Michał Kwiatkowski: Międzynarodowa Unia Kolarska ma sporo do poprawienia

- Ja po prostu chciałbym, aby kolarstwo mówiło jednym językiem. Obecnie nie mówi, co niestety psuje wizerunek naszej dyscypliny - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty, mistrz świata z 2014 roku.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Michał Kwiatkowski wygrał w 2018 roku prestiżowy wyścig Tirreno-Adriatico PAP/EPA / DARIO BELINGHERI/ANSA / Michał Kwiatkowski wygrał w 2018 roku prestiżowy wyścig Tirreno-Adriatico

Marek Bobakowski, WP SportoweFakty: Pamięta pan grę w pomidora?

Michał Kwiatkowski: Oczywiście, ale ja nie obawiam się nigdy pytań.

Sprawdźmy. Czy szefowie Team Sky nie zakazali panu wypowiadać się w sprawie Frooma (więcej szczegółów o sytuacji lidera brytyjskiego zespołu - TUTAJ >>)?

Skąd taki pomysł?

W środowisku dziennikarskim krążą już legendy, jak to Brytyjczycy chcą zamknąć usta kolarzom i tym samym zapanować nad trudną sytuacją.

Nieprawda. Wielu zawodników już się wypowiadało w tym temacie.

Ok, więc zacznijmy. Kiedy dowiedział się pan o tym, że w organizmie Froome'a wykryto prawie podwójnie przekroczony poziom salbutamolu?

W tym samym momencie, co opinia publiczna.

Rozmawiał pan osobiście z Froome'em na ten temat?

Tak.

To była trudna rozmowa?

Nie, ale jest to ciężki i skomplikowany proces.

Kto popełnił błąd w tej sytuacji?

Nie chcę bagatelizować i nie mnie oceniać, kto jest winny. Nie będę spekulował w tej sprawie. Wiem jedno: to nie był świadomy doping, to nie było oszustwo. Znam Chrisa i mogę z całą odpowiedzialnością podkreślić, że nie ma możliwości, aby on z pełną premedytacją chciał po prostu przekroczyć dawkę, by uzyskać przewagę nad innymi kolarzami. Poczekajmy na ostateczne rozwiązanie.

Jako kolarze Teamu Sky jesteście informowani na bieżąco, co się dzieje w tej sprawie aktualnie?

Wiem tyle, co opinia publiczna. Z tą różnicą, że ja nie dowiaduję i nie opieram się na nagłówkach internetowych czy prasowych. Staram się mieć pogłębioną wiedzę i weryfikować ją w pewnych źródłach.

Przekroczenie dawki wykryto we wrześniu 2017, sprawa ujrzała światło dziennie w grudniu 2017. Dlaczego to tyle trwa? Dlaczego po ośmiu miesiącach nadal nie podjęto wiążących decyzji?

Nie wiem. Chciałbym, aby w kolarstwie decyzje były podejmowane o wiele szybciej. Chodzi głównie o transparentność i przekaz. Moim zdaniem właśnie na tym polu kolarstwo jako dyscyplina i sama Międzynarodowa Unia Kolarska ma sporo do poprawienia.

Mówi się, że UCI po prostu się obawia procesów sądowych.

Zupełnie to do mnie nie przemawia. UCI ma zasady, którymi my jako sportowcy i jako zespół powinniśmy podążać. Skoro procedury pozwalają na to, aby takie sprawy ciągnęły się w nieskończoność, należy się zastanowić, czy one są poprawne. Czy nie trzeba ich zmienić, aby niewyjaśnianie takich przypadków nie trwało tak długo.

Mocne słowa.

Ja po prostu chciałbym, aby kolarstwo mówiło jednym językiem. Obecnie nie mówi, co niestety psuje wizerunek kolarstwa. Mam nadzieję, że kiedy dojdzie w przyszłości do podobnej sprawy, to nie będzie ona tak długo trwała. Trzeba z niej wyciągnąć wnioski.

Coś lżejszego dla odmiany. Na Instagramie po zakończeniu pierwszej części sezonu zamieścił pan wpis, w którym podkreślił, że nastawiał się na klasyki, a wygrał dwie etapówki (Volta ao Algarve oraz Tirreno-Adriatico - przyp. red.). Czemu tak się stało?

