Mariusz Pańczyk toczy walkę z glejakiem czwartego stopnia. Pomóc może każdy

Glejak czwartego stopnia - taką diagnozę, a w zasadzie wyrok usłyszeli Mariusz i Danuta Pańczykowie. Lekarze zdecydowali się na operację, dzięki czemu pan Mariusz żyje. Powrót do zdrowia wymaga jednak drogiej rehabilitacji. Pomóc może każdy.

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk
Marusz Pańczyk Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Marusz Pańczyk
Mariusz i Danuta Pańczykowie to małżeństwo od 40 lat. On - były kolarz i mistrz Polski na torze i na szosie. Ona - była pracownica klubu kolarskiego z Sobótki. On po zakończeniu kariery pracował jako trener i wyszkolił wielu zawodników, którzy stawali na podium mistrzostw Polski, Europy i świata. Jego podopieczni zawsze mogli na niego liczyć. Zresztą oboje pomagali potrzebującym. Teraz sami apelują o pomoc.

Dramat rodziny Pańczyków rozpoczął się w marcu. Pan Mariusz, będąc w domu, nagle upadł. Jego żona nie przypuszczała, że ta chwila zmieni ich życie. - Po dwóch godzinach od przyjazdu do szpitala usłyszeliśmy wyrok: glejak czwartego stopnia. Cud boski jest, że lekarze podjęli się profesjonalnej operacji. Guz został zoperowany, ale cząstkowo został, bo nigdy glejaka nie da się w pełni usunąć - powiedziała nam pani Danuta.

- Po prostu upadł, nie było żadnych objawów. Całe życie były jakieś pobolewania głowy. Na pogodę brał paracetamol i tyle. Upadł, pogotowie zabrało Mariuszka do szpitala, za dwie godziny wezwał mnie ordynator i przekazał wyrok. Najgorszy jaki może być. Szczęście w nieszczęściu, że był usadowiony w płacie czołowym - przyznała.

ZOBACZ WIDEO: Liga Europy. "Wszyscy czuli niedosyt". Satka zdradza nastroje w szatni Lecha

Sytuacja jest jednak dramatyczna. Po kolejnych badaniach okazało się, że jest wznowa guza. To kolejny wyrok - Guz się nie zatrzymał. Resztka, która jest w jego organizmie rozrasta się. Mariusza boli głowa. Robimy to, co swoje. Proszę o modlitwę, by choroba się zatrzymała. Wierzę w to głęboko - dodała pani Danuta.

Leczenie pochłania wielkie pieniądze. - Chemii nie podaliśmy, bo lekarze mówili, że by go zabiła. Dostał radioterapię, która go bardzo osłabiła. Tylko fizjoterapia doprowadzi go do tego, że stanie na nogi. Dlatego tak walczę od tylu miesięcy sama. Tylko jak długo dam radę? Koszty są ogromne - powiedziała.

Rodzina pana Mariusza zbiera pieniądze w internetowej zbiórce. W to, by pomóc w rehabilitacji i leczeniu może każdy. Mimo tego, że lekarze nie dają szans na wyzdrowienie, państwo Pańczykowie się nie poddają. - Nasza medycyna wiadomo, że nie daje szans. Przywieziono mi męża w worku, zostawiono bez dokumentacji no i człowieku umieraj ponieważ nie masz szans. Ratujemy tak, jak możemy - powiedziała.

Pani Danuta została sama z mężem, który jest jednostronnie sparaliżowany, porusza się za pomocą wózka inwalidzkiego. Razem z nimi mieszka 90-letnia mama. Może liczyć na pomoc przyjaciół i ludzi dobrej woli z całej Polski. Uzyskanie wsparcia finansowego pozwala opłacić niezbędne wydatki. - Jestem u kresu wytrzymałości - dodała Pańczyk.

W przeszłości oboje prowadzili galerię sztuki antykwarycznej, ale przez wybuch pandemii koronawiursa i chorobę pana Mariusza, musieli przerwać działalność. Przez to nie mają z czego żyć. Większość wizyt u lekarzy to wizyty prywatne, których koszt opiewa jednorazowo nawet na 1 500 złotych. Pani Danuta nie ukrywa, że jest osobą głęboko wierzącą. Prosi o modlitwę o wyzdrowienie męża.

Pan Mariusz w przeszłości odnosił sukcesy, które rozsławiały to miejsce na całą Polskę. Został wyróżniony brązowym medalem PZKol za zasługi dla kolarstwa polskiego. - Taka jest okrutna prawda: jesteś w grupie, w czołówce, to jesteś potrzebny. Kiedy już ten peleton odchodzi, to jesteś sam. Takie jest okrutne życie. Wiem, jaka jest rzeczywistość, ale ja się nie poddaje. Jak mi drzwi zamkną, wejdę oknem. Zrobię to dziesięć razy, jak mnie wygonią - zapewnia.

Czytaj także:
Rafał Majka pożegnał się z wyścigiem. "Arrivederci Italia"
Vuelta a Espana: kolarze wjechali na prawie 1800 m n.p.m.! Wygrał Ion Izagirre

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×