- Nie chcę być arogancki, ale wspinałem się za najlepszym - mówi Andy Schleck o Albercie Contadorze. - Zobaczymy na Ventoux - zapowiada. Jest rzeczą pewną, że bracia stracą czas do hiszpańskiego lidera w czwartek na etapie jazdy na czas. - Odrobimy to na Ventoux - zapewnia Fränk. - Ale tam finisz będzie należał do mnie - śmieje się Andy.
Na ostatnich metrach prowadzący zjazd na metę Andy oddał etapowe zwycięstwo. - Jestem tak dumny z brata i z zespołu. Rano spotkanie z ekipą zaczęło się od dobrych wieści o Jensie Voigcie. Potem wiedzieliśmy, że nie mamy nic do stracenia. Andy powiedział: "Spróbujemy". On mnie motywował - mówi Fränk.
Według Andy'ego Bjarne Riis, manager Saxo Bank, codziennie ma inny plan działania. Fränk często spogląda na brata, bo sam nie miał radia. - Byłem nerwowy. Wiedziałem, że to był etap dla wypracowania różnic czasowych. Trzy kilometry od przełęczy Colombière powiedziałem Fränkowi: "Ja pójdę na czoło tego zjazdu, a ty weźmiesz etap". Widać było bowiem, że jest najmocniejszy w górach - mówi Andy.
Młodszy z braci nie myślał o solowym ataku. - Contador by za mną poszedł i nie wiadomo jak wtedy zareagowałby Fränk - mówi drugi zawodnik Giro d'Italia 2007. Fränk szansę na żółtą koszulkę opiera na tym, że Contador stracił już dobrą sytuację w górach: w marcu w wyścigu Paryż-Nicea.
- Wiadomo, że jest mocny i będzie trudno go pokonać. Ale on pozostaje człowiekiem i może popełnić błędy. Musimy być czujni i wykorzystywać sytuacje - wyjaśnia starszy z synów Johnny'ego Schlecka, byłego zawodowca.
Wielki dzień Saxo Bank
Niezadowolony nie mógł być w środę Bjarne Riis. - To był wyjątkowy dzień, jeden z najpiękniejszych w moim życiu jako dyrektora sportowego - powiedział team manager Saxo Bank.
- Przez cały Tour wszystko dążyło do tego dnia, bo wiedzieliśmy, że przełęcze Romme i Colombière są bardzo trudne. Chcieliśmy tu zaatakować, poruszyć wyścig, oczekiwaliśmy tego rano i zwyciężyliśmy - mówi Duńczyk.
- Wczoraj [we wtorek] Jens [Voigt] miał poważny wypadek, ale gdy zdarzają się takie rzeczy, wszyscy się zbieramy, dyskutujemy, ignorujemy przeszkody i chcemy być mocniejsi. Myślę, że to nasza siła - tłumaczy triumfator Wielkiej Pętli z 1996 roku.
Contador zna angielski
- Jeżeli Andreas straci miejsce na podium w czasie poniżej dwóch minut, to będziemy wiedzieli, gdzie je stracił - zauważa Levi Leipheimer, który swoją przygodę z Tourem po złamaniu nadgarstka już w tym roku zakończył. Andreas Klöden po straceniu kontaktu z Contadorem na Colombière stracił do lidera, spadając na piąte miejsce w klasyfikacji generalnej.
Contador stwierdził, że chciał pozwolić Niemcowi wygrać etap w środę. - W czasie wyścigu Johan [Bruyneel, manager Astany] powiedział byśmy ze sobą rozmawiali. Mówiłem Andreasowi, że chcę atakować. Odparł: "Tak, jeżeli chcesz". Myślałem, że mogę pojechać sam, albo z Andym [Schleckiem]. Kiedy zobaczyłem, że Andre został, zdecydowałem się na niego poczekać - mówi mistrz z Pinto.
Według Leipheimera Klöden i Contador mogli się źle zrozumieć, choć, jak mówi Amerykanin, mogę was przekonać, że oni mówią po angielsku.
- Poprosili mnie, żebym pracował również dla zwiększenia różnic, ale odmówiłem, bo z tyłu byli moi koledzy - zdradził Contador. - [Bradley] Wiggins będzie głównym rywalem w jeździe na czas jutro [w czwartek]. Myślę, że różnice są komfortowe - dodał.
"Lekcja życia"
Obecny podczas etapu w czerwonym samochodzie dyrektora wyścigu Nicolas Sarkozy, prezydent Republiki, mówił wiele o Armstrongu. - Wygrał siedem razy Tour de France, ma 37 lat i ducha młodego mężczyzny. Myślę, że to szczególna lekcja życia. Ma tutaj możliwość bawienia się i promowania swojej fundacji. Sam Bóg wie, że musimy walczyć z tym choróbskiem raka. On daje ludziom nadzieję - mówi Sarkozy.
- Myślę, że Tour jest ofiarą dopingu, a sam jest niewinny. Odpowiedzialni za wyścig próbują robić wszystko, by przekonać, że ten Tour jest czystym Tourem - powiedziała głowa państwa, w którym odbywa się największa impreza kolarska świata.
Skrajności w Cervélo
Środa był najpiękniejszym na rowerze dniem w życiu Thora Hushovda (Cervélo), który dzięki samotnej ucieczce zyskał kolejne punkty do klasyfikacji punktowej i jest już bardzo blisko wywalczenia po raz drugi w karierze zielonej koszulki. Mniej zadowolony był jego lider, Carlos Sastre, którego ledwo kręcącego pedałami próbował jeszcze wspomagać podczas wspinaczki na przełęcz Romme.
Nieźle poradził sobie na siedemnastym etapie Christophe Moreau, kiedyś wielka nadzieja Francuzów, dziś lider Agritubel, a od przyszłego sezonu zawodnik Caisse d'Epargne. - W taki sposób przejechać etap: to zawsze podnosi morale - mówi ósmy na mecie w Le Grand Bornard. - Robię to co zwykle, staram się jechać w górach jak zawsze. Gdyby nie ten jeden słabszy dzień na Tourmalet, mógłbym być dziś w czołowej piętnastce lub dwudziestce - tłumaczy 29. zawodnik klasyfikacji generalnej.
Triumfator z wtorku, Mikel Astarloza (Euskaltel-Euskadi), dojechał na metę na osiemnastej pozycji. - Goście, którzy byli dzisiaj na czele, pokazali, że są najmocniejsi w tym wyścigu. Ja postarałem się z pomocą kolegów utrzymać się na froncie. Po wczorajszym [wtorkowym] zwycięstwie spałem dobrze, choć na początku dzisiaj było trudno w deszczu i zimnie zregenerować się po takim wysiłku - opowiada Bask.