Narodowy Program Rozwoju Kolarstwa działa od 2014 roku. W tym czasie powstało 190 szkółek w całym kraju. Dzięki sporemu dofinansowaniu ministerstwa sportu prawie trzy tysiące dzieci z klas 4-7 szkół podstawowych otrzymało kaski, stroje, rowery i profesjonalnych trenerów. Dwa razy w tygodniu mają dwugodzinne zajęcia. To program, który ma Polsce dać następców Katarzyny Niewiadomej, Michała Kwiatkowskiego czy Rafała Majki.
Okazuje się jednak, że poprzedni zarząd PZKol potrafił zepsuć dość dobrze funkcjonujący system - dzieci trenowały, wszystko było rozliczane na bieżąco, sprzęt docierał do szkółek w terminach. Aż do 2017 roku.
Krzysiu chce wygrać Tour de France
12-letni Krzysiu marzy o tym, aby wygrać Tour de France. Jako pierwszy Polak. - No chyba, że ubiegnie mnie Michał Kwiatkowski - śmieje się.
Chłopiec mieszka w małej miejscowości, 100 km od miasta wojewódzkiego. Był wniebowzięty, gdy w jego miasteczku powstał klub kolarski. - Trener powiedział, że dostanę rower, taki prawdziwy, szosowy, biało-czerwony, jakbym jeździł w reprezentacji Polski - jego twarz promienieje na samą myśl o takim sprzęcie.
Trener chłopaka żałuje, że powiedział mu o tym rowerze. Niepotrzebnie rozbudzał nadzieję.
Takich "Krzysiów" jest w Polsce setki. Jak trenują bez rowerów? Albo pożyczają stare, skrzypiące "górale" od rodziców czy starszego rodzeństwa, albo... biegają, grają w piłkę, ćwiczą na sali gimnastycznej. Adepci kolarstwa nie mają na czym jeździć.
Zabrakło jakiejkolwiek informacji
- Dlatego ja nic nie powiedziałem o rowerach dzieciom i ich rodzicom - mówi nam Kamil Dziedzic, wiceprezes zarządu Klubu Sportowego AZS Wratislavia. - Oczywiście nie podoba mi się, że nadal nie otrzymaliśmy sprzętu, ale przynajmniej dzieciaki nie płaczą.
Procedura wyglądała tak: szkółki kolarskie wpłacały od 1890 zł (te, które już mają rowery z poprzednich lat) do 6270 zł (te, które weszły w projekt w 2017 roku). Z tych 6270 złotych 3510 zł przeznaczono na wkład własny zakupu 9 rowerów. Czyli 390 zł za sztukę. Resztę, czyli ok. 810-860 zł (w zależności czy to rower szosowy czy MTB) pokrywało ministerstwo sportu.
We wrześniu 2017 roku ogłoszono przetarg na dostarczenie 646 rowerów. Dlaczego tak późno, skoro w poprzednich latach we wrześniu rowery trafiały już do dzieci? Co się stało tym razem? Jeden z dwóch koordynatorów programu, były członek zarządu PZKol oraz szef Wielkopolskiego ZKol-u, Lucjusz Wasielewski ma swoją teorię. - Problem polegał na tym, że szkółki bardzo późno wpłacały nam pieniądze - przekonuje. - Dlatego próbowałem rozmawiać z dwoma wiceprezesami związku, Piotrem Kosmalą oraz Adamem Wadeckim, aby przekazali tymczasowo 200 tys. zł z pieniędzy od sponsorów na ten program. Wtedy przetarg zostałby ogłoszony wcześniej i podobnie jak w poprzednich latach zakończylibyśmy go we wrześniu. Nie chcieli się zgodzić.
To był dopiero początek problemów. Przetarg wygrała firma "Klaudex" z Malborka, która produkuje i sprzedaje rowery marki "Folta". Jej właścicielem jest Jarosław Folta, były lekkoatleta, reprezentant Polski, człowiek związany ze sportem. Przystępując do przetargu, zaproponował dość niskie ceny (głównie od ceny jednostkowej zależało zwycięstwo w przetargu): 1250 zł brutto za rower szosowy oraz 1200 zł brutto za rower MTB. W sumie za cały kontrakt otrzymał prawie 800 tysięcy złotych. Zobowiązał się dostarczyć rowery do 15 grudnia 2017 roku. Zgodnie z zapisami w przetargu.
Najprawdopodobniej wiedział już wtedy, że nie jest w stanie dotrzymać terminu. W listopadzie 2017 - na jego wniosek - zarząd PZKol-u na czele z poprzednim prezesem Dariuszem Banaszkiem zgodził się na przedłużenie terminu do końca lutego 2018 roku (pismo poniżej). Problem w tym, że nikt tej informacji nie przekazał szkółkom. - Dowiedziałem się o tym dopiero na początku lutego i to tylko dlatego, że wysłałem zapytanie mailowe do kolarskiej centrali - mówi nam Dziedzic.
Problemy z transportem z Azji
Jest połowa marca 2018. Rowerów nadal nie ma. Nie ma również jakiejkolwiek informacji, co się z nimi dzieje, choć jest wspólny adres mailowy dla uczestników programu i dwóch koordynatorów: wspomniany już Wasielewski oraz obecny członek zarządu PZKol-u, Artur Szarycz. - Mamy większe problemy na głowie, niż pilnowanie takich spraw - usłyszeliśmy w centrali PZKol-u.
Zadzwoniliśmy do Wasielewskiego. - Rowery mają zostać wysłane w piątek (16.03.2018 - przyp. red.) - tłumaczy. - Taką informację przekazał mi pan Folta.