Nie chcę w nieskończoność rozmawiać, analizować i lamentować nad klasykami. Starałem się, pracowałem z całych sił, zdaje się, że byłem w dobrej formie, ale brakowało tego błysku, aby powtórzyć sukcesy z 2017 roku. Natomiast fajnie było wygrać prestiżowe Tirreno, wygrać Algarve, wygrać mety pod górę.

Może właśnie zaczyna pan przekształcać się z Kwiatkowskiego specjalisty od wyścigów jednodniowych, w Kwiatkowskiego lidera zespołu na etapówki?

Nie lubię szufladkowania. Moją bardzo silną stroną jest wszechstronność. Cały czas pracuję nad tym, aby coraz lepiej się wspinać, coraz lepiej jeździć na czas. Tutaj mam największą możliwość progresu.

Skoro praca nad jazdą w górach i na czas, to pewnie z tyłu głowy jest marzenie o pozycji lidera na Wielkim Tourze?

Oczywiście, że to mam w głowie i marzę, że tak właśnie się stanie. Jednak nie mam ustalonej daty i miejsca. To zależy od wielu czynników i mam nadzieję, że w końcu przyjdzie. Robię sporo, aby właśnie się tak stało.

Jeżeli Froome wystartuje w Tour de France, to nie pojedzie Vuelty. Może wówczas będzie pan liderem Teamu Sky?

Myślę, że będzie nim Geraint Thomas.

Klasyki nie wyszły, ale nie może być mowy o negatywnej ocenie wiosny 2018. Statystyka nie kłamie: 16 wygranych Teamu Sky, w tym 4 pana. Całkiem nieźle.

Oczywiście to ważne, ale mnie bardziej cieszy, że czułem się naprawdę dobrze praktycznie w każdym moim starcie. Mam przejechane już kilka sezonów i wiem, że trzeba zachować spokój, nie ma co analizować każdego kilometra, trzeba po prostu poczekać na ten błysk, który na pewno przyjdzie.

Jakie plany na kolejne miesiące?

Wkrótce zgrupowanie wysokogórskie na Teneryfie, potem Criterium du Dauphine, mistrzostwa Polski, Tour de France, Vuelta a Espana i na koniec mistrzostwa świata.

Nie ma szans na udział w Tour de Pologne?

Oj, byłoby to bardzo trudne, by wystartować w naszym, polskim wyścigu. Jeszcze nigdy nie przejechałem - jeden po drugim - dwóch wielkich tourów. A takie zadanie czeka mnie właśnie w tym sezonie. Najpierw Francja, potem Hiszpania. Dlatego nie będę rozbudzał u kibiców w Polsce wielkich nadziei. Natomiast na pewno pojawię się na trasie TdP w roli gościa. Z wielką przyjemnością wpadnę, podobnie jak przed rokiem.

Panuje opinia, że mistrzostwa świata w Austrii są stworzone tylko dla najlepszych górali. Widział pan krótki film z rekonesansu trasy dokonanego przez Vincenzo Nibalego? Robią wrażenie te podjazdy?

Tak, widziałem. Jednak pamiętam, że straszyli nas podobnie przed igrzyskami olimpijskimi w Rio de Janeiro. I co? Wygrał Greg Van Avermaet, o którym można sporo powiedzieć, ale niekoniecznie, że jest wybitnym góralem.

Czyli niewykluczone, że powalczy pan o tęczową koszulkę?

Najważniejsze, aby polski kolarz walczył o medal. To nie musi być Kwiatkowski. Powinniśmy teraz skupić się na zdobywaniu punktów w rankingu UCI, aby móc wystawić jak największą ekipę. Potem przyjdzie czas na strategię. Nie gdybajmy, ważne będzie przede wszystkim kilka ostatnich tygodni przed MŚ.

Widzę, że to nie jest tak, iż pan się boi Alp i mówi od razu: "nie, dziękuję, mogę pomóc, ale nie liczcie, że będę liderem na MŚ, niech walczy Rafał Majka"?

Oczywiście, że nie. Poczekajmy. Zobaczymy, kto będzie w formie, w jakim będziemy zdrowiu. Pewnie tam już na miejscu razem z trenerem podejmiemy wspólnie strategiczne decyzje.

