Kolarstwo. Wygrywał Tour de France i Giro d'Italia. Teraz zostanie błogosławionym?
70 lat temu Gino Bartali był w Europie bohaterem, dzisiaj powiedzielibyśmy: celebrytą. Jego popularność osiągnęła taki poziom, że papież regularnie wspominał o nim w swoich kazaniach.
- Jako człowiek prawy, rozmodlony był stawiany za wzór sportowca. Nigdy nie zdejmował z szyi szkaplerza karmelitańskiego, a po zwycięstwie w Tour de France pożegnał na paryskim stadionie Parc des Princes kibicujących na jego cześć 50 tysięcy kibiców i poszedł się pomodlić w katedrze Notre Dame - wylicza Konsultor watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych o. Szczepan T. Praśkiewicz.
"Gino Pobożny"
Bartali (urodził się w 1914 roku, zmarł w 2000) od zawsze był symbolem religijnej części Włoch. Jeszcze będąc czynnym kolarzem był tak popularny i kochany przez rodaków, że - jak pisze Colin O'Brien w książce "Giro d'Italia. Historia najpiękniejszego kolarskiego wyścigu świata" - "papież wspominał o nim w swoich kazaniach".
Ale Bartali to nie tylko wspaniały sportowiec. To także bohater. W czasie II wojny światowej uratował wiele ludzkich istnień. - Odegrał ważną rolę w ratowaniu Żydów za pośrednictwem sieci stworzonej przez Elię Dalla Costę, kardynała Florencji - można przeczytać w książce Angelo de Lorenziego p.t. "Gino Bartali. Święty na rowerze".
Niemcy go częstowali, on walczył z faszyzmem
"Elia Dala Costa powierzył kolarzowi tajną misję: miał we wsporniku siodełka szmuglować dokumenty i dostarczać je siatce partyzantów z Asyżu, którzy wykorzystywali je do ratowania żydowskich rodzin" - pisze O'Brien.
- Zakładał koszulkę ze swoim nazwiskiem, a strażnicy niemieccy na posterunkach kontrolnych pozdrawiali mistrza, prosili o autografy i życzyli udanego treningu - dodaje o. Praśkiewicz.
Nie mieli pojęcia, że Bartali wykorzystuje swoją sławę do walki z faszyzmem. Nie kontrolowali go, raczej dopingowali i pozdrawiali. Często ucinali sobie z nim miłą pogawędkę, a nawet częstowali kanapkami czy kawą. Włoski kolarz zachowywał natomiast zimną krew i ratował kolejne rodziny. W latach 1943-44 dzięki niemu udało się ocalić życie setkom, jak nie tysiącom Żydów.
Chronił żonę, rodzinę
Kolejne misje kolarza były owiane taką gęstą tajemnicą, że Bartali nie powiedział nic nawet swojej rodzinie. A był z nią związany bardzo mocno. Miał jedną żonę, spędzili razem 60 lat. Kiedy Niemcy w końcu go zdemaskowali i aresztowali, to po kilku dniach wypuścili. Najprawdopodobniej włoski Kościół użył swoich wpływów. Włoch został wypuszczony, ale nie mógł szmuglować już dokumentów.
Z obawy o bezpieczeństwo rodziny nie zdradził prawdziwego powodu aresztowania. "Jego udział w tej misji był utrzymywany w tajemnicy jeszcze przez kilkadziesiąt lat po wojnie (...) Sam Bartali opowiedział tę historię dopiero w ostatnich latach swojego życia" - przeczytamy w książce O'Briena.Zapobiegł wybuchowi wojny?
Wcześniej, w 2005 roku, Bartali został uhonorowany przez ówczesnego prezydenta Włoch - Carlo Azeglio Ciampiego. Polityk odznaczył sportowca pośmiertnie za "sukcesy sportowe oraz działalność na rzecz drugiego człowieka".
W 1948 roku Włoch wygrał w Tour de France, dziesięć lat po pierwszym triumfie w tym najważniejszym wyścigu świata. "Niektórzy historycy uważają nawet, że ten sukces z 1948 roku odwrócił uwagę opętanych na punkcie sportu Włochów i zapobiegł wybuchowi wojny domowej" - twierdzi w swojej książce O'Brien.
- Coś w tym jest - twierdzą przedstawiciele włoskiego Kościoła.
"Jego życie było świętością" - można przeczytać w "Gino Bartali. Święty na rowerze".
Czytaj także: W czasach PRL-u, podczas telewizyjnej relacji na żywo, oskarżył radzieckiego rywala o bandytyzm. Wywołał skandal >>
Czytaj także: Czarnobyl: tej historii nie znaliście. Polscy sportowcy pojechali w "wyścigu śmierci" >>