Koncert na dwa fortepiany - podsumowanie 97. Tour de France

97. wydanie Wielkiej Pętli przeszło do historii. Francuskie trasy - wraz z holendersko-belgijską wstawką - po raz trzeci w karierze najszybciej pokonał Alberto Contador, dystansując w klasyfikacji generalnej Andy'ego Schlecka i Denisa Menchova.

W tym artykule dowiesz się o:

97. Tour de France już w momencie ogłoszenia trasy wzbudzał wielkie emocje - organizatorom oberwało się szczególnie za umieszczenie w planach Wielkiej Pętli brukowanych odcinków na trasie trzeciego etapu. Niedługo po starcie dyrektorzy TdF zebrali kolejną burę, a liczne kraksy w trakcie pierwszego tygodnia wyścigu - wynikłe zarówno z nienależytej jakości przygotowanych tras, jak i nieostrożności samych kolarzy - zaowocowały protestem uczestników na finiszu w Spa. Na całym zamieszaniu najbardziej skorzystał uciekający Sylvain Chavanel, który został wówczas liderem Tour de France.

Koncert dwóch tenorów

Wyścig - początkowo zapowiadany jako epicka batalia szerokiego grona faworytów - szybko zamienił się w bezpośrednią rozprawę Alberto Contadora i Andy'ego Schlecka. Hiszpan i Luksemburczyk już przed startem Wielkiej Pętli wymieniani byli jako główni kandydaci do końcowego sukcesu, z formalnym ogłoszeniem pojedynku trzeba było jednak poczekać do pierwszych alpejskich etapów. Znamienne, że całą historię rywalizacji Schlecka i Contadora rozpisać można na ledwie kilka scen (nawet nie aktów), a rolę przewodnią odegrały w niej prolog i jazda indywidualna na czas.

Już w Rotterdamie Contador wypracował nad Schleckiem 42-sekundową przewagę. Luksemburczyk straty zniwelował na ardeńskich brukach, a kilka groszy do swojego dorobku dorzucił na Morzine-Avoriaz. Pierwszą - niezbyt jeszcze śmiałą - ripostę Hiszpan wystosował do rywala w Mende, a żółtą koszulkę odebrał mu w Bagnères-de-Luchon, wykorzystując defekt Schlecka na ostatnim podjeździe. Luksemburczyk po przekroczeniu linii mety był wściekły, kilka chwil później przeprosił jednak za swoje zachowanie przed kamerami, a następnego dnia - w klipie video - kajał się także Contador.

Pierwsze stracie z Pirenejami pokazało, że nieco krwi dwójce faworytów napsuć mogą jeszcze Menchov, Samuel Sanchez i - największa chyba sensacja tegorocznej Wielkiej Pętli - Jurgen van den Broeck. Naczelni antagoniści Contadora i Schlecka nie byli jednak w stanie urwać się liderom, a sytuację definitywnie wyjaśnił ostatni podjazd pod Tourmalet, gdzie Hiszpan i Luksemburczyk z łatwością odskoczyli przeciwnikom i do mety dojechali wspólnie. Losy wyścigu rozstrzygnęła czasówka do Paillac, w trakcie której Contador nieznacznie wyprzedził ambitnego Schlecka.

Dramaty i porażki

97. Tour de France był ostatnim europejskim wyścigiem w karierze Lance'a Armstronga. Amerykanin zapowiadał walkę o ósme w historii zwycięstwo, jego ambicje szybko poddane zostały jednak weryfikacji. Najpierw dwa defekty zaowocowały znaczącą stratą na mecie trzeciego etapu, a sytuację definitywnie wyjaśniły Alpy, gdzie Armstrong nie był w stanie utrzymać tempa najlepszych. Amerykanin błyskawicznie przewartościował więc swoje wyścigowe cele, plany godnego pożegnania z zawodowym peletonem i odniesienia etapowego zwycięstwa spaliły jednak na panewce.

