Marieke Vervoort nie chciała dłużej cierpieć. "Bóg musi być złym facetem, że tak bardzo mnie doświadcza"

Marieke Vervoort postawiła na swoim. Sportsmenka cierpiała na nieuleczalną chorobę i poddała się eutanazji. Zmarła w rodzinnym mieście, w dniu swoich 40. urodzin.

Piotr Bobakowski
Piotr Bobakowski
Getty Images / Francois Nel
Multimedalistka igrzysk paraolimpijskich, Marieke Vervoort z Belgii, nie żyje. Złota medalistka Paraolimpiady Londyn 2012 zmarła we wtorek (22 października w dniu swoich 40. urodzin) w wyniku eutanazji, której dokonano w jej rodzinnym mieście - Diest w prowincji Brabancja Flamandzka (WIĘCEJ TUTAJ). "Odszedł symbol niezłomności w sporcie" - piszą zagraniczne media.

Marzeniem sportsmenki było to, żeby po śmierci wszyscy żałobnicy wypili za jej pamięć lampkę szampana. Nie chciała żałoby i płaczu. W wywiadach powtarzała, że chciałaby widzieć ludzi cieszących się z tego, iż śmierć uwolniła ją od ciągłego bólu i cierpienia.

Kobieta od 2000 r. zmagała się z nieuleczalną tetraplegią, czyli paraliżem czterokończynowym. Rokowania co do poprawy neurologicznej są w przypadku tej choroby praktycznie zerowe, a rehabilitacja sprowadza się jedynie do wykonywania ćwiczeń biernych w... oczekiwaniu na śmierć.


"Przebieg tetraplegii jest wstrząsem nawet dla lekarzy. Choroba postępuje z bezwzględnym okrucieństwem. Wejście na piąte piętro szpitala uniwersyteckiego w Brukseli oznaczało dla Vervoort, że... myślała tylko o tym, kiedy umrzeć" - czytamy w "The Telegraph".

ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio. Patrycja Wyciszkiewicz: Rywalka uderzyła mnie w bark. Przestraszyłam się, że zgubię pałeczkę

ZOBACZ: Multimedalistka olimpijska czeka na eutanazję. "Nie chcę już dłużej cierpieć - jestem gotowa na śmierć" >>

Śmiertelna choroba w początkowym stanie zaatakowała jej nogi. Skończyło się amputacją. Ucieczką od bólu, niestety tylko chwilową, był dla Vervoort sport.

Belgijka zaczęła uprawiać koszykówkę na wózku i trenować triathlon. Hart ducha i serce do walki sprawiły, że pomimo pogarszającego się stanu zdrowia, Marieke wystąpiła na igrzyskach paraolimpijskich - w Londynie (2012 r.) i Rio de Janeiro (2016 r.). Z obu paraolimpiad przywiozła złote i srebrne medale w wyścigach sprinterskich na wózkach.

Sport był dla niej ucieczką od cierpienia, ale nie mogło to trwać długo. Choroba niestety była silniejsza. - Mam 38 lat, ale czuję się bardziej na 90. Niewiele osób w wieku 90 lat mogłoby się z tym pogodzić. Nie mogę spać... Zasypiam na chwilę tylko po "bombie" z morfiny. Pogorszył mi się wzrok. Okulista powiedział, że jest bezradny, bo to problem z mózgiem. To jest jak cierpienie bez końca. Nie chcę dłużej cierpieć - przyznała Vervoort w jednym ze swoich ostatnich większych wywiadów (dla "The Telegraph" w 2017 r.).

ZOBACZ: Paraolimpiada: Marieke Vervoort podtrzymuje decyzję o eutanazji >>

Przyjaciele zapamiętają reprezentantkę Belgii z tego, że uwielbiała napić się wina musującego, potrafiła naśladować prezydenta Donalda Trumpa, nie wierzyła w istnienie Boga.

Vervoort nigdy nie chciała wzbudzać litości u innych. Uprawiała sport, żeby dać dobry przykład i być inspiracją dla chorych. O swojej śmierci mówiła, że to będzie jak otworzenie czerwonej skrzynki, z której uwalniane są białe motyle... Oswajała się z tym przez 11 lat. Prawo do poddania się eutanazji uzyskała bowiem w 2008 roku.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×