A propos. Kto jest obecnie selekcjonerem reprezentacji?

Piotr Wadecki.

Na pewno?

To znaczy?

Pytam, bo zamieszanie w Polskim Związku Kolarskim jest tak ogromne, że chyba nawet tak proste pytania nie mają łatwych odpowiedzi.

Hm… W zeszłych latach był Piotr, jestem z nim w stałym kontakcie, jechał nawet w Velo Toruń, więc była okazja, aby zamienić kilka słów i biorę za pewnik, że to on nadal piastuje to stanowisko.

Kontynuując temat krajowy. Mistrzostwa Polski w Ostródzie, wystartuje pan tylko w czasówce?

Jest szansa na start i w jeździe indywidualnej na czas, i w wyścigu ze startu wspólnego. Tour de France rozpoczyna się tydzień później niż zwykle, przez mistrzostwa świata w piłce nożnej, więc mogę podwójnie pościgać się w Ostródzie. Ale szczegółów jeszcze nie znam.

Nie zna pan, bo chyba ich nie ma. Wracamy więc znów do sytuacji w PZKol-u. Czy to jest zupełnie poza panem, czy jednak słyszy pan o tym, co dzieje się w związku?

W jakimś stopniu słyszę o tym, co dzieje się w PZKol, ale bardziej przez pryzmat Akademii Copernicus (którą Michał Kwiatkowski założył i współprowadzi - przyp. red.) i Szkoły Mistrzostwa Sportowego, bo przecież każdy polski klub i kolarska instytucja jest uzależniona w pewnym stopniu od związku. I nie mówię tutaj tylko o finansowaniu, którego zmieniły się tymczasowo zasady, ale też o atmosferze, która panuje wokół kolarstwa. Dlatego w jakimś stopniu to wszystko mnie też interesuje. Wierzę, że obecnie działający zarząd i nowy prezes mają ochotę i pomysł, aby unormować ciężką sytuację.

W międzynarodowym peletonie spotkał się pan z pytaniem, co tam się dzieje w tej Polsce? Czy to tylko nasza wewnętrzna sprawa?

Nie przypominam sobie teraz, na szybko, by ktoś o to pytał. Chyba nie było takiej dyskusji.

Mówił pan, że zamieszanie w PZKol-u odbiło się w jakimś stopniu na Akademii. Pan, jako kolarz, nie odczuł problemów?

Nie. Jestem zawodowcem, mam swój tok przygotowań i związek na tym etapie mojej kariery nie jest kluczowy, chociaż w młodszych kategoriach był i jest wciąż kluczowy dla młodych zawodników.

Problem by się pojawił - teoretyzuję - gdyby zawirowania spowodowały chaos podczas samych mistrzostw świata z powodów braku finansowania. Na przykład zabrakłoby autobusu, zaplecza hotelowego.

No tak, to są właśnie bezpośrednie zagrożenia dla nas, nawet zawodowców. Do tej pory nie spotkałem się z taką sytuacją i trzeba pamiętać, że w życiu trzeba sobie zawsze jakoś radzić, nie ma co się załamywać. Damy radę.

Mimo wszystko Polacy nie odwrócili się od kolarstwa. Prawie 2000 uczestników wyścigu, którego pan jest jednym ze współorganizatorów, robi wrażenie. To rekord Velo Toruń (zawody odbyły się 6.05. - przyp. red.).

Niesamowite, jak kolarstwo rozwija się w Polsce. To oczywiście impreza dla amatorów, ale dla mnie najważniejsze, że w Toruniu startuje wiele dzieciaków, które za kilka lat być może będą startowały na największych wyścigach świata. Velo Toruń i inne tego typu imprezy są niezwykle ważne. Przecież sam zaczynałem od startów w Mini Tour de Pologne. Zapraszam serdecznie na kolejne edycje Velo Toruń. Gwarantujemy wielkie, sportowe i zarazem rodzinne święto.

No i nie padło słowo "pomidor".

Przecież mówiłem, że nie boję się żadnego pytania.

ZOBACZ WIDEO Ależ to był mecz! Cztery gole, kartki i kontrowersje w El Clasico [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Jak oceniasz działania UCI wobec Chrisa Froome'a?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×