[tag=29233]
Michał Kwiatkowski[/tag] wygrał etap Jaworzno-Szczyrk, zakończony piekielnie trudnym podjazdem pod Orle Gniazdo. Polak z ekipy Sky - niczym profesor - wyczekał kolejne ataki (m.in. Richarda Carapaza) i w odpowiednim momencie "dokręcił" tak mocno, że nikt nie wytrzymał jego tempa. Najgroźniejsi rywale (Dylan Teuns, Simon Yates, Fabio Aru czy Thibaut Pinot) stracili od kilku do kilkunastu sekund. A jak ważna w Tour de Pologne jest każda sekunda przekonał się przed rokiem Rafał Majka, któremu do końcowego triumfu zabrakło... dwóch sekund.
Dzisiaj (8.08.) kolarzy czeka rywalizacja na trasie Wieliczka - Bielsko-Biała. My jednak jeszcze na moment wróćmy do emocji związanych z podjazdem pod Orle Gniazdo. Zwłaszcza, że tuż przed najważniejszymi momentami tego etapu doszło do niespodziewanej sytuacji. Sytuacji, która mogła zabrać Kwiatkowskiemu triumf.
- Oj, coś się dzieje chyba z rowerem Michała Kwiatkowskiego - na mniej więcej 9-10 km przed metą słowa Bartosza Huzarskiego, który relacjonuje TdP dla Telewizji Polskiej, nieco zasmuciły kibiców.
Rzeczywiście. "Kwiato" nerwowo coś poprawiał przy kierownicy, nieco zwolnił, widać było, że przekazuje komunikat do radia. Była obawa, że ma defekt, a chyba nie trzeba tłumaczyć, że to byłby nie tylko koniec marzeń o wygranej 4. etapu, ale również i całego wyścigu.
ZOBACZ WIDEO Wyjątkowe narty Andrzeja Bargiela. "Dodawały mi otuchy"
Po chwili niepewności Kwiatkowski opanował sytuację, wrócił do normalnej jazdy. Tak na około 4 km przed metą kamera z helikoptera pokazała, że coś chowa do kieszeni w koszulce.
- Wygląda na to, że uszkodził się uchwyt na licznik w rowerze Michała - dodał Huzarski.
Na mecie okazało się, że Kwiatkowski rzeczywiście zdjął licznik i ostatnie kilometry jechał bez kontroli nad najważniejszymi parametrami (prędkość, kadencja, moc, tętno, nachylenie, itd.). Oto dowód. Zdjęcie z oficjalnej strony TdP.
Zobacz.
Postanowiliśmy przeprowadzić małe "śledztwo". Wyjścia były dwa: albo rzeczywiście - jak przypuszczał Huzarski - zepsuł się lub poluzował uchwyt na licznik, albo awarii doznał sam komputer rowerowy.
Zajrzeliśmy do serwisu Strava, gdzie Kwiatkowski pokazuje kibicom swój każdy trening i każdy wyścig. Z mapy jasno wynika, że rzeczywiście licznik przestał działać na zjeździe z Salmopolu, na około 10 km przed metą.
Widać to na poniższym zdjęciu. Strzałką pokazujemy ostatni fragment, który jest linią prostą. Urządzenie po prostu przestało działać i zamiast zaznaczyć ślad, po którym faktycznie jechał kolarz, znalazło najkrótszą "drogę" - po drzewach, budynkach, itp.
Jedno jest pewne: licznik przestał działać (albo się zepsuł, albo... rozładowała bateria i się wyłączył). Pewne jest również to, że tym bardziej zwycięstwo Kwiatkowskiego trzeba uznać za wyjątkowe. Na ostatnim podjeździe walczył z rywalami bez znajomości podstawowych danych. Każdy, kto nawet rekreacyjnie jeździ po górach wie, że brak informacji choćby o kadencji stwarza spore problemy.