Nie chciałam żyć

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Krzysztof Świderski / Na zdjęciu: Urszula Sadkowska
PAP / Krzysztof Świderski / Na zdjęciu: Urszula Sadkowska
zdjęcie autora artykułu

- Na dwa lata dosłownie zamknęłam się w domu, nie wychodziłam. Miałam myśli samobójcze oraz wiele bezsennych nocy. Chciałam zamknąć oczy i nigdy się nie obudzić - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty była znakomita polska judoczka Urszula Sadkowska.

W tym artykule dowiesz się o:

[tag=8400]

Urszula Sadkowska[/tag] trzy razy stawała na podium mistrzostw Europy, wielokrotnie zdobywała też tytuł mistrzyni Polski. Uczestniczyła w igrzyskach olimpijskich w Pekinie oraz Londynie, lecz wróciła z nich bez medalu.

Po zakończeniu kariery w 2014 roku nie potrafiła się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Kłopoty zdrowotne, które zmusiły ją do zejścia ze sportowej sceny, zbiegły się z rodzinną tragedią. Na łamach WP SportoweFakty była judoczka wyjawia, że walczyła z depresją.  Dariusz Faron, WP SportoweFakty: Ostatnio opublikowaliśmy rozmowę z legendą judo Beatą Maksymow, która po karierze mocno podupadła na zdrowiu. Pani też to dotyczy.

Urszula Sadkowska, była znakomita polska judoczka: Tak, mam spore problemy. Naderwania, naciągnięcia i inne stare kontuzje dają o sobie znać, zwłaszcza zimą. Bolą barki, kolana, stawy skokowe... Kłopoty zdrowotne doprowadziły do zakończenia mojej kariery. Odczuwałam duże bóle kręgosłupa w odcinku lędźwiowym, lekarze nie potrafili tego zdiagnozować. Wstępnie planowałam operację, ale ostatecznie się jej nie poddałam.

Dlaczego?

Liczyłam, że za miesiąc czy dwa przejdzie, ale nic takiego nie miało miejsca. Pewnego dnia poczułam ogromny ból, doznałam paraliżu nóg. Lekarz powiedział, że jeszcze jeden taki atak i mogę skończyć z niedowładem lub całkowicie sparaliżowana. Nie było wyjścia - sport musiał zejść na dalszy plan. Cóż, myślałam, że powalczę kilka lat dłużej. Nie tak wyobrażałam sobie zakończenie kariery. Jak to pani przyjęła?

Załamałam się. Na dwa lata praktycznie zamknęłam się w domu. Dosłownie. Czasami w godzinach porannych, gdy ulice były puste, wyskakiwałam na szybkie zakupy, a potem uciekałam do swojego pokoju i już z niego nie wychodziłam. Bliscy próbowali pomóc, ale nikogo do siebie nie dopuszczałam. Nie wchodziłam na żadne Facebooki, Messengery, nie było ze mną kontaktu. Lista znajomych automatycznie się skróciła, zraziłam do siebie wielu ludzi. Została pani sama?

Nie. Mama cały czas przy mnie była, ale wtedy myślałam tylko o sobie. Miałam wiele nieprzespanych nocy. Mówimy o mrocznym okresie w moim życiu... Trochę go wyparłam. (cisza) To dla mnie bardzo trudna rozmowa, ale wiedziałam, na co się piszę... Dziś wiem, że chorowałam na depresję. Nie zdiagnozowano u mnie choroby, bo nie korzystałam z pomocy specjalistów, ale byłam w bardzo złym stanie. Nie widziałam sensu życia. Bardzo często zdarzały się bezsenne noce, miałam też myśli samobójcze. Wierzyłam, że najlepiej byłoby ze sobą skończyć. Zasnąć i nigdy się nie obudzić. Na szczęście nigdy nie doszło do próby samobójczej.

Dlaczego nie chciała pani pomocy lekarzy?

