Ciemna strona polskiego sportu. Teczki znanych zawodników w archiwach IPN

Zdjęcie okładkowe artykułu:  /
/
zdjęcie autora artykułu

Mistrzowie olimpijscy, wybitni trenerzy, bramkarz, który zatrzymał Anglię - w PRL-u współpracowali, nie zawsze pod przymusem, ze służbami bezpieczeństwa. W archiwach IPN znajdziemy wiele znanych nazwisk.

Podczas igrzysk olimpijskich w Seulu (28 lat temu) polska delegacja liczyła 229 członków. Byli to przede wszystkim sportowcy, ale również trenerzy, działacze, lekarze, pracownicy mediów. Dzisiaj pewnie wielu z nas trudno w to uwierzyć, ale zdaniem dziennikarzy programu "Misja specjalna" (był emitowany w TVP w latach 2005-10) aż 10 procent stanowili... współpracownicy Służby Bezpieczeństwa. 27 osób miało za zadanie raportowanie o wszystkim, co się dzieje w Korei Południowej. - Wcale mnie to nie dziwi - mówi nam były selekcjoner polskich siatkarek, Andrzej Niemczyk. - Sportowcy od zawsze byli łakomym kąskiem dla wszelakich służb specjalnych działających w PRL-u.

261 stron raportu Zamieszanie wokół byłego Prezydenta RP - Lecha Wałęsy - po raz kolejny wywołało w Polsce problem lustracji. Sportowcy byli grupą pod szczególną "opieką" Służby Bezpieczeństwa. - Nasze ciągłe wyjazdy zagraniczne, kontakty z przedstawicielami Polonii, dość częste ucieczki, to wszystko powodowało, że byliśmy regularnie wzywani na przesłuchania, a część z nas zapewne była werbowana - wspomina jeden z najbardziej znanych piłkarskich trenerów w Polsce, Andrzej Strejlau.

- Dokładnie tak, Andrzej ma rację - przekonuje Niemczyk. - Praktycznie podczas każdego wyjazdu zagranicznego towarzyszyli nam funkcjonariusze SB. Często był to kierownik drużyny nominowany przez Komitet Centralny PZPR. Taki człowiek, nazywany przez nas "ucho", wszystko skrupulatnie notował. Kto, kiedy i gdzie wychodził z hotelu, z kim rozmawiał, itd. Taki komunistyczny paparazzi. Z tą różnicą, że mógł narobić człowiekowi naprawdę sporo problemów. Za jeden donos można było trafić do więzienia.

Podczas piłkarskich MŚ w Meksyku (1986) z polską reprezentacją poleciał ppłk Edward Kudybiński. Oficjalnie, jako działacz Głównej Komisji Kultury Fizycznej i Turystyki, nieoficjalnie był wysoko postawionym pracownikiem MSW. Po powrocie napisał 261 stron raportu. Część piłkarzy doskonale wiedziała, kto pracuje, jako "ucho". Inni nie zdawali sobie z tego sprawy. - Wiedzieliśmy, że mamy plecy, ale szczerze mówiąc osobiście nie wiedziałem, który z działaczy pracował dla SB - twierdzi Józef Wandzik.

UB niezadowolony ze współpracy z Cieślikiem

Służba Bezpieczeństwa nie ograniczała się tylko do umieszczania wśród sportowców swoich przedstawicieli. Przez kilkadziesiąt lat regularnie werbowała tajnych współpracowników. Już w 1947 roku Urząd Bezpieczeństwa miał pozyskać w swoje szeregi jedną z największych legend polskiego sportu - nieżyjącego już Gerarda Cieślika. Sprawę kilka lat temu w swoim blogu goniecsportowy.salon24.pl opisał Artur Cegiełka.

25.02.1947 UB roku wezwało Cieślika na przesłuchanie. Piłkarz musiał się tłumaczyć ze swojej wojennej działalności, głównie faktu gry dla Bismarckhuetter Ballspiel Club. Tydzień później w archiwach UB znalazła się taka deklaracja: Ja, Gerard Cieślik będę składał swoje doniesienia zarówno w formie ustnej, jak i pisemnej. Przyjmuję pseudonim "Wolny".

Nie jest trudno się domyślić, że Cieślik został zaszantażowany. Zapewne został postawiony przed wyborem: albo współpraca, albo ogłoszenie go zdrajcą narodowym i głośny proces zakończony więzieniem. Przez pierwsze trzy lata piłkarz ani razu nie skontaktował się ze swoimi przełożonymi. Pracownicy UB zaczęli narzekać, że Cieślik nie chce współpracować, a wręcz unika spotkań z nimi.

