Trudniej o kwalifikację niż o medal - II część rozmowy z Katarzyną Pawłowską

Na igrzyskach olimpijskich w Londynie wystartowała w wyścigu szosowym, Polska i świat usłyszeli jednak o niej w kwietniu, gdy sensacyjnie została mistrzynią świata w kolarstwie torowym w scratch'u.

W tym artykule dowiesz się o:

Maciej Kmiecik: Ten rok jest dla ciebie pasmem sukcesów. Najpierw mistrzostwo świata na torze, później mistrzostwo Polski na szosie, a następnie wyjazd na igrzyska olimpijskie do Londynu. Każdy z tych sukcesów pewnie smakował inaczej?
Katarzyna Pawłowska:

Oczywiście. Zdecydowanie najlepiej smakowało mistrzostwo świata wywalczone w Melbourne. Nie byłam przecież faworytką. Po cichu liczyłam, że otrę się o podium. Wiedziałam, że jestem przygotowana na dobry wynik. Sama siebie zadziwiłam, wygrywając konkurencję scratch.

Zdradź, jak to zrobiłaś, bo ja do dzisiaj nie mogę uwierzyć w ten fenomenalny finisz, gdy oglądam powtórki tego wyścigu.

- Wielu ludzi pyta się mnie o ten finisz. Trudno to opowiedzieć. Po prostu to był impuls. Pół rundy przed końcem zrobiło się małe zamieszanie. Ukraińskiej zawodniczce wypiął się but. Straciłam przez to trochę dystansu i może właśnie z tego rozpędu nie tylko doszłam do czołówki, ale i ją wyprzedziłam.

Przedarłaś się na pierwsze miejsce bodajże z ósmej czy dziewiątej pozycji. To chyba nie jest normalne?

- Różnie z tym bywa. Wiadomo, że tej, która jedzie pierwsza może na koniec zabraknąć sił. Jadąc z tyłu można wykorzystać tunel aerodynamiczny. Nie ukrywam, że ćwiczyłam finisz w tej konkurencji i byłam dobrze przygotowana. Wraz z moim trenerem Grzegorzem Ratajczykiem wykonaliśmy w stu procentach plan treningowy. Żeby jednak osiągnąć sukces, szczególnie w takiej konkurencji jak scratch, trzeba mieć trochę szczęścia.

Pewnie żałujesz, że konkurencji scratch nie ma w programie igrzysk olimpijskich?
-

Oczywiście. Na całe szczęście udało mi się pojechać do Londynu na wyścig szosowy, gdzie styl tej konkurencji zbliżony jest nieco do scratch'u.

Uprawiasz zarówno kolarstwo torowe jak i szosowe. W czym się lepiej czujesz?

- Lubię zarówno szosę jak i tor. W tym i tym czuję się dobrze. Tak jak wspomniałam, specyfika tych wyścigów jest podobna. Do średniego dystansu na torze trzeba się przygotowywać na szosie.

Czyli nie musisz przechodzić jakiś odrębnych specjalistycznych przygotowań do toru czy szosy?

- Na końcu cyklu treningowego jest jakaś specjalizacja, ale generalnie cykl przygotowań jest bardzo zbliżony.

Igrzyska olimpijskie w Londynie się skończyły, ale pewnie myślami wybiegasz już do Rio de Janeiro...

- Spokojnie, krok po kroku, chciałabym realizować kolejne cele. Nic na hurra.

Może do Brazylii uda ci się pojechać także na tor?

- Zobaczymy. Te nasze kwalifikacje są naprawdę trudne, bo olimpijską nominację otrzymuje tylko jeden zawodnik z kraju. Program igrzysk olimpijskich w kolarstwie torowym okrojony jest do konkurencji omnium i wyścigu drużynowego. Większe szanse zdobycia medalu olimpijskiego są na pewno w kolarstwie torowym, aczkolwiek kwalifikację łatwiej wywalczyć na wyścig szosowy. Zobaczymy, jak to wszystko się potoczy.

Najbliższe plany?

- Już za miesiąc zaczynają nam się znowu zawody Pucharu Świata, Mistrzostwa Europy i Polski na torze. Zaczynamy więc znany już w poprzedniego roku cykl zawodów. Na razie jednak nie wybiegam daleko w przyszłość. Mam teraz kilka dni wolnego, może nie od treningów, bo jeżdżę nawet będąc w domu w Przygodzicach, ale odpoczynku od zgrupowań, dlatego też staram się jak najwięcej czasu spędzić z najbliższymi i się nimi nacieszyć.

Komentarze (0)