- Moim szczęściem było to, że wskoczyłem na krawężnik. W innym wypadku... - nie dokończył Fabian Cancellara (Saxo Bank). Obronienie przez niego żółtej koszulki leżało w interesie... Astany.
- Zadecydowałem, że Popowycz i Zubeldia na 10 przed metą będą pracowali, by utrudnić sprawę innym ekipom i by Cancellara zatrzymał koszulkę również po jeździe drużynowej na czas, co będzie dobrą dla nas sytuacją - powiedział Johan Bruyneel, manager Astany.
Kompan Cancellary, Andy Schleck nie był w dobrym nastroju: - Będziemy wieczorem rozmawiali o tym, co nastąpiło. Ale było bardzo nerwowo - powiedział młodszy z luksemburskich braci.
W napędzanej siłami Columbii czołowej grupie, która odłączyła się od reszty na 30 km przed metą było jedno szczególnie znane nazwisko: Lance Armstrong. - Zyskałem wartościowy czas. Ale będzie to miało małe znaczenie w obliczu kolejnych trzech tygodni - stwierdził.
Armstrong zdenerwował się pytaniem o swoją obecność w odjeździe. - Wygrałem Tour de France siedem razy; dlaczego nie miałbym jechać na czele. To bez sensu, dlaczego nie miałbym jechać na czele - powtórzył.
Cały dzień, jak mówi Bruyneel, studiowali mapę w ekipie Astana. - Wiało w dokładnie odwrotną stronę niż się spodziewaliśmy. Czasami takie rzeczy się dzieją. To był niespodziewany moment, ale normalne, że wszyscy faworyci są zaskoczeni. Nikt tego nie oczekiwał - powiedział Belg.
Lider kazachskiej ekipy, Alberto Contador nie chciał komentować taktyki zespołu. - Każdy niech wyciągnie własne wnioski - odrzekł. - Tour nie zależy od tego, co wydarzyło się dzisiaj. Różnice nie są jeszcze na tyle istotne. W każdym razie zajmujemy dobre pozycje w klasyfikacji generalnej, bo mamy trzech ludzi na przodzie i innych, którzy mają utrzymać tę sytuację - wyjaśnił.
Carlos Sastre (Cervélo): - To był dzień z wielkim wiatrem. Popełniłem błąd zostając w odpowiednim na odjazd momencie, a moi koledzy zostali ze mną dla mnie. To była niebezpieczna sytuacja ta druga grupa - stwierdził zwycięzca sprzed roku.
Nie rozpaczał Erik Breukink, manager Rabobanku, zespołu Denisa Mienszowa. - Nie jest źle, bo oprócz Armstronga wszyscy faworyci byli w grupie z Mienszowem. Każdy był zaskoczony odskokiem Columbii - powiedział. - Miejsce w pierwszej piątce będzie naprawdę dobrym wynikiem - zapowiedział wtorkową drużynową czasówką.
Moment odłączenia się czołówki relacjonował na mecie Francuz Christophe Le Mevel. - Byłem na kole Contadora. Na przodzie było 29 gości, a Contador był może 31. albo 30. On stanowił granicę. Widziałem tę przerwę, jaka się tworzyła i która miała już nie zostać wypełniona. Potem zaczęła się lekka panika, ale wielu liderów został uwięzionych, nie tylko Contador - powiedział zawodnik Française des Jeux.
Według Marka Cavendisha operacja oddzielenia się od peletonu nie była planowana. - Nawet dziesięć minut wcześniej, a tym bardziej rano. Ale wiedzieliśmy, że będzie wietrznie - powiedział zwycięzca etapowy. Wszystko przeprowadził Australijczyk Michael Rogers.
- To, że akurat my dostaliśmy się na przód jest logiczne, bo nikt inny nie ścigał uciekinierów. Myśleli już chyba o drużynowej czasówce - ironizował Cavendish.
Szczegóły operacji "Odjazd" zdradził Rogers, mistrz Australii w jeździe na czas i były trzykrotny mistrz świata w tej specjalności. - Inne zespoły nie pomagały nam w ściganiu uciekinierów. Po właściwym ruchu znaleźliśmy boczny wiatr. Poprosiłem kolegów, byśmy przycisnęli przez 5 km. Wypracowaliśmy dystans i tak to się potoczyło - powiedział.
- Ostatni kilometr był trudny, ponieważ mieliśmy wiatr - powiedział Cavendish. - Tony Martin i Mark Renshaw pracowali jednak perfekcyjnie. Mark Renshaw był w stanie zachować swoją prędkość mimo wiatru - chwalił Australijczyka. "Pociąg" Columbii nie został zatrzymany przez ekipy Garmin i Saxo Bank.
Ładnie podsumował wydarzenia Cadel Evans (Silence-Lotto), dwukrotnie drugi w Tour de France, trzykrotnie drugi w Dauphiné Libéré. - Lance Armstrong zaprezentował swoje doświadczenie, Columbia potwierdziła swoją klasę.