Do wypadku doszło w styczniu 2016 roku. Malori jechał na czele peletonu, ale zaliczył upadek po wjechaniu w dziurę w asfalcie. Chwilę później wpadli na niego jadący za nim kolarze.
Włoch był utrzymywany w stanie śpiączki farmakologicznej, początkowo nie miał czucia w prawej ręce, a w lewą część twarzy wstawiono mu tytanową płytkę.
Kolarz przeszedł rehabilitację i wrócił do treningów. Później powrócił do sportu, w maju wystartował w Vuelta a Castilla y Leon, ale wycofał się na wczesnym etapie.
- Od czasu kraksy w Tour de San Luis w 2016 roku toczyłem walkę, którą wygrałem. Miałem pomoc znakomitych lekarzy, chciałem być przykładem dla tych, który zmagają się z poważnymi problemami - powiedział na konferencji prasowej zorganizowanej w czasie Tour de France.
ZOBACZ WIDEO: Kontuzja kręgosłupa przerwała karierę polskiego rajdowca. Teraz jest gotów, by wrócić (VIDEO)
- Chcę podziękować rodzinie Movistar, która była przy mnie jako kolarzu i człowieku. Zawsze będę miał zielone "M" w sercu. Wszyscy ci moi przyjaciele wiedzą, że jeśli przyjadą do mnie do Parmy, postawię im dobry posiłek. Zacząłem przygotowania do zawodu trenera, Włoska Federacja Kolarska bardzo mi pomaga. Chciałem zrobić coś wyjątkowego w świecie kolarstwa. Nie mogę zrobić tego jako zawodnik, więc będę chciał to osiągnąć w innej roli - dodał.
Malori mógł dalej startować, ale uznał, że nie ma to większego sensu. - Wyniki były jasne dla wszystkich, w Alentejo mogłem przejechać 80 km, a w wyścigu Castilla y Leon 30. Rywalizacja nie była już dla mnie. W każdym razie moja rehabilitacja dała wyniki i to najważniejsza część tej historii - przesłanie nadziei dla innych ludzi - przyznał.
Wypadek Maloriego jest przykładem, jak niebezpiecznym sportem jest kolarstwo. Widać to było między innymi w czasie niedzielnego etapu Tour de France, gdzie wielu kolarzy, w tym Rafał Majka, z powodu obrażeń na trasie musiało zakończyć rywalizację.