Tour de France: Deszczowa loteria z dramatem w tle
Deszcz miał niestety spory wpływ na to wyglądała jazda indywidualna na czas po krętych uliczkach Duesseldorfu. - Masakra - mówił o niektórych zakrętach trasy Rafał Majka. Na szczęście on i Michał Kwiatkowski spisali się bardzo dobrze.
Z Duesseldorfu Tomasz Skrzypczyński
Wyobraźmy sobie grę w pokera. Przy stoliku zostało już tylko dwóch graczy, jak w filmie "Casino Royale" z Jamesem Bondem. Jednemu z nich układa się street, drugi zbiera do koloru. Gdy zbliża się decydujący moment, gracz numer jeden jest pewny zwycięstwa, bo street się ułożył. Już zastanawia się tylko, jaki kolor ferrari pojawi się w jego garażu. I gdy na stole ląduje ostatnia karta, ostatecznie triumfuje do tej
pory będący w defensywie rywal. Kolor.
Dziś zawodnikiem numerem jeden byli kolarze pierwszego etapu 104. Tour de France. Drugim był deszcz. Choć prognozy mówiły jasno, że będzie padało, do godziny 15. było względnie sucho. Gdy do startu pierwszego zawodnika jazdy indywidualnej na czas pozostawało kilkanaście minut, oczywiście pojawiły się opady, zmieniając zawody w loterię. Aura zatriumfowała.
Brązowy medalista olimpijski z Rio spisał się dobrze i potwierdził wysoką formę. 54. miejsce może dla wielu przeciętnych obserwatorów wydawać się wielką porażką, ale to nie na krętych ulicach Duesseldorfu zawodnik z Zegartowic ma uzyskiwać przewagę. Wielu kandydatów do wysokich miejsc na koniec TdF pojechało podobnie: Richie Porte 49., Nairo Quintana 53., Alberto Contador 68. Wyjątkiem był znakomity Chris Froome, który zajął doskonałą, szóstą lokatę. Majka był bardzo zadowolony ze swojego występu i po wszystkim z uśmiechem pozował do zdjęć z kibicami. Pewnością siebie zarażał wszystkich.
Nie zawiódł także Michał Kwiatkowski. Kolarz, na którego w sobotę liczyliśmy najmocniej spisał się świetnie, zajmując ostatecznie ósmą lokatę. - Pojechałem optymalnie - powiedział później mistrz świata z Ponferrady dodając, że deszcz i trasa nie sprawiały mu kłopotu. Potwierdził tym samym słowa Rafała Majki, który przed jego startem przekonywał nas, że to pogoda dla "Kwiata".
Niestety, deszcz zebrał w sobotę swoje żniwo. Dramat przeżył Alejandro Valverde, który poślizgnął się na zakręcie i z dużym impetem wpadł w barierki. Diagnoza? Najprawdopodobniej złamana noga, co oczywiście dla 37-latka oznacza koniec 104. Tour de France. - Na zakrętach jest dramat - ocenił później warunki na trasie Maciej Bodnar z grupy Bora-Hansghore. Ze śliską nawierzchnią nie poradzili sobie także Dylan Groenewegen czy Primoż Roglić.
Na najwyższym stopniu podium stanął ostatecznie Brytyjczyk Geraint Thomas.
Aha, oczywiście, o godzinie 18:48, gdy ostatni zawodnik dojechał do mety, przestał padać deszcz i wyszło słońce, ironicznie się przy tym uśmiechając. Na pewno tym samym nie odpłacił się mu Valverde. Szkoda.
Duesseldorf 30 min po pierwszym etapie. Weather, bloody hell #tourdefrance2017 #LeTour pic.twitter.com/zmjb1Bbi1C
— Tomasz Skrzypczyński (@surmistrz7) 1 lipca 2017
Głównym sponsorem wyjazdu na Tour de France 2017 jest Cono Sur Bicicleta