Kolarstwo górskie to dyscyplina, która w XXI wieku bardzo dobrze kojarzyła się polskim kibicom dzięki sukcesom Mai Włoszczowskiej. Nasza najlepsza kolarka w historii dwukrotnie sięgała po olimpijskie srebro w tej konkurencji - w Pekinie w 2008 oraz w Rio de Janeiro w 2016 roku. Przed trzema laty w Tokio po raz ostatni wzięła udział w wyścigu olimpijskim i zajęła w nim 20. miejsce. Był to jednocześnie ostatni oficjalny start naszej wybitnej zawodniczki w karierze. Włoszczowska przebywa obecnie w Paryżu jako członkini Komisji Sportowej MKOl, a przy okazji dopinguje naszych sportowców.
W niedzielnym wyścigu cross-country obejrzeliśmy jedną reprezentantkę Polski - Paulę Gorycką. 33-latka brała udział w igrzyskach w Londynie w 2012 roku, gdzie zajęła 22. pozycję, zastępując wówczas kontuzjowaną Włoszczowską.
- Patrząc realistycznie, Paula nie jest szansą medalową, natomiast to są igrzyska olimpijskie i mamy ograniczone grono. Myślę, że ma ona szansę znaleźć się w okolicach 15. miejsca - prognozowała na antenie Eurosportu Maja Włoszczowska.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z igrzysk": Trudności Igi Świątek w pierwszym meczu. "Ona z klifu potrafi wracać"
Polka bez większych oczekiwań przystępowała do startu, za to z zupełnie innym nastawieniem do olimpijskiej rywalizacji podchodziła Pauline Ferrand Prevot - faworytka gospodarzy, która ma w kolekcji wszystkie tytuły mistrzowskie oprócz złotego medalu olimpijskiego. Dla ulubienicy francuskich kibiców najcenniejszy krążek wywalczony na własnej ziemi byłby spełnieniem marzeń i ukoronowaniem kariery.
W stawce 36 zawodniczek zabrakło obrończyni tytułu z Tokio Szwajcarki Jolandy Neff, która wycofała się z rywalizacji z powodu problemów zdrowotnych.
Kolarki ścigały się na trasie o długości 30,8 kilometra, podzielonej na 7 okrążeń po 4,4 km. Na pierwszym okrążeniu wykrystalizowała się czołówka złożona z dwóch Francuzek Loany Lecomte oraz Prevot, Holenderki Puck Pieterse i Austriaczki Laury Stieger. Jednak już na starcie drugiej pętli na atak zdecydowała się faworytka, zostawiając za plecami najgroźniejsze rywalki. Od prowadzących odpadła ostatnia z wymienionych.
Prevot trzecie okrążenie rozpoczęła z przewagą pół minuty nad goniącą dwójką. Wtedy trudy rywalizacji zaczęła odczuwać druga z reprezentantek gospodarzy. Pieters oderwała się od Lecomte i ruszyła w samotną pogoń za liderką wyścigu.
Lecomte została doścignięta przez inne zawodniczki na czwartym okrążeniu. Niestety Francuzka miała groźnie wyglądający upadek i wycofała się z wyścigu. Pech dopadł również wiceliderkę, która złapała gumę. Holenderka z pękniętą oponą musiała dojechać do boksu technicznego znajdującego się w pobliżu linii mety. Defekt sprawił, że grupka rywalek dogoniła Pieters, a ta musiała pożegnać się z marzeniami o medalu.
W tej sytuacji walkę o pozostałe miejsca na olimpijskim podium stoczyły między sobą Amerykanka Haley Batten oraz Szwedka Jenny Rissveds, bo po tytuł mistrzyni olimpijskiej zmierzała niezagrożona Prevot.
Dla Francuzki finałowe okrążenie było niczym runda honorowa. Przejechała bezbłędny wyścig i wspólnie ze swoimi kibicami celebrowała zwycięstwo na linii mety. 2 minuty i 58 sekund później do mety dotarła Batten, która na ostatnim kilometrze odskoczyła od Rissveds.
Szwedka, która w Rio de Janeiro zdobyła złoty medal, pokonując Włoszczowską, wróciła na olimpijskie podium po latach walki z depresją. Brązowy krążek smakował dla niej jak złoto.
Gorycka niestety nie ukończyła wyścigu. Polka na piątym okrążeniu została zdublowana przez prowadzące zawodniczki i była zmuszona opuścić trasę. Podobny los spotkał kilkanaście innych kolarek, dlatego Polka została sklasyfikowana ostatecznie na 27. miejscu. Na tak słaby wynik naszej reprezentantki miał wpływ upadek.
Zobacz też:
Paryż 2024: Australijka ze złotym medalem w czasówce kobiet. Polki w drugiej dziesiątce
Polski mistrz nie chciał ryzykować. "Jechałem na maksa"