- Nie uszanowałem gości, którzy byli na czele poprzedniej edycji Tour de France - kajał się na konferencji w Perpignan Armstrong, który powiedział, że zwycięstwo Sastre w roku ubiegłym było "prawdziwym żartem".
- Dzisiaj [środa] rano spotkałem Armstronga przed startem i pogratulowałem mu zwycięstwa jego ekipy w Montpellier. Wtedy on przeprosił za komentarze i za to co napisał o moim triumfie w zeszłym roku - zdradził Hiszpan. - To było ważne, bo przywrócił w moich oczach szacunek, jakim go zawsze darzyłem - dodał.
Hiszpańskie akcenty będą uwypuklone w czwartek, bo peleton wyjeżdża za południową granicę. - Jestem dumny, że jedziemy do Hiszpanii, bo to zawsze przyjemność być we własnym kraju, gdzie ma się swoich kibiców - mówi Alberto Contador (Astana).
- Chcę spróbować się w górach, bo to mój teren. Mam dobre odczucia, ale trzeba je jeszcze potwierdzić. Arcalis [w piątek] jest dobrym miejscem na zwycięstwo, ale teraz chciałbym pomyśleć o tym, co zdarzy się jutro - mówi o czwartkowym etapie trzeci zawodnik klasyfikacji generalnej.
Zwycięzca Touru sprzed dwóch lat jest niezwykle ukontentowany pozycją swoją i zespołu. - Sytuacja jest bardzo dobra. Nie uwierzyłbym, gdyby ktoś powiedział mi przed wyścigiem, że będziemy wyjeżdżali do Barcelony z taką przewagą - mówi. Contador stwierdził, że końcówka etapu w Barcelonie nie "żąda" od Armstronga zwycięstwa tamże.
Wracając do Armstronga to został wybrany on do kontroli antydopingowej po piątym etapie. - Nie ma nic do szukania, nie jestem głupi - przyznał, po czym przeszedł do wyścigu. - To był interesujący dzień, ponieważ każdy oczekiwał wiatru wiedząc w jakim rejonie jesteśmy i pamiętając o tym, co zdarzyło się dwa dni temu [w poniedziałek]. Kto by pomyślał, że peleton się rozbije, potem znów połączy, a w końcu i tak nie dogonimy ucieczki? Powiedziałem dzisiaj do Contadora, że to będzie skomplikowany dzień, więc może zdał sobie sprawę z tego jak to działa ten Tour de France - mówił Teksańczyk.
Thomas zdrowy
- On nie jest jak wszyscy. Thomas jest o wiele zdrowszy, bardzo profesjonalny - mówi obchodzący w środę 53. urodziny Jean-René Bernaudeau, szef Bouygues Telecom. - Wygrał wspaniale, inteligentnie. I tak jak w 2004 roku założył żółtą koszulkę, również w dniu moich urodzin - przypomniał twórca ekipy Bonjour, z którą pod różnymi nazwami od początku zawodowej kariery związany jest Voeckler.
Z sukcesu 30-latka z Alzacji cieszyła się cała ekipa. - To dobre dla całego zespołu, bo zdejmuje z nas trochę presji. Teraz możemy cieszyć się i kontynuować wyścig tak jakby się dopiero zaczął - mówi Pierrick Fédrigo, inny zwycięzca etapowy Tour de France reprezentujący barwy Bouygues Telecom.
Zwykle w swoich ucieczkach Voeckler był łapany nawet na ostatnim kilometrze i dlatego trudno mu było uwierzyć, że tym razem po kolejnym ataku odniesie etapowe zwycięstwo. Thomas Voeckler stał się w środę bohaterem Francuzów.
Na ostatnim kilometrze wielokrotnie obracał się sprawdzić jak daleko jest peleton. W narodowym tourze powrócił do pięknych chwil z 2004 roku, kiedy dziewięć dni jechał w żółtej koszulce, choć dopiero teraz wygrał swój pierwszy etap w Wielkiej Pętli.
- Nie wierzyłem nawet w to, że naszej ucieczki nie złapie pościg. Mieliśmy przecież 35 s przewagi na 30 km przed metą. Poza tym wiedziałem, że Hutarowicz jest najszybszy z nas na finiszu. Ignatiew z kolei nie jest znany ze swojego zmysłu taktycznego, a siły fizycznej. Kiedy obaj zaatakowaliśmy powiedziałem: "Wszyscy przegramy". Kiedy jeden obejmuje prowadzenie na wietrze, trudno jest również tym z tyłu. Na rondzie ich trzech [Hutarowicz, Ignatiew, Timmer] poszli bardzo szeroko, a ja zaatakowałem ścinając drogę. Chwilę mnie obserwowali, a ja dałem wtedy z siebie wszystko - relacjonuje.
Co pomyślał sobie przed przekroczeniem linii mety? - Obróciłem się ostatni raz i powiedziałem: "Tak długo po to jechałem". Fajnie jest się cieszyć - mówi.
Ignatiew zawiedziony
Co z faworytami? - Tour się jeszcze nie skończył - przekonuje Cadel Evans (Silence-Lotto), dwukrotnie drugi w Wielkiej Pętli, który po pięciu etapach traci do Cancellary prawie trzy minuty. - Nigdy nie znajdowałem się w takiej sytuacji przed górskimi etapami, więc zobaczymy co się wydarzy - mówi Australijczyk.
Na kolejną szansę na sprint czeka natomiast Gerald Ciolek (Milram), który miał mechaniczne problemy na 20 km przed metą. - Wiatr utrudnia sprawę każdemu - twierdzi niemiecki specjalista od finiszu.
Miano najbardziej walecznego zawodnika etapu przypadło Ignatiewowi. - Jestem zadowolony z tej nagrody, ale jestem niezadowolony, że nie wygrałem etapu. Nie mogę być nastawiony na drugie miejsce. Wiatr pomógł naszej ucieczce - przyznał mistrz olimpijski z toru w Atenach.