Gros ekspertów największym pechowcem i przegranym 97. Tour de France okrzyknął jednak nie kolarza Radioshack, a Cadela Evansa. Mistrz świata wyścig rozpoczął znakomicie, po ósmym etapie przywdział nawet żółty trykot lidera klasyfikacji generalnej. Już dzień później dopadła go jednak szokująca niedyspozycja - powodowana prawdopodobnie wcześniejszym upadkiem i zatajonym urazem - która przekreśliła szanse Evansa na końcowy triumf. Załamany Australijczyk do końca nie był już w stanie nawiązać walki z najlepszymi i ukończył Wielką Pętlę na odległej pozycji.

Kompletnie poniżej oczekiwań spisał się Bradley Wiggins, który przed rokiem w klasyfikacji generalnej zajął czwarte miejsce. Szybko zgubił się Tony Martin, więcej oczekiwano od Janeza Brajkovicia, a kilkoma wątpliwej klasy zrywami w wysokich górach swój kiepski występ okrasił Carlos Sastre. Uraz z walki o najwyższe laury wyeliminował Franka Schlecka. Luksemburczyk nie był jednak jedynym pechowcem - już po trzecim etapie z wyścigu wycofał się bowiem Christian Vandevelde (ósmy przed rokiem), a kilka dni później grono cierpiących znakomitości uzupełnił Tyler Farrar.

Francuska ofensywa

Fantastycznie w tegorocznym Tour de France poczynali sobie francuscy harcownicy. Gospodarze odnieśli aż sześć etapowych zwycięstw, Chavanel dwukrotnie zakładał żółtą koszulkę lidera wyścigu (po drugim i siódmym etapie), a najlepszym góralem został Anthony Charteau. Piękne, solowe triumfy odnieśli Thomas Voeckler i Christophe Riblon, finisze z ucieczek wygrywali Pierrick Fedrigo i Sandy Cazar, swoją obecność zaznaczył także żegnający się z zawodowym peletonem Christophe Moreau, a najwyżej - na dziewiętnastym miejscu - w klasyfikacji generalnej uplasował się John Gadret.

Prolog i czasówkę - już niemal tradycyjnie - wygrał mistrz świata, Fabian Cancellara. Szwajcar wniósł też dużą kontrybucję do pogoni Schlecka za Contadorem, skutecznie ciągnąc Luksemburczyka przez ardeńskie bruki. Dwukrotnie czerwony numer startowy dla najbardziej walecznego kolarza zakładał doświadczony Mario Aerts, a ogromną pracę na rzecz triumfatora klasyfikacji generalnej wykonał Aleksander Winokurow. Dużą niespodziankę sprawił Kanadyjczyk Ryder Hesjedal z Garmin, który ukończył Wielką Pętlę na siódmej pozycji.

Oddzielny rozdział w historii 97. Tour de France należy się Vasiliovi Kiryience. Dzielny Białorusin szalał w Alpach i Pirenejach, widoczny był niemal na każdym etapie, nie zdołał jednak odnieść indywidualnego sukcesu. Najbliżej szczęście był w Gap, wówczas dał się jednak na finiszu ograć Sergio Paulinho z Radioshack. W barwach amerykańskiej ekipy znakomicie spisał się także niedoceniany Chris Horner, klapą zakończył się za to występ Leviego Leipheimera i Armstronga. Wystarczyło to jednak do wygrania klasyfikacji drużynowej, a niepośledni udział w owym sukcesie miał Andreas Kloden.

Sprinterska walka pokoleń

Premierową sensację 97. Tour de France przyniósł już pierwszy etap z metą w Brukseli. Jako pierwszy kreskę przekroczył bowiem wiekowy Alessandro Petacchi, który wykorzystał serię kraks na trasie i wygrał finisz z okrojonej grupy. Triumf Włocha spotkał się z lekceważeniem, w walce nie mógł bowiem uczestniczyć Mark Cavendish. Kolarz Lampre wyborną formę potwierdził jednak dwa dni później, wygrywając etap ponownie, tym razem już w sportowej walce dystansując nie tylko wspomnianego Brytyjczyka, ale też Robbiego McEwena i Oscara Freire.

