Jarosław Galewski: Żużel i koszykówka, a więc dwie czołowe dyscypliny w Ostrowie Wielkopolskim, znalazły się na zakręcie. Jak ocenia pan obecną sytuację?
Radosław Torzyński: Te dwie dyscypliny, o których pan wspomniał, są bez wątpienia na sporym zakręcie. Nie mam jednak wątpliwości, że żużel i koszykówka będą w Ostrowie istnieć i budować swoją siłę i tradycję. Problemem koszykówki, który stał już się faktem, jest spadek do znacznie niższej klasy rozgrywkowej. W przypadku żużla cały czas walczymy o pierwszą ligę i wierzę, że ta walka zakończy się naszym sukcesem. Niewątpliwie na obecny stan rzeczy duży wpływ ma trudna sytuacja ekonomiczna na świecie, w Europie, w Polsce czy w naszym mieście. Ten problem wymaga na pewno specjalnego podejścia. Nie ukrywajmy jednak, że do obecnego stanu rzeczy po części przyczynili się również ludzie. Nie czuję się jednak kompetentny do wydawania sądów i stawiania ocen. Każdy klub sportowy ma do tego stosowne organy nadzorcze i to one powinny oceniać. Proszę jednak zauważyć, że nigdy nie jest tak, że coś dzieje się bez przyczyny.
W jaki sposób miasto wspierało w ostatnich latach zawodowy sport w Ostrowie Wielkopolskim?
- Nie chciałbym wypowiadać się o latach, kiedy nie byłem jeszcze prezydentem. Jednym zdaniem mogę jednak powiedzieć, że sport zawodowy, zanim zostałem prezydentem, był wspierany na zasadzie promocji miasta poprzez sport kwotami dwukrotnie a nawet trzykrotnie mniejszymi. Kiedy nastała obecna kadencja Rady Miejskiej i ja zostałem prezydentem to wszystko uległo zmianie. Sytuacja, o której teraz mówię, ma odniesienie głównie do koszykówki. Jeżeli chodzi natomiast o żużel, to kwoty nie odbiegają od wcześniej przekazywanych. Proszę jednak pamiętać, że miasto - głównie z powodu spodziewanego awansu żużla do Ekstraligi - do którego zresztą nigdy nie doszło, podjęło wielki wysiłek, jakim bez wątpienia była modernizacja Stadionu Miejskiego. Przeznaczone środki, a więc kwota 7 milionów, pochodziły z budżetu miasta.
Od kilku lat mówi się, że wizytówką Ostrowa Wielkopolskiego jest Turniej o Łańcuch Herbowy. Niedawno były dyrektor Klubu Motorowego stwierdził, że w tym roku miasto nie przeznaczyło nawet złotówki na wsparcie tej imprezy. Czy zechciałby pan się do tego ustosunkować?
