Na dziesiątym etapie były dwie znaczące kraksy: jedna poważna Kurta-Asle Arvesena (Saxo Bank), a kolejna na zakręcie na ostatnim kilometrze. Nie było jednak popadania w skrajność i obarczania winą na te wypadki braku słuchawek w uszach zawodników.
- Nie powinniśmy dramatyzować. Nie było strajku, który się już zdarzał w Tour de France. Nie było też obaw o neutralizację etapu. Byliśmy niezadowoleni z tego, że decyzję o zakazie używania słuchawek podjęto bez konsultacji z głosem większości zespołów - wyjaśnił Vincent Lavenu, manager Ag2r.
- W każdym razie etap przejechaliśmy ze średnią ponad 40,7 km/h, a na koniec obejrzeliśmy wyśmienity sprint, który przecież był zakładany, a trasa jakby stworzona dla Cavendisha. Oczywiście gdyby obyło się bez kontrowersji, to zespoły znalazłyby w sobie więcej motywacji do ataku - powiedział szef francuskiej ekipy.
Liczba zespołów, które sprzeciwiają się zakazowi używania komunikacji radiowej w peletonie powiększyła się do szesnastu, bo do grupy "buntowników" dołączyły Skil-Shimano i Agritubel. Nie sformalizowały swojego sprzeciwu amerykański Garmin, a także francuskie Cofidis, Française des Jeux i Bouygues Telecom.
Mocne słowa padły z ust Erica Boyer, managera Cofidisu. - Jestem zażenowany kolarstwem. Ci ludzie je zniszczą - powiedział w stronę szefów wielkich ekip.
- W poniedziałek spotkaliśmy się, proponując takie rozwiązanie, by zrezygnować z zakazu używania słuchawek w piątek, a przetestować to rozwiązanie podczas GP Plouay [23 sierpnia]. UCI jednak nie zgodziła i zagroziła karami - zdradził Lavenu.
- Z czy bez radia, wynik był znany od rana - nie owijał w bawełnę Johan Bruyneel, manager Astany. - Scenariusz był do przewidzenia: ucieczka została złapana na dwa kilometry przed metą i wygrał Cavendish - przyznał Belg.
Swoje trzy grosze dorzucił Benoît Vaugrenard, członek czteroosobowej ucieczki. - Liderzy wielkich ekipy chcą mieć komunikację słuchawkową. Powinni jednak zrobić to co my, czyli przestudiować trasę w książce wyścigu, tak jak my - przyznał.
- To nie było irytujące. Tego oczekiwaliśmy. Daliśmy z siebie wszystko na 20 km przed metą - powiedział Thierry Hupond (Skil-Shimano), kolejny z kolarzy, którzy odjechali na początku kolumnie.
- To byl z pewnością jeden z najcichszych dni, jakich doświadczyłem w tych więcej niż dziesięciu Tourach. Rozkręcił się dopiero w końcówce - powiedział Lance Armstrong.
Teksańczyk myśli, że zawodnicy mimo wszystko w piątek wystartują z podłączoną komunikację radiową na drugim z etapów testowych. Zdecydowanie zapewnił, że wszystko pójdzie zgodnie z założonym planem Martin Bruin z Międzynarodowej Unii Kolarskiej.
Triumfują bez słuchawek
Mark Cavenish (Columbia) nie potrzebował najnowszej techniki do wygrania swojego trzeciego etapu w tym Tour de France. - Było lekkie nachylenie i z tymi zakrętami wiedzieliśmy, że musimy zostać na przodzie. Poszedł George [Hincapie], potem Mark [Renshaw]. Bałem się, że ktoś wyskoczy mi zza pleców, tak jak Petacchi w Giro. Teraz mówię sobie: "Jeśli masz wątpliwości, wal do przodu" - relacjonował końcówkę.
Cav' nie sądzi, że w tym roku ma mniej szans na sprint niż w sezonie ubiegłym. - Celowałem tutaj w siedem dni, może osiem. To sporo. Byłem zachwycony podczas prezentacji tego Touru. Ciężkie trasy tu są. Ten rok jest jednak dobry dla mnie i innych czystych sprinterów - powiedział.
Przegrany na finiszu (po raz kolejny) Thor Hushovd nie znajdował słów podczas analizy finiszu dla francuskiej telewizji. - On był bardzo, bardzo szybki. Jego zespół był bardzo, bardzo mocny - przyznał Cavendishowi.
Dla lidera wyścigu Rinalda Nocentiniego (Ag2r) wtorek był najłatwiejszym dniem w żółtej koszulce. - To był dobry dzień, o wiele spokojniejszy od dwóch poprzednich etapów. To bardzo emocjonujące, świetne uczucie mieć ten trykot na sobie. Ciągle są jeszcze dwa płaskie etapy, więc powinno być ok, ale piątek będzie o wiele trudniejszy. Wciąż wierzę jednak, że będę miał koszulkę na ramionach również w piątkowe popołudnie - powiedział Włoch, drugi najmłodszy z dziesięciorga dzieci w rodzinie.