- Laura weszła do domu, z którego uciekła pierwszego dnia wojny, 24 lutego 2022 roku - opowiada WP SportoweFakty były kolarz Bogdan Bondariew. - Nie było okien, nie było lodówki, pralki. Ale to już symbol, w wielu mediach były informacje, że rosyjscy żołnierze kradną sprzęt RTV i AGD. Nie było też... parkietu. A przecież był przyklejony. Ktoś tak bardzo go chciał, że odkleił i zabrał. Ale to nie wszystko. Po wejściu do salonu siostra zobaczyła wielki napis na ścianie: "Kto pozwolił wam tak dobrze żyć?". Zamurowało ją.
Bondariew to były kolarz wielu zawodowych grup, m.in. Intel-Action, CCC-Polsat czy Mróz-Supradyn Witaminy. Wysoki (aż 196 cm wzrostu), szczupły, bardzo silny, kochający prędkość, słynął z jazdy na czas oraz walki na finiszu. Ma na koncie wiele sukcesów: od wygranego etapu podczas Tour de Pologne (gdzie wyprzedził np. Alessandro Petacchiego mającego na koncie 48 wygranych etapów podczas TdF, Giro czy Vuelty), triumfy w Wyścigu Pokoju, aż po piąte miejsce podczas czasówki w jednym z największych wyścigów świata - Giro d'Italia.
Nie wrócili z wojny
Urodził się w Łymaniu, na wschodzie Ukrainy. Podczas trwającej wojny wojska rosyjskie przejęły kontrolę nad tym miastem na kilka tygodni. Po odbiciu go przez Ukraińców okazało się, że ponad 90 procent budynków zostało zniszczonych. Doszczętnie.
ZOBACZ WIDEO: Ludzie Królowej #4. Anna Kiełbasińska walczy nie tylko z rywalkami. "Od dwóch lat jestem na lekach"
- Dorastałem w tym regionie. Najpierw Łymań, potem Donieck - wspomina Bondariew. - Dwie trzecie moich kolegów z tamtego okresu nie żyje. Zginęli na wojnie, która na tych terenach trwa już od 2014 roku. Dziewczyny, moje koleżanki - żyją. Koledzy - nie.
W Doniecku zakochał się w kolarstwie. Mając 196 cm wzrostu mógł zostać piłkarzem, siatkarzem, koszykarzem, hokeistą. - Próbowałem wszystkich sportów. Ale ta prędkość na rowerze chyba zdecydowała, że poszedłem w ten sport - mówi.
Bomby w tylnym lusterku
Kiedy w 2014 roku na te tereny spadły pierwsze bomby, on już mieszkał w Polsce, był bezpieczny. Jego najbliżsi - nie. Dlatego błyskawicznie sprowadził rodziców nad Bałtyk, a siostra postanowiła przenieść się do bezpiecznego Kijowa, a potem osiedliła się w Buczy, która od stolicy Ukrainy jest oddalona zaledwie o 30 km.
- Cieszyłem się, że wszyscy są bezpieczni - mówi Bondariew.
Sielanka nie trwała długo. Osiem lat. O tym, że w lutym 2022 roku rozpocznie się pełnoskalowa wojna, wiedział od wielu tygodni. - Każdy, kto śledził sytuację, kto miał dostęp do różnych grup internetowych, wiedział, że to tylko kwestia czasu.
Jak wspomina pierwszy dzień wojny, 24 lutego 2022 roku?
- Praktycznie nie spałem, powiadomiłem siostrę, że najprawdopodobniej to już, teraz - opowiada. - O szóstej rano z malutkim dzieckiem i mężem stała już w potężnym korku za Kijowem, w stronę zachodniej granicy. W tylnym lusterku widziała bomby spadające na Kijów... Potem przez tydzień przedzierali się do Polski.
Żona wpadła na pomysł
Bondariew mieszka w Polsce od 1999 roku. Kilka razy zmieniał miejsce zamieszkania, w końcu osiadł na Pomorzu, w Pelplinie. Tutaj poznał przyszłą żonę - Agnieszkę. To ona wpadła na pomysł, czym ma się zająć po zawodowej karierze.