Te słowa są o tyle ważne, że w ostatnich tygodniach podobno nie dało się dodzwonić do firmy, która wygrała przetarg. Tak powiedziało nam kilku niezależnych od siebie trenerów pracujących w szkółkach. - Chciałem zapytać o te rowery, dzwoniłem do pana Wasielewskiego, ten na mnie nakrzyczał, że nic nie wie, więc próbowałem kontaktować się z tą firmą. Bezskutecznie - przyznaje Dziedzic.
Inni mówią, że już postawili krzyżyk na ten przetarg. Myśleli, że firma upadła. - W tym Pruszkowie to jest burdel na kółkach. Mimo tego że mówimy o sprzęcie dla dzieci i pewnie nie wypada używać takich słów, trudno znaleźć bardziej stonowany zwrot - wielu naszych rozmówców jest takiego zdania.
ZOBACZ WIDEO "Damy z siebie wszystko" #16: Bayern to nie jest klub Lewandowskiego
- Gdzie tam upadła - odbiera wreszcie telefon Jarosław Folta. - Żyjemy i mamy się dobrze.
- To kiedy rowery trafią do dzieci? - pytamy.
- Spokojnie, dopiero skompletowaliśmy części potrzebne do montażu rowerów MTB i jeszcze w tym tygodniu wyślemy pierwsze 60 sztuk, do wielkopolski i województwa łódzkiego - obiecuje.
60 sztuk, czyli niespełna 10 procent. Trzy miesiące po terminie ustalonym w przetargu i dwa tygodnie po przedłużonej dacie realizacji projektu. A co dalej? - W kolejnym tygodniu planujemy wysłać 88 sztuk - twierdzi Folta.
Jeżeli Folta dotrzyma słowa, do mniej więcej końca marca 2018 do szkółek trafi 148 rowerów. A co z pozostałymi (498)? - Proszę pana - zaczyna Folta. - Sytuacja międzynarodowa jest trudna. Mamy problem ze ściągnięciem części z Azji, czekamy na dostawy osprzętu, nawet europejscy dystrybutorzy nie dotrzymują terminów, kupujemy gdzie się da, często o wiele drożej, niż planowaliśmy. Nie mamy na to wpływu. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Aby skompletować tyle sprzętu, potrzeba sześć, a nawet osiem miesięcy.
Cisza w słuchawce
Folta startując w przetargu, nie wiedział, że sprowadzenie tylu rowerów nie jest możliwe w ciągu 2,5 miesiąca (przypomnijmy, że przetarg wygrał na koniec września 2017, a miał je do szkółek dostarczyć do połowy grudnia 2017)? - Nałożyło się sporo czynników, których nie dało się przewidzieć - odpowiada wymijająco.
Czemu nie informował szkółek o kłopotach na bieżąco? - Od tego przecież są ludzie ze związku, koordynatorzy projektu, za coś biorą pieniądze - kontratakuje. - Ja miałem to robić?
- Czyli jedni zrzucają winę na drugich, standard w polskim kolarstwie - słyszę od jednego z trenerów.
- Natomiast nie mamy jeszcze całości osprzętu do rowerów szosowych, walczymy, aby doszły do nas jak najszybciej - dodaje Folta.
- Czy może pan zadeklarować konkretnie: kiedy wyślecie ostatni rower z puli przeznaczonej dla szkółek kolarskich za rok 2017? - pytamy.
Cisza w słuchawce... Można tylko gdybać, że to nie będzie ani marzec, ani kwiecień, ani nawet maj. A przecież w czerwcu dzieci kończą zajęcia.
To koniec wielu szkółek
Problemy z dotrzymaniem terminów odbijają się głównie na szkółkach z najmniejszych miejscowości. One wkład własny na rowery finansowały ze swoich pieniędzy bądź samorządowych, szkółki z większych miast często mają dodatkowych sponsorów (miejscowe firmy), które pokryły te koszty. W 2017 roku wójt X przeznaczył te ponad 6 tysięcy złotych na szkółkę kolarską. Teraz kiedy przychodzi czas wypełniania deklaracji na przystąpienie do programu na 2018 rok i znów trzeba otrzymać dofinansowanie z samorządu, zaczynają się problemy. Wójt pyta szkółkę: „A gdzie te rowery, za które zapłaciłem?".
Dla wielu szkółek może to oznaczać koniec działalności. Bez pieniędzy z samorządów sobie nie poradzą. Są takie, które nie wznowiły treningów.
Co na to ministerstwo sportu? - Aktualnie w Polskim Związku Kolarskim trwa kontrola, obejmująca m.in. kwestię zakupu sprzętu. Zobowiązaliśmy związek do wyjaśnień - informuje nas Anna Ulman, rzecznik prasowy ministerstwa.
Jak usłyszałem ostatnio od jednego z członków zarządu PZKol "z kolejnych związkowych szaf wypadają trupy". Z tej wypadła sprawa rowerów dla szkółek kolarskich. Co wypadnie z następnej?
* Przypomnijmy, że poprzedni zarząd Polskiego Związku Kolarskiego pod przewodnictwem prezesa Dariusza Banaszka podał się w większości (oprócz prezesa) do dymisji po wywiadzie, którego udzielił nam pod koniec listopada 2017 roku były wiceprezes związku. Piotr Kosmala opowiedział o nieprawidłowościach finansowych oraz nadużyciach obyczajowych, których miał się dopuszczać jeden z najważniejszych ludzi w polskim kolarstwie (Afera w polskim kolarstwie. Czy "dochodziło do uprawiania seksu z podopiecznymi?" - czytaj całość >). Prezes Banaszek - po kilkutygodniowej wojnie z ministrem sportu - zrezygnował z funkcji w styczniu 2018 roku. Na początku lutego fotel szefa polskiego kolarstwa zajął Janusz Pożak. Polski Związek Kolarski nadal funkcjonuje bez finansowania ze strony MSiT.