Po kilku próbach uzyskania od niego jakichkolwiek informacji, 29.12.1950 roku współpraca została zerwana. - W czasie jego współpracy z organami UB nie uzyskaliśmy żadnych doniesień, a ograniczał się tylko do informowania nas o rzeczach błahych, które nie przedstawiały żadnej wartości. Wobec powyższego proszę o wyeliminowanie go z sieci informacyjno-agenturalnej, gdyż nie przedstawia żadnej wartości, a pozostanie na kontakcie luźnym - to ostatnia notatka z teczki Cieślika.

Pawłowski grał na dwa fronty Jednym z najbardziej znanych agentów-sportowców był TW "Papuga". Pod tym kryptonimem krył się jeden z najwybitniejszych zawodników w historii - Jerzy Pawłowski. Mistrz olimpijski, mistrz świata, wielokrotny medalista najważniejszych zawodów szermierczych przez wiele lat donosił na m.in. Irenę Szewińską.

Notatki w archiwach IPN mówią jasno: Pawłowski był bardzo płodnym informatorem komunistycznego aparatu władzy. Do pewnego momentu wydawało się, że jego postać można ocenić tylko jednowymiarowo, był donosicielem. W 1975 roku nagle zniknął. Po dwóch miesiącach okazało się, że został aresztowany. Komuniści dowiedzieli się, że od kilku lat Pawłowski pracował jako agent... CIA! - Przekazywał informacje swoim kontaktom w Stanach Zjednoczonych, za co pobierał potężne pieniądze - mówi jedna z notatek wykorzystanych podczas głośnego procesu. W 1976 roku został skazany na 25 lat więzienia za zdradę ojczyzny.

Po ośmiu latach skorzystał z prawa łaski. Rada Państwa PRL zwolniła go z więzienia, ale w zamian za wywiad telewizyjny, w którym Pawłowski przeprosił za swoje czyny i pochwali ówczesne władze. Rok później miał być wymieniony w Berlinie na super-szpiega PRL-u Mariana Zacharskiego, ale w ostatniej chwili się rozmyślił. Odrzucił ofertę z USA, pozostał w Polsce.

Oświadczenie lustracyjne Kapki Wielu współpracowników MSW pozyskiwało wśród sportowców klubów milicyjnych. W tej grupie było o to najłatwiej. Przecież większość zawodników miało etaty (częściej fikcyjne, niż prawdziwe) w służbach mundurowych.

Pierwszy przykład z brzegu to wspomniany już w tym artykule Andrzej Strejlau. Były trener piłkarskiej reprezentacji Polski w latach 60. XX wieku został zatrudniony w... Biurze Ochrony Rządu, które podlegało Ministerstwu Spraw Wewnętrznych. - To był fikcyjny etat, byłem wtedy w milicyjnej Gwardii, stąd takie rozwiązanie - tłumaczył w "Przeglądzie Sportowym".

Po roku "współpracy" Strejlau złożył prośbę o zwolnienie ze służby. Jego przełożony przychylił się do tej prośby, motywując ją notatką: "Obywatel Strejlau Andrzej okazuje brak zainteresowania powierzonym mu odcinkiem pracy, nie potrafi przełamać napotkanych trudności, uwidacznia się brak zmysłu organizacyjnego. Wyraża chęć pracy w szkolnictwie otwartym w dziedzinie sportu".

Do współpracy z organami bezpieczeństwa przyznał się publicznie także inny znany polski piłkarz.

Zdzisław Kapka, brązowy medalista MŚ w 1974 roku, legenda Wisły Kraków, później wieloletni działacz tego klubu kandydując do europarlamentu w 2004 roku złożył oświadczenie lustracyjne, w którym napisał, że "współpracował z organami bezpieczeństwa PRL". - Jako piłkarz Wisły Kraków miałem etat w milicji. Lewy etat - tłumaczył się na łamach prasy. - Nie donosiłem, nie inwigilowałem, nie podsłuchiwałem. Jednak dla pewności wolałem złożyć oświadczenie o przyznaniu się do współpracy. Kto tam wie, co jest w archiwach IPN. Przecież w PRL-u fałszowało się dokumenty. A poza tym SB i MO to był wtedy jeden resort - tłumaczył.

