- Do zwolnienia doszło tak, jak w przypadku zwykłych zwolnień. Po prostu zostałam zaproszona na spotkanie, bez jakiejś wcześniejszej rozmowy. Oznajmiono mi, dlaczego się rozstajemy. Mam już trochę lat doświadczenia w pracy zawodowej i dla mnie powody zwolnienia były absurdalne - powiedziała na początku rozmowy z WP SportoweFakty.
Była rzeczniczka prasowa ministerstwa już wcześniej sygnalizowała, że jednym z powodów utraty stanowiska była jej komunikacja po 10. rocznicy obchodów katastrofy smoleńskiej.
- Proszę zrozumieć samą ideę. Rozmowę chociażby na temat tego nieszczęsnego posta i katastrofy smoleńskiej prowadziłam z panem Filipem Cieszkowskim, który jest szefem gabinetu politycznego. Przy zwolnieniu argumenty dotyczące sposobu komunikacji przedstawiła mi pani minister. Tak więc teraz stanowisko rzecznika jest bardzo mocno upolitycznione. Z tego co widzę, to takie miało być od początku, bo trochę rzeczy składa się w całość - zauważyła.
ZOBACZ WIDEO: Minister sportu odpowiada na słowa Michała Kubiaka. Jak będzie trenować reprezentacja siatkarzy?
W Ministerstwie Sportu pracowała tylko trzy miesiące. Jak zaznacza, w takim okresie ludzie dopiero zaczynają poznawać struktury, instytucje i są na etapie wdrażania się. - W trakcie spotkania otrzymałam taką informację, że nie powinnam wypowiadać się do mediów i że pierwsze skrzypce musi grać pani minister. To zresztą było widać po moim zwolnieniu, gdzie na pięć postów ministerstwa cztery dotyczyły pani minister i jej wywiadu - zauważyła.
To jednak nie wszystko. Roszkiewicz zdradziła nam, że ingerowano w to, jak się ubierała. - Druga rzecz to taka informacja, że nie muszę ubierać się zbyt elegancko, bo po co, bo przecież mnie nie będzie widać, tylko panią minister. Po wspólnym wyjeździe na konferencję też usłyszałam, że jestem zbyt widoczna i nie powinnam siedzieć obok pani minister, tylko gdzieś z tyłu, bo przecież poprzedni rzecznicy w ogóle nie byli widoczni - przyznała.
- Takie rzeczy gdzieś wcześniej się przewijały. Jeżeli jednak ludzie się nie znają, to wychodzą różne niesnaski. Dla mnie to wręcz zakrawało o mobbing. Uznałam jednak, że trzeba przegryźć tę niemiłą lekcję i robić swoje. Przed samym zwolnieniem nie miałam żadnych sygnałów, że coś jest nie tak. Po prostu podczas spotkania otrzymałam informacje, które zupełnie nie były rzeczowe - stwierdziła.
Upolitycznienie sportu
Agnieszka Roszkiewicz nie będzie dobrze wspominać pracy w Ministerstwie Sportu. - Uważam, że najwyższe stanowiska w państwie powinny być powierzane osobom, które mają do tego kompetencje. Nie chodzi tu tylko o kompetencje związane ze znajomością sportu i rozumienie całej materii, ale także trzeba mieć odpowiednie umiejętności, na pewno menedżerskie - do zarządzania ludźmi i otaczania się mądrzejszymi od siebie. To jest maksyma, która przyświeca mi całe życie. Cóż, tak jest. Nie można otaczać się ludźmi, którzy podpowiadają nam źle, ale to pewnie okaże się za jakiś czas - zaznaczyła.
Przed uzyskaniem posady w ministerstwie przez wiele lat była związana ze sportem. Do resortu trafiła z Polskiego Związku Zapaśniczego, gdzie pełniła funkcję sekretarza generalnego. W latach 2008-12 pracowała w Polskim Związku Piłki Nożnej. Tam działała chociażby jako rzecznik prasowy.
- Mam doświadczenie związane z pracą w piłkarskim związku sportowym. To był dla mnie trudny czas, też się uczyłam. Na pewno popełniłam mnóstwo błędów, których teraz bym nie zrobiła. Z lekcji w PZPN-ie starałam się wyciągnąć trochę wniosków, dlatego bardzo skupiałam się na komunikacji ze związkami sportowymi, bo zawsze mi tego brakowało, pracując po drugiej stronie - dodała.
- Zdawałam sobie sprawę z tego, jak szybko trzeba reagować. Kiedy prosiłam panią minister o wypowiedź, reakcji nie było. Dostawałam informację, że w tym tygodniu wywiadów nie będzie, a dopiero za tydzień. To jest niefajne, bo media pracują "tu i teraz" i nie czekają tydzień aż ktoś poświęci im czas. Tak nie pracuje się z mediami. Trzeba reagować na bieżąco - podkreśliła.
Roszkiewicz powiedziała też o upolitycznieniu sportu. - Po głosach, że człowiek ma się nie wypowiadać, to człowiek ma z tyłu głowy, czy on w ogóle mógł i powinien udzielać informacji mediom. Było to mocno słabe. Dla mnie to jest w ogóle niepojęte, że szef gabinetu politycznego jest jednocześnie rzecznikiem. W tych czasach to jest trochę przerażające, że mamy aż takie upolitycznienie, zwłaszcza w sporcie. Mimo wszystko on jest trochę ponad podziałami, a szef gabinetu zdecydowanie powinien się skupić na innych rzeczach niż na rzecznikowaniu - stwierdziła.
Ma żal, że zwolniono ją bez wcześniejszych sygnałów
- Myślę, że zawodowo jakoś człowiek da sobie radę, mimo bardzo trudnych czasów, bo teraz wszyscy są zwalniani. Jestem jednak bardzo zawiedziona tak po ludzku, bo pani minister doskonale wiedziała, jaka jest moja sytuacja rodzinna - że mam dwoje małych dzieci, a mój mąż działa w branży fitness, w związku z czym w zasadzie od dwóch miesięcy nie pracuje - wyjaśniła Roszkiewicz.
Była już rzeczniczka prasowa Ministerstwa Sportu ma duży żal o to, że zwolniono ją bez wcześniejszych sygnałów. - Tak po ludzku uważam, że w takich czasach nie zwalnia się bez ostrzeżenia. W ministerstwie były też kolejne cięcia. Na pewno został zwolniony jeden dyrektor. Przykre jest to, że ktoś nie zdobył się na szczerą rozmowę, co nie pasuje w mojej pracy, tylko od razu zwolnił - przekazała.
Agnieszka Roszkiewicz podkreśliła, że sprawa jest świeża i na razie nie ma precyzyjnego planu na przyszłość.
- Myślę, że za niedługo coś się będzie działo, podchodzę do tego spokojnie. Muszę skończyć kolejne studia podyplomowe, które już są na wykończeniu. Dotyczą właśnie zarządzania w sporcie, także bardzo na czasie - podsumowała.
W sprawie zwolnienia Agnieszki Roszkiewicz próbowaliśmy się skontaktować z Filipem Cieszkowskim, Szefem Gabinetu Politycznego Ministra Sportu i aktualnym rzecznikiem Ministerstwa Sportu. Niestety, nie udało się nawiązać kontaktu. Jeżeli otrzymamy stanowisko resortu, to zamieścimy je na naszym portalu.
Czytaj także:
- Szokujące wspomnienia Chinedu Ede. "Nienawidzę piłki nożnej"
- Widzew Łódź zdetronizował Legię Warszawa. Zaczął Wieszczycki, później trafiali goście