Nie lubię mówić o własnych problemach odkąd pamiętam. Muszę się czuć bardzo źle, by odwiedzić gabinet lekarza pierwszego kontaktu, a co dopiero psychologa czy psychiatry. Wstydziłam się choroby. Poza tym sportowiec jest nauczony, że powinien zacisnąć zęby i nie może okazać słabości. To naczynia połączone - może gdybym zwracała większą uwagę na kręgosłup, tak szybko by się nie rozpadł. Nigdy nie było czasu, by pomyśleć o zdrowiu - wiecznie trening, podróż, obóz, zawody... Człowiek parł do przodu, zamiast się zatrzymać. Najpierw rozpadłam się fizycznie, potem mentalnie. Z perspektywy czasu uważa pani, że to sport doprowadził panią do depresji?

Nie tylko. Na kłopoty ze zdrowiem i zakończenie kariery nałożyła się tragedia rodzinna. Mój tata miał nawrót raka. W ostatniej fazie choroby mało co się ruszał. Brat założył rodzinę i wyjechał do Anglii, a siostra wyprowadziła się za pracą do innego miasta, więc zdecydowałam, że to ja odciążę mamę. Niestety tata przegrał walkę z rakiem. W ciągu kilku miesięcy zawalił mi się świat. Nawet jeśli wiesz, że bliski jest ciężko chory, nie jesteś w stanie przygotować się na jego odejście. Kiedy uświadomiła pani sobie, że zmaga się z depresją?

To nie tak, że chorujesz od danego dnia. Ten mrok nosisz w sobie. On się nawarstwia, w pewnym momencie wszystko pęka jak bańka i wpadasz w otchłań. Myślałam tylko o tym, co poszło w moim życiu nie tak. Tata chorował, a moje zdrowie też coraz bardziej się sypało. Parę razy pomagałam ojcu wstać, podnosiłam go i pewnie dodatkowo pogorszyłam stan kręgosłupa. Były chwile, gdy zginało mnie w pół, padałam na ziemię i nie mogłam się ruszyć. To nie przenośnia. Jak pani sobie z tym radziła?

Ostatni atak nastąpił trzy lata temu. A pierwszy raz dopadło mnie nocą, gdy wstawałam do łazienki. Na zegarku było około trzeciej. Nagle odjęło mi nogi, runęłam na podłogę. Początkowo myślałam, że zaraz się wyzbieram, ale nie byłam w stanie się ruszyć. Leżałam tak pięć, sześć godzin. Wie pan, o czym wtedy myślałam? Tylko o tym, że muszę iść do toalety, a nie jestem w stanie tam dotrzeć! Rano, koło dziewiątej, mama znalazła mnie na podłodze i zadzwoniła po pogotowie. Później przez cztery dni nie podniosłam się z łóżka. Z czasem nauczyłam się przewidywać, kiedy ból może mnie zwalić z nóg. Czułam to. Wstawałam z łóżka dużo ostrożniej, kładłam obok kule na wypadek, gdyby znów mnie odcięło. Musiało minąć trochę czasu, zanim doczołgałam się do światełka w tunelu. Jak udało się pokonać depresję?

W końcu bliscy wyciągnęli mnie z domu. Mam w głowie konkretne osoby, ale nie chcę ich tu wymieniać. Przekonali mnie, że po prostu trzeba żyć. Że jeszcze sporo przede mną. Mówi się, że w przypadku depresji warto się otworzyć, ale każdy musi do tego dojrzeć. Poczuć, że nastąpił odpowiedni moment. Ja po dwóch latach w zamknięciu stałam się zupełnie innym człowiekiem. Naprawdę trudno mi do tego wracać... Ale wierzę, że jeśli opowiem swoją historię, być może pomogę komuś, kto zmaga się z podobnymi problemami. Co to znaczy, że stała się pani innym człowiekiem?