Tomaszewski pił wódeczkę

W listopadzie 2011 roku Newsweek wydrukował artykuł pt. "Zatrzymał Anglię, usidliła go SB? Samobój Tomaszewskiego". "Kategoria: konsultant, pseudonim Alex, podstawa pozyskania: dobrowolność, data pozyskania: 1986.07.28" - takie dane w archiwach IPN znaleźli dziennikarze tygodnika. Czyżby legendarny bramkarz wdał się we współpracę z bezpieką tuż przed upadkiem komunizmu w Polsce?

- Nie spotykałem się świadomie z SB - broni się Jan Tomaszewski. - Fakt, że w drugiej połowie lat 80. uwielbiałem spędzać czas w łódzkim Grand Hotelu. Miałem pieniądze zarobione poza granicami kraju, więc siadywałem przy stoliku, zamawiałem wódeczkę i spędzałem tak większość dnia. Przysiadali się różni ludzie: artyści, dziennikarze, aktorzy, sportowcy, a nawet cinkciarze czy dziwki. Rozmawiałem z nimi na różne tematy. Może wtedy jakiś agent SB założył mi teczkę?

- Konsultant, to nie to samo, co agent - przyznał w Newsweeku profesor Antoni Dudek. - Konsultanci byli zazwyczaj werbowani jako specjaliści w konkretnej dziedzinie. Mogło chodzić o wyjaśnianie zawiłości panujących w środowisku piłkarskim.

W ostatnich dniach pojawiła się kolejna zaskakująca informacja. Otóż kłamcą lustracyjnym został ogłoszony Stanisław Gościniak. Jeden z najwybitniejszych siatkarzy świata (w 2005 roku został przyjęty do Volleyball Hall of Fame), złoty medalista MŚ, wielokrotny reprezentant Polski - wedle sądu okręgowego w Gliwicach - miał współpracować z bezpieką.

Gościniak złożył oświadczenie lustracyjne w 2010 roku przed wyborami samorządowymi w Częstochowie. Teraz przez 6 lat nie może pełnić funkcji publicznych. Były siatkarz miał poinformować prokuratora, że nie wiedział, iż współpraca z wywiadem i kontrwywiadem PRL-u zalicza się do kontaktów z SB. Gościniaka miał zwerbować Gromosław Czempiński, późniejszy szef UOP, czy jeden z głównych bohaterów "Operacji Samum".

W aktach IPN-u znajdziemy o wiele więcej nazwisk znanych sportowców. W większości przypadków trudno zweryfikować prawdziwość teczek. Generalnie sportowcy stanowili "wdzięczny materiał" dla bezpieki. - Oni byli raczej beneficjentami systemu niż tymi, którzy by przeciwko niemu walczyli. Przecież żaden z piłkarzy nie odmówił udziału w spotkaniu propagandowym w stanie wojennym z Mieczysławem Rakowskim. To nie byli raczej opozycjoniści - przyznał w rozmowie z portalem fronda.pl historyk IPN, Grzegorz Majchrzak.

Marek Bobakowski

Zobacz wideo: Karol Klimczak: Była duża solidarność wśród klubów Ekstraklasy

{"id":"","title":""}

Źródło: TVP S.A.

Źródło artykułu:
Komentarze (11)
avatar
Marek Grzebyk
28.02.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
To onet? Bo artykuł równie głupi jak wszystko co tam się znajduje.  
avatar
ALPACA
26.02.2016
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Tak było i niech juz zaden osrany piSZlamista nie ogrzewa ów smierdącego kotleta. Teraz trzeba mieć czarne podniebienie aby robic kase u boku kłamczuchów od piSZlamu /na kazdego dziecko 500 pln Czytaj całość
avatar
Jozef Blonski
25.02.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
... jeśli ktoś twierdzi, że tak nie było to jest naiwniakiem, ale jeśli ktoś twierdzi, że obecnie już tak nie jest, to jest jeszcze większym naiwniakiem, aniżeli ci poprzedni.  
Marta Kubik
25.02.2016
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
trzeba robić porządek w związkach tu i teraz bo to ma sens i popycha nas do przodu i daje szanse na przyszłość i to jest prawdziwa odwaga i dlatego trzeba wyjasnic jak najwiecej spraw z przeszl Czytaj całość
avatar
fuj...
25.02.2016
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Nie spotykałem się świadomie z SB - broni się Jan Tomaszewski ....po wódeczkach nawalony byłem i mi podrzucili