- Już kiedyś mówiłem, że pan Janusz Stefański mówi, ale niekoniecznie prawdę i posługuje się takimi zdaniami, które mają wywrzeć konkretny efekt. Od kiedy jestem prezydentem – a z tego co mi wiadomo, tak było też wcześniej – Klub Motorowy otrzymywał pieniądze z tytułu promocji miasta poprzez sport na zawody ligowe. Nigdy nie było wydzielonej puli na Łańcuch Herbowy z bardzo prostej przyczyny. Klub Motorowy zawsze prosił, żeby tego nie robić, ponieważ gdyby turniej nie doszedł do skutku, choćby z przyczyn pogodowych, pieniądze przeznaczone na tę imprezę trzeba by było zwrócić miastu. Właśnie dlatego w ostatnich latach nie wydzielaliśmy kwoty na Łańcuch Herbowy. Wcześniej też nie słyszałem podobnych zarzutów. Apeluję, żeby mówić prawdę i cofnąć się w czasie, żeby zobaczyć, jak sytuacja przedstawiała się we wcześniejszych okresach. Jeżeli jednak pan Janusz Stefański będzie chciał odnosić się do tego, co mówię tylko w sposób formalny, to rzeczywiście, wydzielonej kwoty na Łańcuch Herbowy nie ma. W takiej sytuacji znowu potwierdza się powiedzenie, że jeśli ma się miękkie serce, to trzeba mieć twardą inną część ciała. Bardzo żałuję, że w pewnym sensie dałem się nabrać, chcąc maksymalnie Klubowi Motorowemu pomóc. Podobnie było w lutym, kiedy Janusz Stefański dramatycznie prosił o przekazanie od razu pieniędzy na promocję miasta poprzez sport, zapewniając mnie, że te środki pozwolą przetrwać okres przygotowań. Później miały pojawić się już pieniądze od sponsorów czy kibiców, którzy kupują karnety. W oparciu o te założenia żużel miał spokojnie trwać w roku 2009. Można więc powiedzieć, że miasto zapłaciło za reklamę na zawodach żużlowych jeszcze przed początkiem rozgrywek ligowych. Pieniądze zostały przelane na konto klubu pod koniec lutego i być może wtedy rzeczywiście pomogły naszej drużynie. Powiem jednak szczerze, że na ostatnich zawodach ligowych z wielką uwagą i dokładnością szukałem banera promujący miasto i nie za bardzo mogłem go dostrzec. Oczywiście, pomijamy ten, który stoi na wprost trybuny głównej. Podsumowując, dajemy pieniądze i wymaga się od nas tyle samo a nawet więcej niż od pozostałych sponsorów. Niekoniecznie jednak chce się wywiązać z zawartych z nami umów. W przyszłości postaram się być twardszy w tym, co robię dla sportu, ponieważ widzę, że od pewnego czasu funkcjonuje zasada: „dasz palec, wezmą rękę”. Trzeba mieć twardsze niektóre części ciała.
Po meczu ze Startem Gniezno Janusz Stefański mówił również, że miasto miało przekazać dodatkowe 200 tys. na ratowanie ostrowskiego żużla. Ta kwota miała zostać później podwojona przez sponsorów. Czy rzeczywiście prowadziliście takie rozmowy?
- Podczas mojej nieobecności – co zresztą zostało mi przekazane – pan Janusz Stefański, bodajże w asyście pana Tadeusza Grądzielewskiego, odwiedzili przewodniczącego Rady Miejskiej, Ryszarda Taciaka. Na spotkanie został poproszony również mój zastępca, Stanisław Krakowski. Szkoda, że nie zaproszono także wiceprezydent Podsadnej, która w swojej kompetencji ma sport. Moi współpracownicy przekazali mi, że takie deklaracje nie padły. Zresztą, paść nie mogły, ponieważ żeby coś dać, trzeba najpierw to mieć. My nie mieliśmy jednak wolnych środków, które moglibyśmy przekazać jakiemukolwiek klubowi sportowemu.
Później Janusz Stefański pisał w swoim oświadczeniu, że miasto przyjęło pozycję wyczekiwania wobec trudnej sytuacji ostrowskiego żużla...
- W ostatnim czasie zauważam, że w obliczu trudnej sytuacji sportu w naszym mieście, ostrowscy kibice są ludźmi naprawdę trzeźwo myślącymi. Nie mam wątpliwości, że fani potrafią rzeczowo oceniać panujące realia. Wiele osób docenia to, co miasto zrobiło i widzi, czego zrobić nie mogło. Mogę zapewnić, że wywiązałem się z danego jeszcze w ubiegłym roku klubom słowa. Jeszcze pod koniec roku zbieraliśmy wnioski o dofinansowanie klubów sportowych z tytułu promocji miasta poprzez sport. Po zatwierdzeniu budżetu środki zostały przekazane. W większości przypadków wywiązaliśmy się już z zawartych umów. Jeżeli tak się nie stało, to wynika to tylko i wyłącznie z harmonogramu płatności. Jesteśmy stałym i pewnym sponsorem ostrowskiego sportu. Nie sądzę, że niesnaski, które mają teraz miejsce między ludźmi, wpłyną na to, że w przyszłości zmienimy zdanie. Ostrowski sport jest wartością nadrzędną i dlatego nie czuję się zniechęcony ostatnimi dyskusjami. Wcześniej mówiłem jednak, że nie mówi się całej prawdy. Czy była to chęć zrzucenia winy na miasto? Myślę, że kibice potrafią ocenić to najlepiej. W budżecie miasta na rok 2009 mieliśmy kwotę ponad 900 tysięcy na promocję miasta poprzez sport, co stanowi około 60 procent budżetu promocji Ostrowa Wielkopolskiego.
