Epidemia koronawirusa doprowadziła do zawieszenia rozgrywek PKO Ekstraklasy. Przypominamy zatem najciekawsze, najdziwniejsze i najbardziej pamiętne mecze sprzed lat.
W 1995 roku Legia Warszawa jako pierwszy polski klub awansowała do Ligi Mistrzów. Ówczesnym mistrzom Polski udało się wyjść z grupy. W ekstraklasie piłkarzom z Łazienkowskiej wyrósł trudny rywal - Widzew.
Oba zespoły zdominowały rozgrywki 1995/96. Drużyny z Łodzi i Warszawy systematycznie uciekały reszcie stawki, sporadycznie gubiły punkty. Widzew był niepokonany. Legia, do spotkania w 31. serii z łodzianami, doznała tylko dwóch porażek.
ZOBACZ WIDEO: Powrót PKO Ekstraklasy namiastką normalności. "Piłka nożna ma duży oddźwięk w społeczeństwie"
Przed bezpośrednim starciem lider i wicelider mieli po 78 punktów. W rundzie jesiennej zanotowano remis 1:1. Na gola Tomasza Wieszczyckiego odpowiedział Rafał Siadaczka.
Pewne było, że zwycięzca w hicie rundy wiosennej zostanie mistrzem Polski. Za Legią przemawiało własne boisko. Widzew był jednak w tzw. gazie. Problemem drużyny prowadzonej przez Franciszka Smudę było gubienie punktów z niżej notowanymi rywalami. Gdyby łodzianie pokonali Stomil Olsztyn czy Lecha Poznań (mecze zakończyły się remisami) to do potyczki przy Łazienkowskiej mogliby przystępować na dużo większym spokoju. Legia do spotkania z Widzewem na własnym obiekcie wygrywała w lidze wszystko.
W pierwszej połowie meczu rozgrywanego w ciepły, środowy, majowy wczesny wieczór gole nie padły. Na premierowe trafienie musieliśmy czekać do 53. minuty. Wówczas po dośrodkowaniu z rzutu rożnego do piłki doszedł Wieszczycki. Pomocnik kapitalnie złożył się do uderzenia i Andrzej Woźniak nie miał szans na skuteczną interwencję.
Przy Łazienkowskiej euforia. Legia znalazła się krok od trzeciego z rzędu mistrzostwa Polski. Widzew jednak nie ustępował. Łodzianie mający w swoich szeregach takich graczy jak Marek Citko, Marek Koniarek czy Tomasz Łapiński czekali na swoją szansę. Doczekali się jej w 65. minucie. Błąd popełniła defensywa Legii, piłka trafiła w polu karnym do wspomnianego Koniarka, a ten płaskim uderzeniem przy słupku pokonał Macieja Szczęsnego.
Remis nie satysfakcjonował żadnej z drużyn. To jednak Legia chciała wykorzystać atut własnego boiska i zaatakowała. Wykorzystał to Widzew. Łodzianie w 81. minucie skontrowali warszawian. Siadaczka wpadł z piłką w pole karne, dośrodkował ponad wychodzącym z bramki Szczęsnym, a nadbiegający Piotr Szarpak z bliska głową wpakował futbolówkę do siatki. Na nic zdały się protesty Legionistów, którzy twierdzili, że strzelec był na spalonym. Widzew prowadził 2:1 i zwycięstwa już nie oddał.
W następnej serii łodzianie powiększyli przewagę nad Legią. Mistrzowie Polski bezbramkowo zremisowali we Wrocławiu z walczącym o ligowy byt Śląskiem. Wówczas zespołowi Smudy, który 4:1 pokonał Stal Mielec, do pierwszego od lat tytułu brakowało już tylko punktu. Widzew zdobył go w 33. kolejce, 1:1 remisując w Poznaniu z Lechem.
To był czas drużyny Smudy. Łodzianie w sierpniu awansowali do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Do dalszych gier nie udało im się przedostać, ale potyczki z Borussią Dortmund czy Atletico Madryt pozostają w pamięci do dnia dzisiejszego. Gola z połowy boiska Marka Citki widział chyba każdy.
W kolejnym roku Widzew ponownie sięgnął po tytuł, po raz kolejny pokonując w Warszawie Legię. Tym razem w nieprawdopodobnych wręcz okolicznościach 3:2. To jednak temat nie inne opowiadanie.
Dodajmy, że w sezonie 1996/97 barw Widzewa zaczęli bronić Maciej Szczęsny i Radosław Michalski. Z kolei zawodnikami Legii w kolejnych latach byli Rafał Siadaczka, Tomasz Łapiński i Marek Citko.
PAMIĘTNE MECZE - TUTAJ WIĘCEJ TEKSTÓW
Czytaj także:
Sensacyjny finał rozgrywek Pucharu Polski. W karnych lepszy II-ligowiec
Zamiast świętowania mistrzostwa Polski gonitwy z milicją