Ten epitet to oczywiście szarża. Nie tyle merytoryczna, co językowa. Bo Doba nie znosi, kiedy ktoś mówi o nim: "wariat", "szaleniec". Jest inżynierem z pasji i zawodu, co zobowiązuje. Zawsze ma plan, unika improwizacji. Chyba że los go do tego zmusi.
Kombinuję, szukam i nie potrafię zamknąć Doby w ciasnym nawiasie definicji. Z jednej strony jest w nim coś z buntownika. Z drugiej bije od niego radosna afirmacja świata.
"Wariatem" nazywam go więc romantycznym. Bo trzeba mieć w sobie kilogramy odwagi, mnóstwo pasji oraz odrobinę szaleństwa, by w 7-metrowej łupinie porwać się na podbój oceanu.
Ostatnia podróż życia
Doba ma 71 lat. Kilka dni temu u brzegu Francji (La Conquet) zamknął wyprawę, podczas której pokonał 8109 kilometrów. Na ląd oficjalnie wyszedł kwadrans przed trzynastą - dokładnie o tej godzinie 110 dób (nalega, by używać właśnie takiej miary) wcześniej wyruszył w podróż z Zatoki Barnegat w New Jersey.
Przepłynął Atlantyk po raz trzeci. Wcześniej przemierzył go trasami z Senegalu do Brazylii oraz z Portugalii do USA. Ta tegoroczna była najtrudniejsza. I ostatnia w jego życiu.
ZOBACZ WIDEO: Aleksander Doba mówi o tym, dlaczego zaczął pływać po Atlantyku i jakie ma plany na przyszłość
Turysta, nie sportowiec
Pływać kajakiem zaczął w wieku 34 lat. Najpierw brnął przez krajowe wody, pasję łączył z pracą w zakładach chemicznych. Na przeprawę przez Atlantyk - jeszcze nie sam, w duecie z przyjacielem - po raz pierwszy porwał się w 2004 roku, ale wówczas zakończyła się ona niepowodzeniem.
Udało się sześć lat później. Doba został czwartym człowiekiem, który samotnie przepłynął Atlantyk kajakiem. Wcześniej dokonało tego dwóch Niemców i Francuz. Polak jako jedyny w wyprawie nie wspomagał się żaglem, wystarczyła mu siła mięśni.
Dokonał tego, choć - jak sam przekonuje - do atlety mu daleko.
- Jestem turystą i przed wyprawami prawie w ogóle nie trenuję - mówi. - Kiedyś moja menadżerka powiedziała: "Zrób coś z tym, to głupio brzmi. Powinieneś zacząć trenować". Więc powiedziałem sobie, że będę biegał. Poćwiczyłem miesiąc, potem wystartowałem w polickich Neptunaliach. Do mety dobiegłem w połowie stawki, wyprzedziłem 300 osób. Niestety, później się trochę opuściłem.
Tajemnica Trójkąta Bermudzkiego
Podczas drugiej wyprawy Doba przepadł w Trójkącie Bermudzkim. Spędził tam 40 dni.
ZOBACZ WIDEO: Aleksander Doba opowiada o Trójkącie Bermudzkim
[nextpage]Innym razem przeżył bliskie spotkanie z rekinem. Drapieżnik zaczął stukać w jego kajak i badać, czy łupina warta jest uwagi. Co zrobił Doba? - Walnąłem go wiosłem między oczy! A kiedy wrócił, znowu to zrobiłem. On wcześniej stuknął mnie dwa razy, więc byliśmy kwita - opowiada.
Przy kolejnym spotkaniu postanowił spełnić marzenie i rekina... pogłaskać. - Trwało to krótko, ale przejechałem mu dłonią po płetwie. To była chyba dziewczynka, poznałem po oczach. Szkoda, że szybko odpłynęła, bo byłem nastawiony na dłuższe pieszczoty - opowiada ze śmiechem.
Nie zawsze było przyjemnie. Podczas wypraw dwa razy napadali go rabusie.
Doba: - To było na Amazonce. Za pierwszym razem 5 bandytów rabowało mnie przez 3 godziny. Straszyli karabinem, rewolwerem. Ja założyłem sobie jedynie, że chcę wyjść z tego żywy. Zachowywałem się spokojnie i flegmatycznie, cały czas do nich mówiłem. Po polsku, nie znam portugalskiego. Wzięli wszystko, co cenne, ale życie zostawili. Tydzień później było ich 3, wszystko trwało tylko pół godziny. Nie było czego rabować.
Bez strachu na ocean
- Ostrzegano mnie wiele razy, że mogę stracić życie, ale przecież niebezpieczeństwa czekają na nas także na ulicy, chodniku czy przystanku, w który może wjechać pijany kierowca - opowiada Doba. - Jasne, można nie opuszczać domu, ale przecież i tam bywają wybuchy gazu.
Jeden z przyjaciół powiedział o nim: "nie ma genu strachu". On ze śmiechem kontruje, że to bzdura, bo kiedy o planach pierwszej oceanicznej wyprawy miał powiedzieć żonie, był śmiertelnie przerażony.
Co ma jednak rzec pani Gabriela? Pytamy.
ZOBACZ WIDEO: Gabriela Doba mówi o wyprawach męża
Powód braku łączności był banalny: przekroczony limit na karcie pre-paid. Sytuacja tak zwyczajna, a w tych okolicznościach absolutnie niezwykła.
ZOBACZ WIDEO: Aleksander Doba mówi o kłopotach z telefonem komórkowym na Oceanie Atlantyckim
Mój świat wielki i piękny
Doba podkreśla, że do wypraw ciągnie go przez ciekawość świata.
- Jest wielki i piękny. Wszystkiego oczywiście nie zobaczę, a chciałbym chociaż tyle, ile będę w stanie. Wiek nie ma znaczenia, jeśli chce się realizować swoje marzenia, pasje - mówi. I ze śmiechem dodaje: - Osobiście polecam wszystkim turystykę kajakową. Nie polecam za to przepływania oceanu!
W sobotę, podczas Święta Wisły, świętował urodziny. Kajakiem płynął z żoną. Kiedy rozmawiamy z nim kilka dni później, wciąż tryska energią. Kolejnych wypraw nie planuje, plany i tak ma jednak bogate.
W drugiej połowie października będzie na Międzynarodowych Targach Turystycznych "World Travel Show" w Nadarzynie. Przed nim także promocja filmu "Happy Olo". Według pomysłodawcy i współreżysera to będzie obraz taki, jak sam Doba. Film trochę kontemplacyjny, trochę szalony.
Pozytywne kino drogi.
ZOBACZ WIDEO: reżyser "Happy Olo" opowiada o pracach nad filmem
Autor na Twitterze:
Pod warunkiem że były to działania poprawiające prace sejmu, rządu a przede wszystkim zgodne z prawem.Dob Czytaj całość