Szmyd: Chciało mi się wymiotować, ale spełniłem swój sen

Frederikowi Willemsowi, partnerowi z Liquigas, i Alejandowi Valverde, mistrzowi Hiszpanii, dziękował Sylwester Szmyd po pierwszym zwycięstwie w karierze, na mitycznej Wietrznej Górze we francuskiej Prowansji.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

Rozemocjonowany Polak na kilkaset metrów przed metą prawie się zatrzymał. - Czułem wielkie ciśnienie, bo wiedziałem, że mogę wygrać, choć będzie to skomplikowane - powiedział po najgłośniejszym dniu w swojej karierze. - W końcówce chciało mi się wymiotować, ale się jeszcze ruszyłem. Valverde zachował się jak wielki człowiek - skomentował gest lidera Caisse d'Epargne, który poczekał na rywala-kolegę.

Nie było polsko-hiszpańskich uzgodnień co do finiszu. - To było naturalne. Mieliśmy tam wygrać obaj: on wziąć żółtą koszulkę i wiedziałem, że to było dla niego kluczowe. Z mojej strony ważna była wygrana etapowa i Alejandro zdawał sobie z tego doskonale sprawę, bo wygrał tak wiele wyścigów w swojej karierze - tłumaczył Szmyd.

Przyznał, że na etap piąty kierownictwo zespołu nie przygotowało żadnej taktyki. - Było to dosyć niezorganizowane - stwierdził. Po ataku, na 13 km przed metą, Szmyd odjechał od grupy faworytów wyścigu, dołączając do Willemsa, który właśnie opadł z sił po udziale w ucieczce. - Rozmawiałem z nim na etapie i powiedział, że nie miał już nóg. To szczęście, że tam był, to dało mi przewagę. Spróbowałem swojego szczęścia - relacjonował Polak. - Gdybym miał 30-40 sekund nad grupą mocniejszych Contadora albo Evansa, wiedziałem, że mogę wygrać. W przypadku zostania z nimi, nie nadążyłbym - zdawał sprawę.

Potwierdził, że są dwa wyścigi w sezonie, kiedy walczy o pozycję w klasyfikacji generalnej: Dookoła Romandii (był 13. w maju) i Dauphiné Libéré. Wyżej od niego w "generalce" jest tam na trzy etapy przed końcem tylko Vincenzo Nibali. Kapitan zespołu, Ivan Basso, wycofał się po etapie na Ventoux. - Na najważniejszych imprezach, takich jak Vuelta [a España], Giro [d'Italia] i Tour de France pracuję dla mojego lidera. Tak było z [Damiano] Cunego, Basso, a nawet [Gilberto] Simonim. W takich wyścigach jak Dauphiné nasi liderzy dają nam więcej swobody, by się pokazać, by wygrać - tłumaczył zasady funkcjonowania profesjonalnej grupy kolarskiej.

Szmyd nie zgodził się ze stwierdzeniem, że Basso sobie nie radzi. - Ma za sobą znakomity wyścig Dookoła Włoch - mówił Polak o niedawno zakończonym Giro, kiedy w efektowny sposób wspomagał w górach swojego kapitana. - Po tylu latach bez rywalizacji trudno mu wrócić na najwyższy poziom - ocenił zdyskwalifikowanego na dwa lata za doping Basso, z którym dziś dzieli pokój w hotelu.

Po triumfie na Wietrznej Górze nie chciał być porównywany z Włochem. - Są dni, kiedy tracę [do zwycięzcy] po 35 minut, a kiedy indziej jestem na czele. Nie jestem lepszy od Ivana tylko dlatego, że wygrałem na Ventoux, bo ja mogę wybierać i z czegoś rezygnować - przyznał.

Trzeci raz bydgoszczanin podjął próbę zdobycia mitycznej góry Ventoux, która trzynaście razy, a dziesięć podjazdem od najtrudniejszej strony, znalazła się na trasie Tour de France. - Trzy lata temu zostałem złapany. W 2007 roku [Christophe] Moreau zostawił mnie za plecami - przypomniał. - Śmieję się, że biorąc udział w Giro d'Italia, przygotowuję się do startu w Criterium [du Dauphiné Libéré] - powiedział z uśmiechem na ustach najlepszy polski szosowiec.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×