Wyścig można było śledzić tylko z angielskim komentarzem, ale mimo to wielu kibiców kombinowało, w jaki sposób zdobyć sygnał i oglądać Polaka ścigającego się w potwornym upale na pirenejskich przełęczach. Przesłanki ku temu, że 21 lipca 1993 roku może wydarzyć się coś ważnego, pojawiały się z dnia na dzień. Najpierw drużyna Zenona Jaskuły GB-MG Maglificio wygrała etap drużynowej jazdy na czas, a później w górach Polak udowadniał, że jest w znakomitej formie.
Przed startem 16. etapu z Andory do Saint-Lary-Soulan Jaskuła zajmował 3. miejsce w klasyfikacji generalnej za Miguelem Indurainem i Alvaro Mejią. Kolarze mieli do pokonania 230 kilometrów i pięć górskich premii w upalnym słońcu, które sprawiało, że asfalt prawie się topił. Dziś organizatorzy wyścigu dążą do tego, by górskie etapy były krótsze i przez to bardziej dynamiczne, ale wtedy grubo ponad 200-kilometrowe przeprawy przez Alpy i Pireneje nikogo nie zaskakiwały.
Miał swój sposób
- Najbardziej charakterystyczny moment z tego wyścigu to sam styl jazdy Zenona Jaskuły, który zawsze jechał 2-3 metry za wszystkimi. Wówczas już wyścig można było oglądać w Eurosporcie, dzięki satelitom, ale nie było jeszcze polskiego komentarza. To było strasznie nerwowe, bo ciągle trzeba było zerkać "za telewizor", ponieważ kamera zwykle nie obejmowała Zenona, który jechał gdzieś tam z tyłu grupy - wspomina w rozmowie z WP SportoweFakty komentator Tour de France w stacji Eurosport, Tomasz Jaroński.
ZOBACZ WIDEO: Ludzie Królowej #4. Anna Kiełbasińska walczy nie tylko z rywalkami. "Od dwóch lat jestem na lekach"
Ostatni podjazd na trasie do miasteczka Saint-Lary-Soulan Jaskuła rozpoczął tradycyjnie za plecami rywali. Na atak szybko zdecydował się Tony Rominger, który w klasyfikacji generalnej deptał naszemu kolarzowi po piętach. Na kole Szwajcara utrzymał się tylko lider wyścigu Miguel Indurain. Polak nie spanikował, lecz stopniowo, swoim tempem, dochodził do prowadzącej dwójki.
- Jaskuła rozegrał to po mistrzowsku. Wytrzymał tempo Romingera i Induraina i ograł obu panów na ostatnich dwustu metrach. Tutaj groźniejszym rywalem na finiszu był Szwajcar, jadący wówczas w koszulce najlepszego górala. Zenon pokonał go przez zaskoczenie, wyskakując zza jego pleców. My wiedzieliśmy, że Jaskuła potrafi zafiniszować, więc dla telewidzów może nie była to niespodzianka, ale Rominger mógł się tego nie spodziewać - opowiada Jaroński.
"Odczarowany" wyścig
Przed okresem transformacji kolarstwo w Polsce kojarzyło się kibicom głównie z Wyścigiem Pokoju, mistrzostwami świata czy igrzyskami olimpijskimi. Wówczas były to jednak imprezy amatorskie, a o kolarstwie zawodowym mówiło się bardzo niewiele. Dopiero pod koniec lat 80. pierwsi nasi zawodnicy wyjeżdżali na zachód Europy, aby ścigać się zawodowo. Pięć etapów w wyścigu Giro d'Italia wygrał Lech Piasecki, ale sukces Jaskuły w Tour de France miał większą wagę.
- W pewnym sensie odczarowaliśmy ten wyścig, bo u nas był Wyścig Pokoju. Sukcesami Szurkowskiego i Szozdy emocjonowaliśmy się wszyscy. A tu nagle pojawił się Tour de France, na który patrzyliśmy zawsze jakby przez szybę. Zupełnie inny świat, zawodowcy, a tu Polak wygrywa etap. Niewątpliwie w tamtych czasach był to sukces niesamowity - przyznaje komentator Eurosportu.
Historyczna chwila
Po triumfie na 16. odcinku szanse Jaskuły na podium klasyfikacji generalnej znacząco wzrosły. Miguel Indurain był nie do pobicia, ale Mejia miał nad Polakiem już tylko 14 sekund przewagi. Groźny pozostawał wciąż Tony Rominger, który do naszego kolarza tracił 59 sekund. Decydujące rozdanie miało miejsce podczas jazdy indywidualnej na czas na 19. etapie. Szwajcar pojechał fenomenalną "czasówkę" i pokonał Zenona Jaskułę o 1 minutę i 48 sekund. Na szczęście Kolumbijczyk Mejia wypadł słabiej od naszego kolarza, dzięki czemu Polak utrzymał miejsce na podium.
Dwa dni później na Polach Elizejskich Zenon Jaskuła mógł świętować sukces z perspektywy czasu znacznie większy niż samo etapowe zwycięstwo. 3. miejsce w klasyfikacji generalnej Wielkiej Pętli do dziś jest wynikiem, do którego żaden z polskich kolarzy nie był w stanie się zbliżyć. Rafał Majka i Michał Kwiatkowski oczywiście wygrywali etapy na Tour de France, ale najwyżej w "generalce" na 11. miejscu w 2013 roku ukończył wyścig Kwiatkowski.
- Pamiętam, że powstał wtedy pomysł, żeby pojechać na Tour de France na ostatni etap i wykorzystać popularność sukcesu Jaskuły. Pech chciał, że akurat wtedy się rozchorowałem i nie mogłem pojechać. Zastąpił mnie Janusz Basałaj i on przeprowadził taką długą rozmowę z Zenonem Jaskułą już po zakończeniu wyścigu w Paryżu. Co ciekawe, 10 lat temu postanowiliśmy wspólnie z Krzysztofem Wyrzykowskim nagrać komentarz do tamtego etapu. Eurosport znalazł dla nas urywki z tamtej edycji i zrobiliśmy taką reaktywację tamtego wydarzenia - dodaje Jaroński.
Obecnie Polacy, łącznie z ostatnim triumfem Michała Kwiatkowskiego, mają siedem etapowych zwycięstw w najważniejszej kolarskiej imprezie na świecie. Jednak każda z tych wygranych ma ogromną wartość, ponieważ zdarza się, że na kolejne tego typu sukcesy czekamy latami.
Krzysztof Londzin, WP SportoweFakty
Zobacz też:
Co za jazda! Polak wygrywa etap Tour de France po solowej akcji
Jak oni to wygrali? Czyli polskie sukcesy w Tour de France