Schleckowie stracili głównego pomocnika - komentarze po 16. etapie Tour de France

O takim zwycięstwie jak we wtorek w Bourg Sain Maurice marzył przez całą karierę Mikel Astarloza, który podkreśla rolę zespołu, ale także Kraju Basków, skąd wywodzi się Euskaltel-Euskadi.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

29-letni Astarloza odniósł drugie zwycięstwo w karierze. - Od kiedy jeżdżę na rowerze tak wiele razy atakowałem. Nikt nie może temu zaprzeczyć. Nie jest to może coś, co powinienem mówić, ale zasłużyłem na to zwycięstwo - przyznał.

- Wiem, że nie jestem dobrym sprinterem, dlatego zawsze staram się atakować w takiej odległości, by wygrać bez walki na finiszu - tłumaczy. - Byłem z trzema zawodnikami na Małym Św. Bernardzie, pierwszy próbując zjeżdżać, bo nie lubię oglądać pleców innych. Na dwa kilometry przed metą zdecydowałem się jechać samemu i nie oglądać się - relacjonuje.

- Byłem już dziewiąty w Tourze [2007] i dziś przypominam sobie tamtą dyspozycję. Kiedy wjeżdżałem samotnie na linię mety, przez myśl przeszły mi te wszystkie lata, kiedy marzyłem o takim momencie - mówił.

Pięć lat spędził Astarloza we francuskim zespole Ag2r. - To było świetne doświadczenie. Przejechałem cztery razy Tour de France w barwach tej ekipy, w której się wiele nauczyłem. Mając 27 lat, już w dojrzałym wieku, przeszedłem do Euskaltel - przypomina.

- Wszyscy moi partnerzy wciąż dla mnie pracują, więc im dedykuje to zwycięstwo - powiedział kierując podziękowania w pierwszej kolejności do Igora Antona i Gorki Verdugo. - W Euskaltel-Euskadi występujemy nie tylko dla ekipy, ale i dla kraju - powiedział Bask, który mówi po hiszpańsku, choć nie wszyscy ludzie z jego stron uznają zwierzchnictwo Madrytu.

Armstrong i dzieciaki

Liderujący Alberto Contador zdradził, że inaczej dzieje się od wtorku w zespole Astany. - Rozmawiamy ze sobą wiele razy w czasie wyścigu - mówi madrytczyk.

Na podjeździe pod przełęcz Małego Św. Bernarda na chwilę stracił kontakt z faworytami po przyspieszeniu braci Schlecków Lance Armstrong. - To było niespodzianka, ale mieliśmy w przodzie Alberta i Andreasa [Klödena]. W tamtym momencie nie miałem nic do roboty, więc zostałem z drugą grupą. Kiedy zrobiło się bardziej stromo zdecydowałem się ruszyć. Nie myślałem, że pójdzie tak szybko, ale czułem się dobrze. Oczekiwałem, że podjazd jest na tyle stromy, że nikt za mną nie pojedzie - przyznał.

Bez wątpienia Teksańczyk, siedmiokrotny król Touru, czuje się weteranem. - Ciągle powtarzam, że nie jestem w stanie przyspieszać jak te dzieciaki - mówi o swoich znacznie młodszych rywalach.

Jednym z nich z pewnością jest Andy Schleck, lider klasyfikacji młodzieżowej. We wtorek na zjeździe z Małego Św. Bernarda stracili wspólnie z bratem Fränkiem potłuczonego po upadku Jensa Voigta, ich pomocnika numer jeden w górach, który na trzy-cztery minuty stracił przytomność i został zabrany do szpitala.

- Widziałem po wypadku, że wyglądał bardzo źle - mówi Bjarne Riis, team manager Saxo Bank. - Nie jest miło tracić takiego kolarza, ale to są rzeczy, które dzieją się w wyścigu i musimy je zaakceptować. Na teraz martwię się zdrowiem Jensa - mówi triumfator Touru z 1996 roku.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×