Wojciech Potocki: Rozdał pan na Gali Sportu Młodzieżowego kilkanaście pucharów i nagród pieniężnych. Czy jednak ministerstwo jest zadowolone z tego, co się dzieje w sporcie młodzieżowym?
Adam Giersz: - Myślę, że rozwija się on dość dynamicznie, w czym duża zasługa samorządów lokalnych. Problem polega jednak na tym, że nie mamy drożnych ścieżek rozwoju karier najzdolniejszych młodych zawodników. To nie wygląda najlepiej, zwłaszcza kiedy utalentowany sportowiec kończy wiek juniora i zaczyna rywalizować z seniorami. Chcemy to zmienić i w tym roku wprowadzimy nowy program. W każdym województwie powstaną kadry młodzieżowe, czego do tej pory nie było. To powinno zapewnić najzdolniejszym młodym ludziom "łagodne" przejście w świat sportu seniorskiego.
Zanim trafił pan do polityki, był pan trenerem. Kto jak kto, ale pan wie najlepiej, że system rywalizacji młodzieży często przeszkadza w prawidłowym szkoleniu. Zamiast uczyć prosto kopać piłkę, czy poprawnie rzucać do kosza, trenerzy za wszelką cenę chcą, by nastolatek "na siłę" zdobywał medale.
- To prawda. Często tak się dzieje i mamy wszyscy tego świadomość. Niestety, w wielu dyscyplinach sport młodzieżowy stał się jakby inną odmianą sportu. Nikt nie myśli o tym, żeby mistrza juniorów doprowadzić do mistrzostwa olimpijskiego. Ważne, żeby natychmiast wygrywał. To zła droga i chcemy to zmienić. Będziemy nagradzać i promować kluby, w których rozpoczynali karierę nasi najlepsi sportowcy. W chwili kiedy ich wychowankowie będą zdobywać medale olimpijskie, nie zapomnimy o pierwszych szkoleniowcach
W ostatnim czasie powstaje wiele boisk i obiektów sportowych. Rząd znalazł środki na sławne już "Orliki". Ale doskonale pan wie, że bez trenerów nic z tego nie będzie i "Orliki" zamienią się szybko w puste place, a na plastikowe krzesełka trafią wielbiciele piwa.
- Zdajemy sobie z tego sprawę. Brakowało pieniędzy na trenerów i była obawa, że bez nich boiska będą martwe. Dlatego uruchomiliśmy w tym roku nowy program "Animator - Orlik 2012". Polega on na tym, że na każde boisko przeznaczamy, ze środków ministerstwa tysiąc złotych miesięcznie dla trenerów. Jest jeden warunek – samorząd musi dołożyć drugie tyle. To da razem dwa tysiące złotych dla szkoleniowców, którzy powinni pracować tylko na tych boiskach.
Zostawmy na chwilę młodzież. Podobno ministerstwo chce zmienić zasady finansowania w sporcie zawodowym. Chodzi mi o spółki Skarbu Państwa. Podobno wielkie koncerny nie będą już łożyć na najlepsze kluby siatkarskie czy piłkarskie...
- Takie zapisy nie znajdują się w ustawie o sporcie kwalifikowanym, bo to nie są kompetencje naszego ministerstwa. Tego typu decyzje należą do Ministra Skarbu. On jest właścicielem tych spółek i on przygotowuje odpowiednie regulacje prawne. My oczywiście chcielibyśmy, by spółki skarbu państwa wspierały sport, ale by to robiły jak najbardziej transparentnie, tak żeby wszyscy wiedzieli czym się kierują dotując jakiś klub. Chcielibyśmy, aby to finansowe wsparcie leżało w interesie całego polskiego sportu, a nie dotyczyła partykularnych interesów poszczególnych klubów.
W ostatnich dniach, wszystkie resorty dostały polecenie obcięcia swoich budżetów i szukania oszczędności. Jak to będzie wyglądać jeśli chodzi o sport?
- Szukamy takich możliwości, by jak najmniej ucierpiały na tym przygotowania zawodników do największych imprez sportowych, jak mistrzostwa świata czy Europy.
A trochę bardziej konkretnie. Jakie obszary są zagrożone cięciami budżetowymi?
- Wszystkie te obszary, które finansuje ministerstwo. Oczywiście szukamy takich dróg, by cięcia nie dotyczyły naszych priorytetów. Na pewno nie ograniczymy środków przeznaczonych na przygotowania do Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Vancouver i chcielibyśmy utrzymać poziom przygotowań do igrzysk w Londynie. Być może jednak zmniejszone zostaną dotacje dla niektórych związków sportowych na konkretne imprezy.
Czyli kalendarze imprez na 2009 rok mogą ulec zmianie?
- Może tak się stać, ale w pierwszym rzędzie będziemy szukać oszczędności analizując wydatki administracyjne, płacowe. Może być mniej nagród, premii, mniej zakupów urządzeń biurowych.
A finansowanie walki z dopingiem?
- To jeden z naszych priorytetów i na pewno żadnych ograniczeń w tym zakresie nie będzie. Na razie analizujemy sytuację i staramy się, by sport jak najmniej ucierpiał z powodu kryzysu, ale nasz budżet, zgodnie z zaleceniami premiera będzie mniejszy o około 10 procent.
Czy w tym całym ministerialnym nawale obowiązków znajduje pan czas, by stanąć przy stole tenisowym i poodbijać piłeczkę
- A wie pan, że tak. Nie zrezygnowałem z tenisa stołowego.
Był pan trenerem fenomenalnego Andrzeja Grubby. Jak pan myśli, kiedy wrócą złote czasy polskiego tenisa stołowego?
- Oj, chyba nieprędko...