Giro: Szmyd jeszcze walczy, Huzarski daje radę

Miło wspomina medialne zainteresowanie swoją osobą Sylwester Szmyd (Liquigas). Na trasie najtrudniejszego etapu tegorocznego Giro d'Italia, do Monte Petrano, jechał z tyłu, ale mimo wszystko gorąco dopingowali go kibice, którzy nie mieli problemów z jego identyfikacją.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

Bydgoszczanin, jeden z dwóch naszych rodaków w Giro na stulecie, jest "tylko" pomocnikiem Franka Pellizottiego i Ivana Basso, ale jego rola w ekipie Liquigas jest nie do przeceniania. Mówi o tym Roberto Amadio, generalny manager włoskiej grupy.

Ósmy z rzędu start w Giro pozwolił Szmydowi zapisać się już w pamięci fanów kolarstwa. - Jechałem sam, a tu kibice biegają wokół mnie, machają flagami, pozdrawiają i zagrzewają do jazdy z imienia i nazwiska - cytuje jego słowa "Przegląd Sportowy".

Mimo trudnej sytuacji na pięć etapów przed zakończeniem "różowego wyścigu" (Pellizotti i Basso tracą do Mienszowa, lidera, ponad trzy minuty) w Liquigas wciąż atmosfera gotowości bojowej. - Nie mówimy o podium. Tutaj zawsze walczy się o zwycięstwo - ciągnie Szmyd. - Będzie ciężko, tym bardziej, że pozostałe górskie etapy nie są z kategorii "niemożliwe do przejechania" - tłumaczy.

Tymczasem Bartosz Huzarski (ISD), debiutant w Giro, który korzysta z doświadczeń Szmyda, nie jest zbytnio zadowolony ze swojej dyspozycji w ostatnich dniach. - Liczyłem na troszkę lepszą swoją postawę - pisze na swojej stronie internetowej. - Ambicji nie brakuje, noga też się w miarę kręci, co sam sobie udowodniłem na etapie do Bolonii [uciekał tam]. Ciągle coś jednak nie trybi.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×