Czy w Ostrowie umniejsza się rolę miasta?
- Pan i pana koledzy po fachu, a więc dziennikarze z pewnością potrafią ocenić rzeczywistość. Ostatnio Ostrów Wielkopolski był porównywany do innych miast, do innych samorządów np. do Leszna, Kalisza. Proszę jednak zauważyć, że Leszno jest wprawdzie miastem mniejszym od naszego, ale równocześnie jest powiatem grodzkim. Miasto spełnia więc zarówno rolę gminy jak i powiatu i dzięki temu ma znacznie większe udziały w podatkach płaconych przez mieszkańców. Dla państwa informacji podam tylko, że każdy ostrowski podatnik, który płaci podatek dochodowy, może być pewny, że 36 procent tej kwoty trafi do miasta. Ponad 10 procent trafia natomiast do Starostwa Powiatowego. Jest to kwota rzędu 11 milionów złotych. Są to pieniądze, które trafiałby do miasta, gdyby Ostrów był powiatem grodzkim. Wtedy byłoby nas stać na jeszcze większe dotacje dla ostrowskiego sportu. Od pewnego czasu mówię to niechętnie, ale Ostrów Wielkopolski ma dwóch gospodarzy, którymi są prezydent miasta i starosta powiatu. Nasze miasto jest miejscem, gdzie kompetencje są rozłożone obok siebie, a czasami się nawet krzyżują. Każdy obok zadań własnych ma także inne. Starostwo również posiada budżet promocji, który stanowi – o ile się nie mylę – ponad 300 tysięcy złotych. Gdyby 60 procent budżetu promocji, jak to jest w naszym przypadku, starostwo przeznaczało na promocję powiatu poprzez sport, to uzyskalibyśmy kwotę około 180 tysięcy złotych na wszystkie gminy. Jeżeli jednak zauważymy, że Ostrów to połowa powiatu, mówimy o kwocie 90 tysięcy złotych, która mogłaby być przeznaczana na ostrowski sport. Mogłaby, ale nie jest. Nie wiem, kogo to decyzja. Pragnę jednak podkreślić, że właśnie w tym kontekście mówiłem o tym, że starostwo nie wspiera sportu kwalifikowanego w Ostrowie.
Starosta stwierdził jednak, że nie ma kompetencji wspierania sportu zawodowego w Ostrowie...
- Jeżeli w budżecie powiatu jest pozycja o nazwie „promocja powiatu” to można wydatkować środki. Czym różni się zakup reklamy na długopisie, który kupuję od reklamy w postaci banera na stadionie? Inny jest tylko nośnik reklamy. Reklama jest natomiast taka sama.
W kontekście trudnej sytuacji ostrowskiego sportu bardzo wiele mówi się o polityce. Tak było choćby podczas jednej z ostatnich konferencji w Starostwie Powiatowym. Czy nie ma pan wrażenia, że to rodzaj gry politycznej przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi?
