Zaczęli od pierwszego, skończyli na ostatnim - bolesna porażka Polaków w Bangkoku

Z mieszanymi nastrojami i wielkim niedosytem pożegnali się ze snookerowym turniejem w Bangkoku reprezentanci Polski. Kacper Filipiak i Krzysztof Wróbel wygrali z drugim zespołem gospodarzy zaledwie jedną partię i zajęli ostatecznie ostatnie miejsce w grupie D.

W tym artykule dowiesz się o:

Start - marzenie, a potem brutalna rzeczywistość - tak w skrócie można podsumować występ naszego zespołu podczas Drużynowego Pucharu Świata. Pokonanie na inaugurację rozstawionego z "siódemką" Hongkongu oraz minimalna i trzeba przyznać - nieco pechowa porażka z faworyzowaną Szkocją stawiały polski duet w wyjątkowo komfortowej sytuacji. Media w naszym kraju po niespodziewanych sukcesach biało-czerwonych wpadły w euforię, ale jak się później okazało - zbyt szybko. Słowa pochwały od Johna Higginsa, Marco Fu, Stephena Maguire'a, czy wreszcie samego Ronnie'go O'Sullivana w kierunku juniora z Warszawy nie mogły nie mieć żadnego wpływu na psychikę dopiero witającego się z wielkim światem snookera Filipiaka. Po dniu przerwy w grze naszych rodaków zmieniło się niemal wszystko. Z rozegranych dziesięciu frejmów, zwyciężyli tylko w dwóch. Kapitan ekipy - Krzysztof Wróbel był podczas swoich wielokrotnych podejść do stołu bardzo zachowawczy, nie wierzący w swoje możliwości i wyraźnie bojący się podejmować choćby najmniejsze ryzyko. Jego młodszy kolega także nie był w stanie nawet zbliżyć się do formy, jaką prezentował u progu imprezy w Tajlandii, a więc można uznać, że prognozy bukmacherów i oceny ekspertów były jednak trafne i poziom, dzielący polską parę od innych okazał się po analizie całego turnieju widoczny.

Na usprawiedliwienie bolesnej, bo pokazującej Polakom ich prawdziwe miejsce w szeregu piątkowej porażki bez wątpienia należy podać rewelacyjnie spisującego się przy zielonym suknie Passakorna Sunwannawata. Nazwisko doskonale radzącego sobie mimo niskiego wzrostu Azjaty przy mało prawdopodobnym triumfie wyspiarzy do zera nad wspomnianym Hongkongem może jeszcze długo śnić się po nocach biało-czerwonym.

Pulchny i utalentowany rodak Jamesa Wattany w spotkaniu z Filipiakiem wbił bowiem zdecydowanie najwyższy, bo aż 139-punktowy brejk (!) zawodów w Bangkoku, nie dając warszawiakowi, a potem również i Wróblowi najmniejszych szans. Nasi snookerzyści przegrali też z dla odmiany - szczupłym Thepchaiyaem Un-Noohem i z nutą optymizmu zakończyli jedynie trzecią odsłonę meczu, potwierdzając tym samym, że rywalizacja w parach jest ich koronną konkurencją.

Zobacz także: Wymarzony początek Polaków! 15-letni Filipiak pogromcą Marco Fu!

Zobacz także: Kolejni gwiazdorzy zdetronizowani przez Filipiaka! Polska o krok od megasensacji!

Czytaj również: Ogromny zawód Polaków! Biało-czerwoni rozbici przez Afganistan!

Komentarze (0)