"Ivan rozkazuje Szmydowi, zawód pomocnik, by uporządkował drogę, stał się koziorożcem i przyspieszył. Efekt jest natychmiastowy i miażdżący, jakby Polak zapędził rywali do kąta. Grupka najpierw się rozciąga, potem zamyka i tylko oczekuje na gong" - pisze mediolańska gazeta, dla której gongiem był atak Basso, najważniejszego włoskiego pretendenta do triumfu w Wielkim Tourze.
- Dziękuję moim kolegom, którzy pracowali na płaskim terenie, i Szmydowi, który dał z siebie wiele na podjeździe - powiedział kapitan drużyny Liquigas. O Basso, który "potwierdził, że jest prawdziwym kandydatem na podium Tour de France" czytamy w piątek także w "L'Équipe".
"La Gazzetta dello Sport" pisze dalej o Szmydzie: "Kiedy wszyscy czekali na przejście na czoło Contadora, Schlecków albo Evansa, zobaczyliśmy Basso rozmawiającego ze Szmydem. - Oj, Silvestro, jak się czujesz? Dobrze? To do przodu, bijmy się z nimi i zobaczymy, co się stanie. Polak, kompan w drużynie, w pokoju i przyjaciel Ivana, naciskał na pedały jak za swoich najlepszych czasów, gdy zyskał sobie we Francji przydomek "Super domestique", super gregario [pomocnik]".
Szmyd przyjechał na metę na 37. pozycji, 5 minut i 20 sekund za zwycięzcą. W klasyfikacji generalnej bydgoszczanin jest 56., ze stratą 36 minut i 18 sekund do Thomasa Voecklera, który ku uciesze Francuzów pojedzie w żółtej koszulce na drugim etapie pirenejskim, z Pau do Lourdes (152,5 km).