- Niewątpliwie tak jest. Oczywiście, nikt nie powiedział jeszcze, czy będzie ubiegał się o fotel prezydenta czy o jakieś inne stanowisko. Bez wątpienia jednak pewne wydarzenia należy oceniać też w taki sposób. Powiem szczerze, że denerwuję się tylko, kiedy słyszę nieprawdziwe oceny, które padają z ust pana starosty. Pan Jędrzejak twierdzi, że denerwuję się, ponieważ pewne rzeczy mi się nie udają. Przykładem miała być budowa hali sportowej, którą podobno obiecałem. Pragnę państwa poinformować, że właśnie trwają podziały gruntów na terenie jednostki wojskowej przy ulicy Wojska Polskiego. Zostanie wydzielona działka, której kupnem będziemy zainteresowani właśnie w kontekście budowy hali sportowej. Poza tym, o ile się nie mylę, pan starosta jeszcze przed wyborami stawiał sobie jako jedno z większych zadań rozbudowę hali sportowej przy ulicy Kantaka do wielkości 2500 miejsc za kwotę 15 milionów złotych. Jestem pewny, że pamiętam to dobrze, ponieważ jako architekt potrafiłem od razu ocenić, że to suma niewystarczająco na tego typu inwestycję. Potrafię zrozumieć, że nie powstanie ona w tym miejscu. Prosiłbym tylko, żeby nie wkładać w moje usta słów, których nie powiedziałem. Cały czas mówiłem, że hala sportowa jest moim marzeniem, które staram się stopniowo realizować. Od samego początku mówiłem, w jaki sposób chce to robić i jakie są przeszkody. Dzisiaj, kiedy mówię, że jest wydzielana działka, mogę państwa zapewnić, że jedna z tych przeszkód jest właśnie omijana. Jest jednak jeszcze wiele do zrobienia. Chcielibyśmy finansować ten obiekt ze spodziewanego offsetu, którego nie ma jeszcze na koncie miasta. Jak wiadomo, nie rozpoczęła się jeszcze budowa obiektu wielko powierzchniowego przy ulicy Poznańskiej, a to właśnie z tego obiektu mają pochodzić pieniądze na wspomnianą inwestycję. Za parę tygodni zostanie złożony wniosek o pozwolenie na budowę. Wtedy od sprawności naszej i pana starosty będzie zależeć, jak szybko zostanie wydanie pozwolenie. Mam nadzieję, że wtedy te pieniądze pojawią się na koncie. Gdyby nawet ich nie było od razu, to warto poczekać nawet rok czy dwa i podjąć się tematu budowy hali. Radni nie dyskutowali jeszcze wprost o tej sprawie, bo nie ma sensu dzielić skóry na niedźwiedziu, ale wielu z nich jest zwolennikami tej inwestycji.
Co należy zrobić, żeby uzdrowić sytuację ostrowskiego sportu?
- Trzeba być bardzo skrupulatnym. Nie można poddawać się emocjom i reagować na dramatycznie błagania pewnych osób. Ktoś kiedyś powiedział, że co ma wisieć, nie utonie. Jak pokazuje ten rok, miasto przeznaczyło środki, o których już mówiliśmy na rozgrywki sportowe w różnych ligach i mimo to, nie udało się obronić niektórych dyscyplin. Nie można poddawać się emocjom zarówno w kwestiach finansowych ani tych związanych też z takim krótkim przypodobaniem się kibicom. Fani na pewno bardziej docenią stabilność klubów, czy współpracę z młodzieżą, która w dużej mierze jest finansowana z budżetu miasta. Ostatnio mamy również problem z identyfikacją sportowców z naszym miastem. Kibice z pewnością docenią zawodników, którzy będą związani z Ostrowem. Zawodnicy bardzo często traktują to tylko jaką pracę. Sport zawody to rzeczywiście dzisiaj zawód, ale chyba każdy z nas chciałby, żeby zawodnicy w pewnym sensie utożsamiali się z Ostrowem. Nikt nie musi ginąć za Ostrów, bo to naprawdę nie jest potrzebne. Potrzebna jest natomiast uczciwa walka, a także uczciwość w ocenie sytuacji.