- Najpierw byłem dyrektorem sportowym - mówi. - Ale to są ciągłe wyjazdy. Częściej mnie nie było w domu niż podczas kariery kolarskiej. Wpadałem, wyciągałem świeże ubrania z pralki i jechałem dalej w świat. Miałem tego dość.
I dodaje: - Żona któregoś dnia mi podsunęła pomysł na biznes. "Masz kontakty, znasz się na tym, otwórzmy sklep rowerowy".
No i w 2013 roku otworzył. W Tczewie oddalonym około 20 minut jazdy samochodem (a niespełna godzinę rowerem) od Pelplina. I prowadzi go do dzisiaj. Znów z sukcesami. Jak podczas kariery kolarza, tak i teraz udało mu się razem z małżonką na tyle rozwinąć biznes, że w 2022 roku odebrali nagrodę dla "najlepszej małej firmy w Tczewie".
Obywatelstwo od Kwaśniewskiego
Co z nią zrobili Bondariewowie? - Natychmiast przekazaliśmy na fundusz pomocy dla żołnierzy walczący w Azowstalu - słychać jak mocno jest wzruszony.
To nie wszystko. Sam nie chce się tym chwalić: - To mój obowiązek, tutaj nie ma czym się ekscytować - powtarza, ale od momentu rozpoczęcia wojny w lutym 2022 roku regularnie wpłaca pieniądze na różne fundusze pomocowe dla mieszkańców Ukrainy.
Ta wojna bardzo go boli. Przecież jego dom - mimo że od 2005 roku jest Polakiem, odebrał obywatelstwo od prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego - dzień po dniu jest niszczony.
Na Rosjan nie ma co liczyć
- Przez barbarzyńców - denerwuje się. - Jeżeli ktoś liczy, że wojna się zakończy, bo Rosjanie wyeliminują Władimira Putina, to się kompletnie nie zna. Ten naród od wieków jest krajem terrorystycznym. Rosjanom to pasuje, akceptują to, im się to nawet podoba. Na dodatek cała opozycja jest w więzieniach, a media są kontrolowane przez władzę.
Bondariewa boli również, że nie może pokazać swojej rodzinie miejsc, w których się wychowywał. - Jeszcze przed wojną w 2014 byłem m.in. na Krymie. Ale teraz? Ośmioletni syn Adaś i siedmioletnia córka Krysia często pytają mnie o Ukrainę. Ze łzami w oczach im tłumaczę, że chciałbym ich tam kiedyś zabrać - zawiesza głos.
Synek garnie się do kolarstwa. Lubi jeździć na rowerze, sprawia mu to przyjemność, a geny też robią swoje.
Niech ta wojna się już skończy
- Szczerze? Nie chciałbym, aby został zawodowym kolarzem - mówi były triumfator etapu podczas TdP. - Wiem, ile trzeba czeka go wyrzeczeń. Oczywiście nie będę nic robił wbrew jego pasji, ale gdzieś tam po cichu liczę, że wybierze dla siebie inną drogę.
Wyrzeczenia? Pomijając wszelkie kwestie ryzyka, niebezpieczeństw, które czyhają na sportowców, Bondariew do dzisiaj nie może patrzeć na... walizki. - Mam awersję do jakichkolwiek dalszych podróży - mówi. - Dla mnie teraz najważniejsze są: rodzina, dom i sklep. Dlatego spędzam bardzo dużo czasu z dzieciakami, chłonę to, czego nie miałem przez wiele lat.
Marzenie? Tutaj Bondariew totalnie się rozkleja. - O czym ja mogę marzyć? - pyta retorycznie. - Mam kochających ludzi wokół siebie, mam bezpieczne życie, nie mogę na nic narzekać. Ale ta wojna... Codziennie giną niewinni ludzie. Nie jestem tego w stanie zaakceptować, zrozumieć, przejść obok tego. Niech to się już skończy!
Marek Bobakowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także: Potężny skandal we Wrocławiu. Transparenty wymierzone w Ukraińców >>
Czytaj także: Nie podała ręki Rosjance. Zrobiła się z tego wielka afera >>