O ile pierwsze sprinterskie etapy należały do Petacchiego, to już kolejne płaskie odcinki były solowym popisem Cavendisha. Brytyjczyk wygrał w Montargis, Gueugnon, Bourg-les-Valence, Bordeaux i na Polach Elizejskich, a to wszystko pomimo znaczących strat, jakie w trakcie wyścigu poniósł jego pociąg. Najpierw uraz wyeliminował z jazdy Andre Hansena, a kilka dni później z udziału w Tour de France wykluczony został naczelny rozprowadzający i jeden z głównych architektów sukcesów Brytyjczyka - Mark Renshaw, który na finiszu jedenastego etapu głową odpychał Juliana Deana.

Tylko jeden indywidualny sukces na trasie 97. Tour de France odniósł Thor Hushovd. Norweg bez większego wysiłku rozstrzygnął na swoją korzyść finisz wieńczący brukowany etap do Arenbergu, a następnie skupił się na solidnym kolekcjonowaniu punktów. W bezpośrednim starciu z tuzami pokroju Cavendisha i Petacchiego był bez szans, odważne szarże na lotnych premiach i niezwykłe ucieczki w wysokich górach pozwoliły mu jednak do końca walczyć o zielony trykot. Ostateczni w klasyfikacji punktowej zajął trzecią pozycję, ustępując hegemonom z Lampre i Columbii.

Bez skandalu, z niedosytem

97. wydanie Wielkiej Pętli, mimo wielkiego rozmachu, mnogości sportowych dramatów i licznych osobliwości, pozostawia pewien niedosyt, gdyż na trasie zabrakło epickiej walki o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej. Ambitnych skoków i zapierającej dech w piersiach rywalizacji liderów w wysokich górach mieliśmy jak na lekarstwo. Kwestię końcowego triumfu rozstrzygnęły nie mordercze podjazdy pod Tourmalet i Madeleine, zagrane przez faworytów na remis, lecz rotterdamski prolog i czasówka z Bordeaux do Pauillac, gdzie Contador dwukrotnie zdystansował Schlecka.

Poniżej oczekiwań spisał się nasz polski rodzynek - Sylwester Szmyd - który tuż przed startem Wielkiej Pętli zapowiadał etapowy triumf i walkę o koszulkę najlepszego górala. Kolarz Liquigasu nie trafił jednak z formą, na większości górskich etapów osiągając metę długo po najlepszych. Kompletnie zawiódł wspomagany przez Polaka Ivan Basso, który ani przez moment nie był w stanie nawiązać do fantastycznej formy z Giro d'Italia (ostatecznie ukończył wyścig w czwartej dziesiątce), a honor Liguiqasu uratował dziewiąty na mecie w Paryżu Roman Kreuziger.

Warto zaznaczyć, że w tym roku Wielka Pętla obeszła się bez dopingowych skandali. Wprawdzie już w pierwszych dniach wodę mącić usiłował Floyd Landis, rokrocznie wykorzystujący Tour de France jako znakomitą szansę do rzucania oskarżeń pod adresem Armstronga. Kiepskie wieści dopadły także Petacchiego, który otrzymał wezwanie od włoskiej prokuratury w sprawie rzekomego zażywania niedozwolonych wspomagaczy. Ręka sprawiedliwości w czasie wyścigu bezpośrednio nie dotknęła jednak żadnego z uczestników, tegoroczne rozwiązanie Wielkiej Pętli jak na razie możemy więc uznać za jasne i uczciwe.

***

- Nie sądzę, aby ten etap miał rozstrzygnąć losy wyścigu - mówił Contador po defekcie Schlecka na ostatnich kilometrach podjazdu pod Port de Bales. - O problemach Andy'ego dowiedziałem się dopiero po jakimś czasie, nie mogłem już nic zmienić - nie ukrywał. Jednogłośnie wsparły go kolarskie legendy: Laurent Jalabert, Bernard Thévenet i Bernard Hinault. Po stronie Hiszpana stanął nawet dyrektor sportowy Saxo Banku, Bjarne Riis. Contador zyskał wówczas nad Schleckiem 39 sekund. Dokładnie taka różnica rozdzieliła bohaterów 97. Tour de France kilka dni później na Polach Elizejskich...

Źródło artykułu: