojawiły się w ofercie TVP Sport.

- Poprzednia umowa wygasała, a my nie mieliśmy prawa pierwokupu. To jest wolny rynek, wygrywa ten podmiot, który przedstawi najbardziej konkurencyjną ofertę. Choć bardzo walczyliśmy, to nasza oferta została odrzucona. Problemem okazały się nie tylko finanse, ale także dodatkowe wymagania, jak choćby obowiązek transmisji z każdego z 55 turniejów. Mając do dyspozycji jeden kanał sportowy, byłoby to trudne do wykonania. Pracowaliśmy od trzech lat nad uruchomieniem specjalnej platformy internetowej z myślą o pakiecie WTA, ale TVP Technologie nie dały rady - wyjaśnia Szkolnikowski.

"Nikt z powodów politycznych nie został zwolniony"

Marek Szkolnikowski odpowiada też na pozostałe zarzuty.

- Nie wypieram się znajomości z Jackiem Kurskim, przecież byłoby to absurdalne. W Telewizji Polskiej jestem od 16 lat, za czasów jego prezesury zostałem wicedyrektorem, a potem dyrektorem TVP Sport. Z tego, co wiem, Włodzimierz Szaranowicz, gdy przechodził na emeryturę ze względów zdrowotnych, rekomendował mnie na to stanowisko, bo przekonał się do moich kompetencji. Mogę również zapewnić, że pierwszy raz na żywo spotkałem Kurskiego, gdy był już prezesem TVP. Wcześniej się nie znaliśmy - przyznaje były dyrektor TVP Sport.

Zapewnia przy tym, że w TVP Sport nigdy nie były istotne preferencje polityczne pracowników i nikt nie został zwolniony z tego powodu.

- Co do zarzutów o rzekome zakończenie współpracy z jednym z pracowników za wspieranie KOD-u, to mogę się domyślać, że chodzi o Justynę Szubert-Kotomską, bo takie zarzuty już wcześniej słyszałem. Prawda jest taka, że bardzo niewiele osób z redakcji chciało z nią współpracować. Obrażała mojego zastępcę, nie stosowała się do żadnych sugestii, czy próśb, z którymi zwracałem się do niej jako redaktor naczelny. Jacek Kurski faktycznie zapytał mnie o powody rozstania z nią i podałem wtedy dokładnie takie same argumenty, jak te wspomniane przed chwilą. Szybko okazało się jednak, że Justyna Szubert-Kotomska dostała pracę w "Alarmie", programie emitowanym tuż po "Wiadomościach" i pracowała tam przez kolejnych pięć lat. W TVP Sport nikt z powodów politycznych nie został zwolniony, a może się pan domyślać, że nie wszyscy byli zwolennikami ówczesnej władzy - dodaje Szkolnikowski.

Po raz kolejny zapewnia także, że nigdy nie zdarzyło się, by prezes Kurski wpływał na jego decyzje. Jeśli interweniował, to - według Szkolnikowskiego - tylko dlatego, że chciał poznać powody decyzji, ale zawsze na zasadzie partnerskiej dyskusji.

- Kontakt między nami był dość regularny, ale trudno by było inaczej, skoro sport odgrywał znaczącą rolę w ramówkach anten głównych. Przez cały okres mojej pracy w TVP tylko dwukrotnie zdarzyły się sytuacje, które można było rozwiązać inaczej. Raz poprosiłem o wycięcie dosłownie jednego zdania z wywiadu Cezarego Kucharskiego, który się na to nie zgodził i wywiad się nie ukazał. Uznałem, że zbyt mocno uwypuklony był kontekst polityczny afery z Robertem Lewandowskim, zresztą później za to Czarka przeprosiłem w rozmowie w cztery oczy. Drugim przypadkiem było czasowe zawieszenie eksperta Jakuba Kota za to, że podczas studia skoków narciarskich zaczął politycznie punktować na naszej antenie burmistrza Zakopanego, choć sam startował w wyborach samorządowych reprezentując inną opcję. Kuba mimo wcześniejszego zaangażowania politycznego po stronie ówczesnej opozycji jest właśnie potwierdzeniem tego, że nikt nie był oceniany za poglądy, tylko kompetencje, a ekspertem jest świetnym. Robiłem, co mogłem, żeby polityki było jak najmniej, niezależnie po której stronie barykady - uważa były szef TVP Sport.

Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Świątek już imponuje. Rywalka bezradna
Dwóch działaczy straciło najwięcej

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×