Paryż-Nicea: Chavanel ma coraz mniej nadziei

Faworyt gospodarzy, Sylvain Chavanel (Quick Step) trzeci dzień z rzędu założył w czwartek podczas dekoracji żółtą koszulkę lidera. Nadziei jest w nim jednak coraz mniej.

W tym artykule dowiesz się o:

Faworytem do zwycięstwa jest Hiszpan Alberto Contador (Astana), tracący do Francuza 36 sekund. Przed dwoma górskimi etapami Chavanel mówi przede wszystkim o zakończeniu wyścigu na jak najlepszej pozycji.

- Wypocząłem i przeżyłem miły dzień na rowerze - uśmiechał się w Vallon-Pont d'Arc. - Jestem wciąż zaskoczony, że Contador zaatakował mnie wczoraj [w środę]. Może myślał, że minuta straty nie była wystarczająca, by pobić mnie w klasyfikacji generalnej? To byłby dobry znak - przyznał na konferencji prasowej.

- Wciąż mam małą nadzieję - tłumaczył. - Czuję się już lepiej. Nigdy nie mówiłem, że nie mam szansy na zwycięstwo. [Alberto] Contador jest najlepszym wspinaczem na świecie. Nie widzę nikogo, kto mógłby pobić go jutro [w piątek] na Montagne de Lure, ale nie powinien jednak zapominać, że jest jeszcze etap sobotni. Będzie prawie tak samo trudny - zastrzegł.

Co ciekawe, bliźniaczy przypadek rywalizacji Chavanela z Contadorem miał miejsce podczas Vuelta a Espana 2008. Dokładnie 6 września odbył się etap z metą na La Rabassa w Andorze. Podjazd był tylko 200 m krótszy niż ten piątkowy na górę Lure (zwanej młodszą siostrą mitycznej Ventoux). Contador dotarł na metę trzeci (wygrał Alessandro Ballan), a Chavanel... 36 sekund później.

- Spędziłem dzień najciszej od początku tego wyścigu. W końcu wróciło słońce - cieszył się w czwartek Hiszpan. - Nie było nic innego do roboty, tylko kontrolować stratę do ucieczki. Zacząłem też odczuwać zmęczenie. Mam nadzieję, że upadek [Sergio] Paulinho nie utrudni nam zadania - powiedział zwycięzca trzech wielkich tourów.

Bajkowy sukces

- Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę, to nie mogę być ja - emocjonował się po finiszu piątego etapu Jérémy Roy (FDJ). - Wczoraj [w środę] leżałem na szosie i chciałem wracać do domu. Dzisiaj [czwartek] miałem trudności z nadążaniem, bo łapały mnie skurcze - opowiadał.

"Bajkowo", "niesamowicie", "niezłe zwycięstwo", "gratulacje, chłopie": takimi wyrażeniami witali swojego kolegę zawodnicy grupy Française des Jeux.

Nawet Sylvain Chavanel, gdy byli razem dekorowani, złożył młodszemu koledze wyrazy szacunku. - To twoje pierwsze domowe zwycięstwo w karierze. Mam nadzieję, że zapowiada kolejne - mówił lider Paryż-Nicea, który w ubiegłym roku sukcesem, właśnie wspólnie z Roy, zakończył atak na etapie Tour de France w Montluçon.

Siła psychiczna Roy

Decydujący atak, przed Thomasem Voecklerem (Bouygues Telecom) i Tony Martinem (Columbia), rozpoczął Roy na ponad 6 km przed metą. - Było wciąż daleko, ale obaj tamci wydawali się lepsi, więc to była jego jedyna szansa - przyznał nie kryjący wcześniej zażenowania postawą swoim kolarzy Marc Madiot, manager grupy FDJ, która dopiero w swoim 13. występie w Paryż-Nicea odniosła premierowe zwycięstwo etapowe.

- Niekiedy zawodnicy śpią na rowerach i wtedy musisz ich obudzić - mówił Madiot. - Jestem usatysfakcjonowany, bo chłopaki zareagowali z godnością - wyjaśnił w Vallon-Pont d'Arc. - Roy był w stanie znaleźć głęboko w sobie energię. To było jego przeznaczenie, by odnieść takie zwycięstwo. W naszym zespole zawsze musieliśmy być cierpliwi. Jest to właśnie przewaga naszych młodych kolarzy - dodał.

Roy, syn kolarza, jest jednym z największych we Francji promotorów walki z dopingiem. Był pierwszym kolarzem, który zaczął publikować wyniki swoich badań krwi w internecie. Po wybuchu afery Puerto był bliski decyzji o zakończeniu kariery. - Ale kolarstwo jest w moich żyłach i myślę, że to jest powód, dla którego wciąż tutaj jestem - przyznał 25-latek z Tours, który dwa lata temu uzyskał dyplom inżyniera.

- Nie widzę siebie jako wielkiego mistrza - przyznał. - Nie zamierzam wygrać Tour de France. Lubię jeździć w ucieczkach. Nie jestem dobrym sprinterem, ani wielkim "góralem", ale lubię długie rajdy - mówił.

- Myślałem o swoim drugim miejscu za Sylvain Chavanelem w ubiegłym roku. Nie chciałem być znowu drugi. Nie miałem jednak świetnych nóg, łapały mnie skurcze. Musiałem być przebiegły, by to wygrać. Wznoszenie w górę rąk na mecie jest fantastycznym uczuciem - zakończył.

Złość Voecklera

- Przyznaję, że wolałem, by to Jérémy wygrał, a nie ten "drugi" - mówił niezadowolony jednak z końcówki piątego etapu Voeckler. - Powiedziałem Jérémy'emu, że jeśli zaatakuje na ostatnim kilometrze, nie będę go ścigał. Zrobił to wcześniej, a ja opóźniłem pogoń, bo nie chciałem ryzykować, żebyśmy zakończyli etap na drugiej i trzeciej pozycji - ze słów Voecklera wynika solidarność z rodakiem.

Martin ostatecznie dotarł na metę trzeci, trzy sekundy po obu Francuzach. - Tony mnie dzisiaj zaskoczył, bo wczoraj [w środę] był bardzo zmęczony. Ale dzisiaj był niesamowity - ocenił swojego zawodnika Brian Holm, dyrektor sportowy Columbia. - Nie jest Richardem Virenque'em, ale już jako amator pokazał, że potrafi się wspinać - dodał.

Poważnie osłabione zostało morale w grupie Liquigas. Wycofało się z wyścigu dwóch członków ekipy: Enrico Franzoi i Duńczyk Brian Vandborg, a Gianni Da Ros został w środę aresztowany pod zarzutem rozprowadzania substancji dopingujących.

Komentarze (0)