Nikołaj Szumow wygrał wyścig kolarski Grand Prix Mińska (149 km). Białoruskie zawody nie odbiłyby się większym echem nawet w Polsce, a co dopiero w Niemczech czy we Włoszech, gdyby nie zachowanie Marka Rutkiewicza na ostatnich metrach zawodów. Zawodnik Wibatechu Merx 7R, jeden z najbardziej utytułowanych polskich kolarzy (wielokrotnie zajmował czołowe miejsca w klasyfikacji generalnej Tour de Pologne) pędził w kierunku mety, miał przed sobą dosłownie "ostatnie metry" i… No właśnie, zwolnił, zaczął się oglądać do tyłu, w pewnym momencie nawet przestał kręcić korbą.
Ku zdziwieniu zgromadzonych białoruskich kibiców Rutkiewicz postanowił zaczekać na goniącego go Nikołaja Szumowa. Kiedy reprezentant gospodarzy go dopadł, razem pojechali w kierunku mety, ale na finiszu Polak nawet nie walczył. Oddał zwycięstwo Białorusinowi z zespołu Minsk Cycling Club.
Tutaj można obejrzeć tę sytuację.
Marek Rutkiewicz i dzisiejszy finisz Grand Prix Minsk (UCI 1.2). Bardzo ciekawe, na czym polegała taktyka Wibatechu na ten finisz.
— Olek Sieradzki (@oleksieradz) 19 sierpnia 2018
(@minskcycling) pic.twitter.com/x3TXR5hoyS
- Może stracił siły, może wiedział, że nie ma szans i rywal go dojdzie, a może po prostu źle się poczuł? - ktoś zapyta. Niestety, prawda jest bardziej brutalna.
ZOBACZ WIDEO Red Bull 400. Morderczy bieg na Wielką Krokiew. Małysz: "Ludzie padają ze zmęczenia"
Serwis rowery.org uzyskał od samego Rutkiewicza wyjaśnienie tej dziwnej sytuacji. - Pierwotnie mieliśmy w planie ścigać się w ten weekend w Pucharze MON. Jednak z powodu odwołania wyścigu zostaliśmy bez startów na tydzień przed Górskimi Szosowymi Mistrzostwami Polski - przyznał polski kolarz. - Szukaliśmy więc innych rozwiązań, ale nigdzie nie było już miejsca. Pomógł nam Branislau Samoilau, dzięki czemu dostaliśmy możliwość wzięcia udziału w dwóch klasykach na Białorusi. Drużyna z Mińska pomogła nam wszystko załatwić, więc chcieliśmy się odwdzięczyć.
Odwdzięczyć? Czyli to była swego rodzaju "zapłata" za to, że organizatorzy umożliwili Wibatechowi start w Mińsku, w ostatniej chwili? Kolejne słowa Rutkiewicza nie pozostawiają wątpliwości: - Wyszło tak, że podczas sobotniego wyścigu Maciej Paterski wygrał przed kolarzem z Mińska, a w niedzielę było odwrotnie. Na ostatnich kilometrach, kiedy jechałem na czele, widziałem, że goni mnie na solo Nikolał Szumow. Zaczekałem na niego i na finisz pojechaliśmy we dwóch.
Czyli skoro jednego dnia ograliśmy ekipę z Mińska, to następnego dnia musieliśmy im oddać wygraną - tak to naszym zdaniem zabrzmiało.
Polak na koniec dodał: - Nikt tu jednak nikomu nie sprzedał wyścigu, po prostu sobie pomogliśmy.
Sytuacja z ulic Mińska bardzo szybko znalazła się w rosyjskich, niemieckich i włoskich portalach. Głównie dzięki Olkowi Sieradzkiemu, który pokazał finisz na Twitterze. Niemiecki serwis radsport-news.com napisał o "kuriozalnych scenach" i "namacalnym skandalu". Włoski portal cicloweb.it w tytule użył zwrotu "Rutkiewicz dał zwycięstwo Szumowowi".
Sprawa podzieliła kolarskich dziennikarzy. Jedni uważają, że takie sytuacje w kolarstwie są całkiem normalne (podają wiele przykładów z historii), inni, że absolutnie nie powinny się zdarzać. Przepisy (a dokładniej pkt. 1.2.081 regulaminu Międzynarodowej Unii Kolarskiej) są w tym przypadku jednoznaczne:
"Zawodnicy powinni walczyć o sukces w sposób sportowy. Wszelkie zmowy lub zachowania, które mogą fałszować lub naruszać wizerunek zawodów są zabronione".
Za złamanie tego przepisu sędziowie mogą wykluczyć zawodnika z wyścigu lub nałożyć na niego karę w wysokości 200 franków szwajcarskich (nieco ponad 750 zł). O wiele bardziej dotkliwą karą dla Rutkiewicza i Wibatechu powinien być jednak niesmak, który pozostał po wyścigu w Mińsku.