Do dziś nic nie przynosi mi takiej radości jak sport, nie ma już tych emocji. To nie tak, że na zawsze zamknęłam rozdział z depresją. Na każdym kroku muszę się pilnować. Miewam gorsze dni i bardzo tęsknię za uprawianiem judo. Próbowałam znaleźć jakiś substytut, nową pasję, ale się nie udało. Może gdyby było inaczej, pokonałabym chorobę wcześniej. Z czego się pani utrzymywała po zakończeniu kariery?

W 2014 roku byłam na ostatnim zgrupowaniu w Cetniewie. Nie przygotowałam się na koniec kariery. Na początku nawet nie szukałam pracy, bo żyłam nadzieją, że wrócę do sportu. Aż uświadomiłam sobie, że trzeba przejść na drugą stronę. Poszłam do urzędu pracy, by znaleźć cokolwiek, ale nikt nie chciał mnie zatrudnić ze względu na problemy z kręgosłupem. Duża część oszczędności z czasów kariery poszła na leczenie taty. Na zdrowiu się nie oszczędza, więc pieniądze szybko uciekły z konta. Na szczęście w końcu udało się znaleźć pracę. Co pani robiła?

Znajoma załatwiła mi miejsce w call center. Robiliśmy przeróżne sondaże. Udało mi się wytrzymać prawie rok, co było dużym sukcesem. Wiadomo, jak ludzie reagują na dzwoniących z obcego numeru i pytających, czy mogą chwilę zająć. Szybko zaczęłam się rozglądać za czymś innym. Pewnego dnia sąsiad zapytał, czy nie byłabym zainteresowana pracą w ochronie. Początkowo bałam się, że zdrowie mi na to nie pozwoli. Że podczas zmiany znowu padnę na ziemię i nikt mi nie pomoże. Ale przełamałam się. Zaniosłam CV, zostałam przyjęta. Pracuję jako stróż już pięć lat. Czego pani pilnuje?

Najpierw był to salon BMW, potem trafiłam do sklepu na stacji benzynowej. Same nocki. Dobrze się odnajduję w tej pracy. Cieszę się, że jakoś sobie radzę. Nie zarabiam wielkich pieniędzy, ale wypłata przychodzi na czas, doceniam to. Często musi pani interweniować?

Nie, za to jestem regularnie prowokowana. Obowiązuje zakaz sprzedaży alkoholu po 22:00. W środku nocy zjawia się dużo pijanych ludzi, czasem gadają głupoty. "Przecież jak ukradnę piwo, pani i tak mnie nie dogoni". Zawsze odpowiadam spokojnie, że istnieją określone procedury i że nie muszę nawet wstawać z krzesła, by kogoś zatrzymać. Ale żeby nie było tak gorzko - raz na rok podchodzą do mnie kibice. "O! Pani była przecież na igrzyskach!". Robi się miło, bo przecież jestem słabo rozpoznawalna. Nie planuje pani wrócić do judo w innej roli?

Nie tęsknię za środowiskiem, tylko za walką, wysiłkiem i emocjami. Sport to coś, w co człowiek angażuje się na sto procent. Później nie wystarczy dwa razy w tygodniu pójść na siłownię i basen, żeby zastąpić karierę. Ale judo nadal jest obecne w moim życiu. Podczas igrzysk włączałam transmisje w telefonie. I to nawet na zmianie w pracy! Jednym okiem pilnowałam klientów, a drugim śledziłam walki. Medale ciągle leżą w dużym pokoju. Judo sporo mi zabrało, jednak nie mam poczucia, że zapłaciłam zbyt wysoką cenę. Mimo wszystko było warto. Nie obawia się pani powrotu depresji?

Mam się na baczności, ale najtrudniejsze za mną. A przynajmniej taką mam nadzieję. Teraz idę już tylko do przodu.

***

Gdzie szukać pomocy?

Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać z psychologiem, dzwoń pod bezpłatny numer 116 123 lub 22 484 88 01. Listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz też TUTAJ.

Zobacz także:  Czy Żyłę stać na złoto w Pekinie? "Piotrek jest gotowy"  Szpakowski punktuje Sousę i pyta o Lewandowskiego 

Źródło artykułu:
Komentarze (0)